XX

136 22 3
                                    

          Droga do miejsca pochówku Newta była dość kręta i wąska. Dodatkowo było ciemno i Thomas potykał się co kilka minut o kolejny kamień lub wystający korzeń.
Szedł ostrożnie, niezbyt szybko, chciał dać sobie czas na całkowite wyciszenie się i wyzbycie negatywnych emocji względem przyjaciela. Nie po to szedł tam, by tylko znów się na niego wściekać i z bólem patrzeć na jego grób.

Im bliżej był, tym większe wątpliwości go nachodziły. Nie był już pewien, czy dobrze postąpił idąc tam w środku nocy. Wiedział, że w oczach innych zachowuje się conajmniej nieracjonalnie, może nawet trochę dziwnie. Minho i Brenda byli przy nim najbliżej, oni rozumieli, przynajmniej taką miał nadzieję. Może nie w pełni, ale Minho na pewno wiedział, co Newt czuł do niego i z pewnością widział więcej niż Thomas.

Zastanawiał się czy rozmowa z Minho mogłaby mu w jakikolwiek sposób pomóc, albo nieco ulżyć w cierpieniu. Na początku nie chciał widzieć nikogo na oczy, brzydził się sobą, nie mógł znieść myśli, że inni będą się na niego patrzeć z litością i współczuciem.

Czytanie przeżyć Newta w pewnym stopniu złagodziło jego własną niechęć do samego siebie, ale nie potrafiło uleczyć bólu, który miał w sercu i w głowie. Minho mógł być jego ostatnią nadzieją do wyspowiadania się z własnych uczuć. Mógł być powiernikiem jego własnych myśli, do których do nie dawna nie mógł się przyznać.

Musiał znów skupić się na drodze, bo ponownie potknął się o coś pod nogami, prawie tracąc równowagę. Był coraz bliżej, czuł to po nasilającym się ucisku w żołądku i spływającym, po plecach pocie.
Panująca dookoła całkowita cisza, utwierdziła go tylko w tym, że jest już na miejscu. Świerszcze nie cykały, drzewa nie szumiały, a odgłos pobliskiego strumyka zdawał się być prawie niedosłyszalny, tak jakby wszystkie dary natury łączyły się z nim w bólu i postanowiły pomóc pogodzić się ze stratą.

Oczy, po jakimś czasie przyzwyczaiły mu się już do panującej ciemności. Pod osłoną nocy, w ciszy, ostrożnie podszedł do usypanego z ziemi wzniesienia. Przez kilka chwil patrzył się bezmyślnie przed siebie. Nie miał odwagi spojrzeć tam z myślą, że pod tymi hałdami piachu, leży jego przyjaciel. Zacisnął zęby i nabrał kilka głębszych wdechów. Teraz był już pewny, kompletnie nie wiedział dlaczego to zrobił. Dlaczego właśnie teraz, zanim skończył czytać dziennik.

Minho z pewnością stwierdziłby, że jest masochistą, ale może to był właściwy dla niego sposób, na poradzenie sobie ze stratą. Zadawanie sobie większego boku, by odwrócić uwagę od tego właściwego, wydawało mu się na ten moment, najlepszą opcją.

Musiał przykucnąć, bo nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Kolana ugięły się w momencie, w którym jego wzrok spoczął na wzniesieniu. Ziemia była jeszcze wilgotna, widać było, że niedawno została usypana. Na myśl o tym, że od śmierci Newta minęło zaledwie parę dni, żołądek Thomasa podszedł mu do gardła.

Nie wiedział co ma zrobić, czuł się bezradny, pusty. Nie miał pojęcia, co robi się w takich sytuacjach, potrafił tylko patrzeć się bezmyślnie w ten jeden punkt, a w głowie mieć całkowitą pustkę.

— Newt — Jego mózg nie funkcjonował tak samo szybko, jak normalnie. Nie zorientował się kiedy wypowiedział jego imię na głos, bo ciagle rozbrzmiewało ono w jego głowie. Odbijało się jak echem.

Głos miał zachrypnięty, a oczy znów zaszły łzami. Był sam, mógł płakać do woli, nie musiał wstydzić się przed nikim swoich uczuć, swoich słabości.

— Newt, tak bardzo cię przepraszam — szepnął w pustkę. Opadł na kolana, czując, że już dłużej nie może kucać, a wilgotna ziemia zaczęła moczyć mu nogawki spodni. Nie zwracał uwagi na chłód, jaki za tym przyszedł. Jedna łza spłynęła po jego policzku, zostawiając mokry ślad na całej długości twarzy.

— Przepraszam — powtórzył, a głos załamał mu się pod koniec. Tutaj czuł się całkiem inaczej niż w swoim blaszanym lokum. Tam był jak w więzieniu, czuł się spętany przez ściany, przez swoje własne emocje. Gdy tylko się tu zjawił, odczuł coś w rodzaju wszechogarniającej ulgi. Nie potrafił tego wyjaśnić, to tak jakby wszystko, cały stres związany z odwiedzinami grobu przyjaciela i emocjami, które do tej pory nim targały, nagle spłynęło po nim, gdy tylko znalazł się blisko Newta.

Klęczał przed wzniesieniem z usypanej ziemi, a łzy spływały po jego policzkach, kąpiąc na piasek. Jedną ręką oparł się mogiłę, tak jakby dotykał przyjaciela. Zacisnął palce, grzebiąc w ziemi i nie przejmując się tym, że wchodzi mu za paznokcie. Pod dotykiem była lepka i wilgotna, ale to była część Newta.

Było mu wstyd, że nie przyszedł na pogrzeb. Brzydził się sobą, ale nie potrafiłby spojrzeć tym wszystkim osobom w oczy, i nie paść przed grobem i nie płakać. Chciał zaoszczędzić reszcie tego widoku, siebie jako słabego człowieka.

— Chciałbym ci tyle powiedzieć, Newt — wyszlochał przez łzy, opierając się drugą ręką o usypaną ziemie tuż przed nim. Spodnie już całkowicie zawilgotniały, ale to w niczym mu nie przeszkadzało. Całym sobą pragnął znaleźć się bliżej przyjaciela. To uczucie było tak silne, że nie pozwalało mu trzeźwo myśleć i tłamsiło w nim zdrowy rozsądek.

Wyprostował się, gdy poczuł, że dziennik uwiera go w kieszeni bluzy. Sięgnął mokrą i brudną dłonią, by wyciągnąć go i położyć na grobie.

— To jedyne co mi po sobie zostawiłeś — szepnął, gładząc delikatnie palcami oprawę zeszytu, brudząc ją i mocząc — Jedyne co mi po tobie pozostało, Newt — szepnął i zamknął oczy, by przywołać w głowie obraz przyjaciela. Uśmiechniętego, będącego zawsze blisko niego.

Dopiero po stracie Newta, uświadomił sobie jak bardzo mu go brakuje. Do tej pory nie zwracał uwagi na to, że przyjaciel ciągle był przy nim. Wydawało mu się to naturalne, po prostu tak było. Ale teraz, kiedy on nagle zniknął, Thomas zauważył, że czegoś mu brakuje. Tak jakby zgubił coś bardzo ważnego, bez czego nie potrafił normalnie żyć, ani funkcjonować. Tak jakby coś zostało mu odebrane.

Newt odebrał mu siebie, kiedy kazał mu zrobić to, czego teraz Thomas tak bardzo żałował.

— Przytul mnie — szepnął i przyłożył rękę do ust, nie zważając na to, że jest brudna. Instynktownie chciał pohamować szloch, dławiąc się własnymi łzami.

Chciał mu tyle powiedzieć. To czego nie zdążył. To co zrozumiał dzięki dziennikowi. To, że poznał go na nowo, a w sobie odkrył prawdę, która do tej pory sprawiała mu ogromny ból.

Chciał mu to wszystko powiedzieć, a najchętniej wykrzyczałby mu to prosto w twarz, a potem przytulił tak mocno, jakby miał zaraz zniknąć. Bo zniknął. A on nie zdążył zrobić niczego.

Wziął do ręki dziennik, po czym z cichym westchnieniem podniósł się do pionu, spoglądając bez przerwy na grób.

Nie był pewny, czy dobrze zrobił przychodząc tutaj, ale mimo wszystko czuł się oczyszczony. Nie miał już wyrzutów sumienia z powodu nie pojawienia się na pogrzebie. W końcu czuł się dobrze i zgodnie sam ze sobą. A to już był duży wyczyn. Ból i pretensje jakie czuł do niego, stały się łagodniejsze i nie trawiły już tak jego serca. W końcu w jego głowie zagościł spokój i poczuł, że jest gotowy zmierzyć się z dalszą częścią dziennika. Był pewien, że to będzie najtrudniejszy etap.

Zimne światło dnia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz