ROZDZIAŁ SZESNASTY

1K 85 16
                                    

Nie mogę pozwolić mu odejść, ja nie... nie mogę go stracić.

-Eren! - Mikasa złapała mnie za nadgarstek gdy tylko postawiłem jeden krok do przodu.

-Puść mnie Mikasa - zacząłem się wyrywać, ale nie wiedząc skąd wzięła taka siłę nie mogłem tego zrobić.

-Dokąd ty chcesz iść?

-Nie mogę patrzeć jak odchodzi rozumiesz? Nie mogę!

-Jestem tutaj - wskazała na siebie - dla ciebie... ja... - zaczęła się peszyć, ale zaraz spojrzała na mnie poważnie - ja cię kocham, nigdy cię tak nie skrzywdzę, nigdy.

-Mikasa... - nie wiedziałem co powiedzieć, a Levi uciekł już z pola widzenia.

-Tylko daj mi szanse, ja sprawie, że będziesz szczęśliwy, proszę...

-Przepraszam - powiedziałem twardo i wyrwałem się gdy poluzowała uścisk - Wybacz, ale jedyną osobą którą jestem w stanie pokochać jest Levi... - spojrzałem w jej smutne i przygnębione oczy, ale musiałem postawić na moje szczęście jako pierwsze miejsce.

Odwróciłem się i w mgnieniu oka zacząłem biec gdzie jeszcze chwilę temu szedł Levi tą samą drogą.

Mimo, że czułem się jakbym miał zaraz wyzionąć ducha nie mogłem przestać biec oraz szukać mojej miłości. Przechodzące koło mnie szczęśliwsze pary jeszcze bardziej mnie motywowały, ja także chciałem być tak szczęśliwy tylko z nim.

Przecież nasze spotkania na pewno coś dla niego znaczyły, nie robił by tego gdyby nic do mnie nie czuł, a ja nie pozwolę mu tak łatwo ode mnie odejść.

Biegałem po parku jak głupi mając nadzieję, że jeszcze gdzieś go znajdę. Jednak park się skończył i wyszedłem na ulicę pełną ludzi. Czy ja na prawdę mam takie nieszczęście?

Stanąłem przy murku i złapałem się go dość mocno. Nie miałem już sił, moje ciało drżało, a serce prawie wyskakiwało mi z klatki piersiowej. Zmrużyłem oczy i złapałem się za głowę, aby przez chwilę się wyłączyć i uspokoić moje całe ciało.

Otrząsnąłem się po chwili, nie mogę tak stać i nic nie robić, nie ważne jak teraz się czuje, muszę go znaleźć. I chyba bóg głupków mnie posłuchał. Na przeciwko znajdowała się jedna z droższych restauracji, a przez drzwi wejściowe wszedł szanowny poszukiwany wraz z jakimiś ludźmi w garniturach. Czyżby miał spotkanie?

Nie myśląc wiele postanowiłem tam podejść, moje słabe watowe nogi jakoś powoli dochodziły do siebie i mogłem stawiać coraz pewniejsze kroki. Oddech również stał się stabilny, ale serce biło jak szalone, jednak nie mogłem stać i czekać aż wyjdzie, musiałem wziąć sprawy w swoje ręce, musiałem być mężczyzną, dość użalania się i płakania.

Przeszedłem przez pasy i stanąłem przed restauracją. Podszedłem do jednego wielkiego okna podpatrzeć czy, aby na pewno nie miałem zwidów i Levi na prawdę tam jest. Niestety w tej części restauracji nie znalazłem jego sylwetki, a zostałem wyłącznie oblepiony wzorkami klientów, fakt musiałem wyglądać bardzo podejrzanie, wybaczcie mi bogaci ludzie.
Podszedłem do drugiego okna i od razu zobaczyłem go przy stoliku i jakąś trójkę facetów.

-Jest! - krzyknąłem uradowany na głos, aż jakąś starsza pani z dzieckiem zwróciła uwagę swojemu synowi, żeby uważać na takich jak ja....musze na prawdę wyglądać podejrzane.

Poznałem jeszcze jedną osobę, to ta gruba brew, Erwin jeszcze do tego zauważył mnie, szlag... Schowałem się zza oknem będąc jeszcze bardziej zestresowanym, na pewno już mu powiedział, że tutaj jestem. Teraz to już na bank wyglądam jak zboczeniec. Oddychaj Eren, spokojnie... muszę coś wymyślić, może po prostu wejdę i rzucę tekstem "Levi idziesz ze mną" no na pewno by wstał i poszedł...

-Eren?

Usłyszałem ten głos i od razu się spiąłem.

-Em... dzień dobry? - wyciągnąłem telefon z kieszeni i rzuciłem za siebie-O tu jest, wszędzie cię szukałem - zaśmiałem się odwracając się i schylając po telefon - skubany, często wypada i się gubi - pokazałem mu telefon.

Erwin się zaśmiał i podszedł do mnie trochę popychając w bok budynku.

-Czy, aby na pewno chodzi o telefon? - zapytał miło.

-A co mnie Pan podejrzewa?! - wyrwałem, nie chciałem być uznany za jakiegoś dziwaka.

-Pomyślmy... Levi? - zapytał poruszając swoimi wyrazistymi brwiami.

-Że co? - czułem jakby czytał ze mnie jak z otwartej książki - nie, dlaczego? Po co miałbym? Że niby ja? - zacząłem się denerwować.

-Spokojnie, wszystko wiem - uciszył mnie kładąc rękę na ramieniu.

-Ale... że... o nas? - zaszokował mnie ten fakt.

-Tak, o was - podsumował.

-O cholera - mruknąłem.

-Czekasz na niego prawda?

-Można tak powiedzieć... bardziej to szukałem, a teraz no... po prostu stałem jak taki zboczeniec wgapiając się w szybę - zaśmiałem się z własnej głupoty, to brzmiało okropnie.

-Pomogę Ci - powiedział sympatycznie.

-Pomogę... - zamyśliłem się na moment - ale dlaczego?

Nie rozumiałem gościa, chciał się ze mnie ponabijać?

-Oj Eren - poklepał mnie po ramieniu - miłość to trudna sztuka, nie sądzisz? - zacmokał cicho.

-Do czego pan zmierza? - spytałem podejrzliwie.

-Zdradzę Ci coś - przybliżył się do mojego ucha - Odkąd zaczęliście te całe spotkania nawet nie wiesz ile radości wpłynęło do jego życia, gdybyś mógł go tylko wtedy zobaczyć...

Czy... On mówił prawdę? Levi... Levi był na prawdę szczęśliwy?

-Od śmierci jego żony nie widziałem go w takim ożywieniu, jakby na nowo odżył, ale gdy to wszystko się zakończyło ponownie zobaczyłem żal i ból w jego oczach, jakby ponownie całe jego szczęście się ulotniło.

-Więc... On na prawdę coś do mnie czuł... - potwierdziłem swoje wcześniejsze słowa jakby do siebie czując straszną euforię.

-Chcę wam pomóc, nawet nie wiesz ile znaczy dla mnie jego uśmiech, w końcu przyjaźnimy się od najmłodszych lat, nie potrafię patrzeć gdy cierpi, ponieważ nie potrafi zaakceptować swoich uczuć.

Erwin oddalił się i posłał mi życzliwy uśmiech.

-Więc nie stój tu jak psychopata tylko pozwól wam na zaznanie tej pięknej miłości.

Levi... na prawdę coś do mnie czuję, jestem... jestem tak kurwa szczęśliwy. Teraz mnie nie oszuka, znam prawdę.

-Tak! Tylko...macie przecież spotkanie, może złapię go dopiero-

-Zostaw to mnie, Eren. 

W moim sercu nieład |LEVIXEREN|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz