ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

683 66 25
                                    

*POV LEVI*

Bankiet się rozpoczął kieliszkiem szampana. Było tu wiele znanych i wpływowych osób, można było się tego spodziewać. Jednak moją głowę prześladował Eren który jest sam w domu.

-Odstraszasz ludzi od nas - burknął Erwin sącząc jakiś alkohol w szklance - martwisz się, widać to jak na dłoni.

-Jak mam się nie martwić? - zapytałem podirytowany.

-Eren jest silny, poradzi sobie, musisz po prostu w niego uwierzyć.

Łatwo mówić, Erwin.

-Na pewno byłby wkurzony gdyby się dowiedział, że cały bankiet chodzisz z kwaśną miną i myślami jesteś gdzieś indziej.

-To ma być jakiś typ groźby?

-Może - uśmiechnął się sztucznie - o tam stoi Buggy - spojrzał się przed siebie sącząc kolejny łyk alkoholu.

-Postawił warunek, a nawet nie raczy do nas podjeść? - zirytowałam się kolejny raz.

-O proszę, jak na życzenie - zachichotał i odstawił pustą szklankę na tacę kelnerki która przechodziła pomiędzy ludźmi.

-Zaraz przyjdę, zagadaj go żeby nie uciekł- mruknąłem i odwróciłem się na pięcie.

-Dokąd ty idziesz?!

-Zadzwonić - odpowiedziałem i odszedłem na zewnątrz.

Musiałem to zrobić, mimo woli Eren'a. Może być na mnie zły, obrażony, ale wtedy będę pewny, że u niego wszystko jest jak należy.

Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Mikasy. Niechętnie, ale była właściwą osobą.

Nie wybaczyłbym sobie gdyby pod moją nieobecność coś mu się stało, a sytuacji może być wiele.




*POV EREN*

Gdy Levi tylko wyszedł odetchnąłem. Cieszyło mnie to, że jednak nie uważa mnie za dzieciaka i mi zaufał.

Podjechałem do okna gdzie z dołu można było zobaczyć taksówkę do której wsiadał Levi. Musiałem być pewny, że jednak nie wróci, ale odjechał i w końcu zostałem sam, zrozumiany, że nie potrzebuje opieki 24h na dobę.

Mój wieczór zacząłem od włączenia telewizora oraz konsoli, zapowiadało się na prawdę dobrze.
Podjechałem do półki alby zgarnąć kontroler.

Moją uwagę przykuło zdjęcie oprawione w ramkę które stało na kominku przede mną. Na fotografii widniało nasze zdjęcie, zdjęcie na moście w parku, który nosił ze sobą niby smutne wspomnienie, a jednocześnie radosne, ponieważ gdyby nie tamte spotkanie nie dotarłoby do mnie, że muszę walczyć. Tego samego dnia poprzez moją determinację zostaliśmy oficjalnie parą.

Tam gdzie kiedyś widniało zdjęcie jego żony zastąpiliśmy naszym. Levi chciał je schować, ale nie potrafiłem się z nim zgodzić. W końcu była dla niego ważna, na pewno gdzieś w głębi serca trzymał ich dobre wspomnienia. Nie byłem nawet zły, ani zazdrosny...cieszyło mnie to, że potrafiłem usunąć wielką dziurę w jego sercu za jej miejsce. Na pewno sama Isabel była szczęśliwa, że Levi znalazł sobie kogoś kto zapełnił pustkę w jego sercu.

Jakoś odechciało mi się grać. Musiałem postawić kolejny krok w stronę mojej choroby, żeby w końcu Levi również poczuł się bezpiecznie tak ja w jego towarzystwie.

Odjechałem wózkiem za kanapę, gdzie było najwiecej miejsca i swobody ruchu.

Podparłem się rękoma o wózek i odetchnąłem głęboko. Moje nogi były coraz sprawniejsze, wiec nic złego mi się nie stanie, najwyżej się przewrócę i doczołgam się do kanapy lub wózka.

W moim sercu nieład |LEVIXEREN|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz