ROZDZIAŁ ÓSMY

1.3K 114 49
                                    

-Eren, słuchasz ty mnie w ogóle? - z tępego patrzenia na szklankę wyrwał mnie głos mojego przyjaciela.

-Co? Eh... no trochę...

-Więc to tak - mruknął i westchnął uradowany.

-Hm?

-Myślałeś o tym mężczyźnie zgadza się? Levi Ackermann.

-No, masz mnie - uśmiechnąłem się lekko na samo wspomienie jego imienia.

-Eren, zakochałeś się - oznajmił mi prosto w twarz.

Poczułem napływ gorąca, a serce prawie wyskoczyło mi z klatki piersiowej.

-C-co ty mówisz...

Chciałem jakoś to wytłumaczyć.
Nie miałem żadnego pomysłu, ani też żadnych argumentów przeciw temu co powiedział.

-Nigdy się nie zakochałeś prawda?

-Nie i teraz nie mógłbym...po prostu nie...

-Myślisz o nim cały czas, patrzysz na niego jakby był że złota... chcesz więcej moich argumentów?

-Przestań Armin... to nie... nie...

Ja się zakochałem?

-Nawet jesteś cały czerwony jak tylko o tym powiedziałem - mruknął śmiejąc się pod nosem.

Ja...kocham Levi'a?

Do drzwi zadzwonił dzwonek. Armin wstał otworzyć i zaraz mogłem ujrzeć dwójkę moich przyjaciół.
Mikasa od razu wleciała we mnie kładąc mi rękę na czole.

-Eren! Dlaczego jesteś taki czerwony? Masz gorączkę? Trochę jesteś ciepły... rozchorowałeś się?

Tak, jestem chory z miłości.

-Nie Mikasa, wszystko w porządku. Ogladalismy urywek kabaretów na telefonie - Armin przejął inicjatywę.

-Rozumiem - przytaknęła i uśmiechnęła się do mnie ciepło.

-A Ty co taka dziwna? - podpytał Armin.

-Robiłam prezentacje z Jean'em - na samo wspomienie skrzywiła się - jeżeli jeszcze raz mnie ktoś dobierze z nim w parę nie ręczę za siebie, tylko gadał i gadał.

-Konio-mordy lubi sobie pogadać - zaśmiałem się do dziewczyny.

-A Ty nadal tak o nim? - Armin spojrzal się na mnie z grymasem.

-Nie moja wina, że ma taką końską mordę - wywróciłem oczami.

-Chłopcy przyniosłam ciasto jogurtowe - Mikasa wyciągnęła z torby pudełko i położyła na stole - sama robiłam.

O nie, tylko nie to.




Przez miesiąc nie widziałem Ackermann'a. Było mi jakoś tak pusto. Każdego dnia zastanawiałem się czy przyjdzie. Czekałem na niego, marząc o tym, żeby przyszedł i przywitał mnie swoim zjawiskowym głosem. Zrobiłbym mu herbatę, a wtedy powiedziałby, że jest pyszna.

Chwila...zachowuje się jak zakochana nastolatka.

Armin miał rację? Kocham go... i tęsknię za nim...

-Eren, zakochałeś się, że tak stoisz patrząc w te drzwi? - uderzyla mnie w ramię Petra.

-Zakochałem? C-co?!

-Bujasz w obłokach - spojrzała na mnie pytająco - ostatnio jesteś jakiś rozkojarzony, patrzysz w te drzwi... Czekasz na kogoś?

-Można tak powiedzieć - wyjaśniłem niechcący.

-Eh... nie idzie cię zrozumieć - westchnęła - chciałabym żeby Levi tu przyszedł - jęknęła.

Tak, ja też Petra.
I to bardzo bym chciał.


Kolejny nudny dzień. Czułem się beznadziejnie.
Tylko on chodził mi po głowie, to już się robiło chore. Czy wypadałoby pójść na jakąś terapię?

-Eren, masz zadanie bojowe! - krzyknęła Hange idąc w stronę recepcji z trzema teczkami.

-Słucham?

-Mobilt ma teraz pełne ręce roboty, ja zaraz mam spotkanie, a Ty chyba dobrze się z nim dogadujesz - powiedziała wyciągając kilka kartek z jednej niebieskiej teczki.

Dobrze się z nim dogadujesz, czyżby...

-Zaniesiesz te rozliczenie do Levi'a? - poprosiła poprawiając okulary.

-Tak-odezwałem się niemal natychmiast.

-He!? - jęknęła Petra bawiąc się wlosami.

Sorry Petra, nie pójdziesz tam.

-Jezu, dziękuję Eren! - uradowala się i wręczyła mi rozliczenie.

W końcu go zobaczę...

Szedłem cały czerwony, szczęśliwy, a zarazem spanikowany.

Wszedłem do budynku zastając siedzącego blond mężczyznę z wyrazistymi brwiami.

-O, dzień dobry... Eren.

-Dzień dobry, jest Pan Ackermann? - spytałem, ale nie mogłem opanować się od patrzenia na jego brwi, były nietypowo grube.

-Tak, wejdź - powiedział miło wskazując ręką na drzwi.

Zapukałem i poczekałem chwilę. Gdy usłyszałem proszę serce stanęło mi pod gardło.

Wszedłem i zamknąłem za sobą drzwi.

Wreszcie go zobaczyłem... siedział sobie za biurkiem wpatrując się we mnie.

-Dzień dobry Eren, długo się nie widzieliśmy - powiedział dość ciepło.

-Dzień dobry, tak... - chrząknąłem chcąc opanować stres - przynoszę rozliczenie od Hange.

-Dziękuję.

To ja dziękuję,że cię widzę.

-Pewnie masz dość całego tego typu pomagania - stwierdził przeglądając papiery.

-Nie-powiedziałem jak najszybciej się dało, nie chciałem żeby myślał, że robię to z łaski, albo z rozkazu.

Levi spojrzał się na mnie i tak patrzył przez dobrą chwilę powodując we mnie dziwne uczucie w brzuchu.

-Może w ramach rekompensaty dasz sie zaprosić na obiad lub kawę? - spytał ze swoim nieugiętym wzrokiem.

-Tak, chętnie! - ledwo się wstrzymałem żeby go nie wytraszyć swoim krzykiem.

-Co lubisz jeść? Gdzie lubisz przebywać?

-Em... nie bardzo jadam na mieście, jak już to KFC albo McDonald's- zrobiło mi się głupio - ale...jest taka kawiarnia, mają tam pyszne ptysie.

-Rozumiem, to może najpierw pójdziemy na obiad, wybiorę nam restauracje, a później na deser jako ptysie - widziałem lekki uśmiech który był znacząco piękny.

-D-dobrze.

-Pasuje Ci w piątek? O której kończysz?

-O 18.

-Przyjdę po ciebie do hotelu, może tak być, Eren?

-Tak...

-To do zobaczenia w piątek, Eren- mruknął przyjemnie.

Wstając prawie się wywaliłem o krzesło, a później o komodę, ale nie obchodziło mnie to.
Byłem taki szczęśliwy... spędzę wieczór z Levi'em.








W moim sercu nieład |LEVIXEREN|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz