II

245 28 12
                                    

Dzień 145

Każdy dzień wygląda tak samo. Alby razem z Minho wybiegają do labiryntu, wracają dopiero kiedy słońce chyli się ku zachodowi. Zamykają się w szopie i dokładnie rekonstruują cały labirynt. Robią to od samego początku, kiedy tylko się tu zjawili. Czasem myślę, że Alby może wiedzieć więcej niż nam mówi, ale później sam besztam się za takie domniemania.

Alby tak naprawdę dodaje nam wszystkim otuchy. Odkąd się tu pojawiłem przybyło kolejnych pięciu chłopaków, a to właśnie Alby przejął rolę wprowadzenia „Świeżych"- bo tak ich nazywamy odkąd obdarowałem Colby'ego tym przezwiskiem.

Mam wrażenie, że gdy w końcu mogę złapać chwilę oddechu, odpocząć od krzyków chłopaków, od panującego zgiełku, wytchnienie daje mi jedynie pisanie. Wiem, że to głupie, ale myślę, że rozmawiam z kimś, opowiadam mu o wydarzeniach ostatnich kilku dni, o swoich emocjach i o przeżyciach.

Łatwiej mi adresować te notatki, kiedy będę zwracał się do ciebie na ty. Może ktoś kiedyś przeczyta moje wywody. Pozna mnie takiego jakim byłem naprawdę, od samego początku.

Thomas zamrugał kilka razy, przeczytawszy ostatnie zdanie jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze. Jego wewnętrzna rozmowa ze zmarłym przyjacielem nabierała całkiem innego wydźwięku, kiedy to Newt zwracał się bezpośrednio do kogoś. W tym przypadku do niego.

Było to z jednej strony tak abstrakcyjne i tak absurdalne doświadczenie, że musiał na moment odłożyć dziennik i wstać z metalowego krzesła, na którym do tej pory siedział cały spięty. Pomasował obolały kark, chodząc w kółko po małym pomieszczeniu. Czuł, że zimny pot spływa mu po plecach, a serce bije tak mocno, jakby miało zaraz wyskoczyć.

To czego doświadczał w tym momencie było nie do opisania. Bolało go samo myślenie o Newtcie, bolał jego obraz, który pojawiał się w jego wyobraźni gdy tylko zamykał oczy.

Bolało go czytanie słów przyjaciela, które w jego głowie brzmiały tak beztrosko, prawie tak jakby rozmawiał z nim, prawie tak jakby stał obok.

Może to właśnie miało być jego zadośćuczynienie? Może w taki sposób, Newt chciał zadać mu jeszcze większe cierpienie. Opowiadając mu o sobie w taki sposób, jakby nadal ze sobą rozmawiali. Może to było jedyne wyjście, by Thomas mógł nadal normalnie funkcjonować, przestać bać się wyjść do reszty, przestać ukrywać się w tych czterech, cholernych ścianach.

Wiedział, że będzie cierpiał za swój czyn, że do końca życia nie upora się z tym ciężarem. Jednak nie przypuszczał, że Newt dołoży mu kamieni, które będzie musiał dźwigać na swoich plecach.

Równie dobrze mógł zostawić ten dziennik i nigdy więcej po niego nie sięgnąć. Wiedział jednak, że jego sumienie nigdy by mu nie pozwoliło zapomnieć o Newcie. Nigdy.

Dzień 147

Podczas dzisiejszego świętowania przyjęcia nowego chłopaka do Strefy, Colby zaproponował mi spróbować nowy trunek jaki pędzili z Gallym odkąd tylko się tu pojawił.
Muszę przyznać, że cuchnęło niemiłosiernie, a smakowało jeszcze gorzej. Mimo wszystko wypiłem dość sporo, chciałem w końcu się zrelaksować, na moment zapomnieć o tym gdzie jestem.

Colby przyszedł do mnie, gdy siedziałem sam z butelką ohydnego trunku. Z daleka wyglądał na zmartwionego, ale gdy tylko się do mnie zbliżył, zauważyłem po jego oczach, że jest tak samo pijany jak ja. Nie miałem sił nawet się do niego odezwać, a wtedy on zrobił coś całkiem niespodziewanego.

Może zaśmiejesz się lub skrzywisz na samą myśl o tym, ale Colby mnie pocałował. Albo raczej próbował to zrobić, ale był w tym tak nieporadny, że nie mogę tego zrzucić na ilość wypitego alkoholu.

Thomas ponownie zlustrował oczami wyobraźni wszystkich, których poznał będąc w Strefie, jednak za nic nie mógł przypomnieć sobie nikogo o imieniu Colby. Kim był ten chłopak? Czy Newt'owi mógłaby podobać się osoba tej samej płci? Dlaczego nigdy nie zwrócił na to uwagi?

Poczuł jak żołądek wywraca mu się do góry nogami. Jak śmiał nazywać Newt'a swoim najlepszym przyjacielem, skoro tak mało o nim wiedział?

Dzień 148

Colby następnego dnia mało co pamiętał, a ja nie chciałem mu przypominać. Nie wiedziałem, czy to co zrobił było zaplanowane, czy było jedynie chwilowym zapomnieniem. Nie zapytałem go o to, ani przy śniadaniu, ani kiedy razem sprzątaliśmy po kolacji.

Dopiero późnym wieczorem, gdy wszyscy kładli się już spać, Colby przyszedł do mnie, proponując przechadzkę wzdłuż muru labiryntu. Zgodziłem się, choć miałem mieszane odczucia. Nie wiedziałem, czy chce porozmawiać o tym co się wydarzyło, czy po prostu, kolejny raz, tak jak robiliśmy to wcześniej, przejść się w nocy, by trochę zmęczyć się przed spaniem.

Wiem, że to dziwne, sam nie potrafię tego wytłumaczyć, ale gdy znaleźliśmy się już z dała od obozowiska, i kiedy Colby przycisnął mnie do drzewa i pocałował, wcale nie chciałem się odsunąć.

Wprawdzie nie spodziewałem się tego, ale doznanie to było tak silne, że nie potrafiłbym opisać tego słowami. Nie był to zwykły pocałunek. Nie mogę sobie nawet przypomnieć, kiedy ostatni raz całowałem się z kimkolwiek i czy w ogóle to robiłem, ale zdecydowanie Colby całował obłędnie.

Jego ciało było tak blisko mojego i napierało na mnie, dociskając mi plecy do chropowatej kory drzewa.

Nie wiem ile trwał nasz „spacer", ale gdy wróciliśmy, wszyscy pogrążeni byli już w głębokim śnie. Colby pożegnał się ze mną jedynie muśnięciem dłoni o moją, zostawił mnie z natłokiem sprzecznych myśli, które nie pozwoliły mi nawet zmrużyć oka.

Jeżeli to czytasz, musisz wiedzieć, że w momencie, gdy Colby pocałował mnie po raz drugi, uświadomiłem sobie, że mi się to podoba. Pociągają mnie mężczyźni. Jedyne co budziło moje zastanowienie, to fakt, że może mój pociąg do chłopców spowodowany jest całkowitym brakiem dziewczyn w Strefie. W końcu minęło już prawie pół roku odkąd byłem zamknięty z samymi chłopakami.

Newt, powiedz mi kim, do jasnej cholery był, lub jest Colby? Thomas znów musiał oderwać się od czytania tego zasranego dziennika, którym miał ochotę teraz rzucić i jeszcze podeptać. Złość jaka w nim wezbrała była nie do opisania, a najgorsze było to, że nie potrafił umiejscowić źródła swojego gniewu. Wściekał się na swojego zmarłego przyjaciela? Czy może na Colby'ego, o którego istnieniu nie miał pojęcia przez tyle czasu? A może znów był zły na samego siebie?

Gniew jaki odczuwał, był najczęściej towarzyszącą mu emocją od kilku dni. A swoje apogeum osiągnął w momencie gdy Newt poprosił go o smierć. Zrobił to w taki sposób, który łapał Thomasa za serce.

Newt, czy obarczeniem mnie winą za swoją smierć, sam chciałeś za coś odpokutować?

Zimne światło dnia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz