ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

884 78 21
                                    

*Pov Levi*

-Co z nim?! - wyrwała się dziewczyna.

-Przejdę od razu do rzeczy - ściągnął swoje okulary i spojrzał na nas poważnym wzrokiem, przez co moje serce przyspieszyło - choroba wieńcowa.

-Choroba wieńcowa? - powtórzyłem.

-Zaraz...ojciec Eren'a zmarł na tą chorobę- oznajmił blondyn który wyglądał na przerażonego.

-To może wiele wyjaśniać- mruknął lekarz przecierając okulary - Choroba wieńcowa, określana również mianem choroby niedokrwiennej serca, to zespół objawów wywołanych niedokrwieniem mięśnia sercowego - wyjaśnił spokojnie.

Przeszedł mnie dreszcz, zimny, aż przerażająco lodowaty.

-Badamy pana Jeager'a pod każdym kątem, ale jeżeli pan powiedział, ze jego ojciec posiadał i zmarł na tą samą chorobę myśle, że może to być wywołane wrodzonym niedorozwojem tętnic wieńcowych.

Nie wiedziałem co powiedzieć, ani co o tym myśleć.

-Czy ta choroba jest śmiertelna? - wyrwało mi się bez żadnych namyśleń.

-Choroba niedokrwienna serca jest jedną z najczęstszych przyczyn zgonów - powiedział zakładając swoje okulary na nos.

Osłupiałem, czułem się kompletnie bezradny i słaby. Nie rozumiałem tego. Eren który był taki żwawy...mógł umrzeć.

Mikasa zaczęła płakać, szczerze mówiąc miałem ochotę zrobić to samo, rozpłakać się jak dziecko i wypuścić swoje wszystkie emocje na zewnątrz.

-Co teraz? Czy on się obudził? - spytał chłopak głaszcząc przyjaciółkę po plecach.

-Cóż, jego stan nie wyglada na zbyt stabilny, powiem szczerze, że wyniki które otrzymałem mają wiele do życzenia - westchnął dość głośno.

-Wiec...jego stan jest zły - stwierdził Armin, s Mikasa zawyła.

-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, ale nie mogę zagwarantować, że wszystko będzie jak dawniej. Gdy Eren się obudzi od razu państwa zawiadomię - kiwnął głową i powrócił do sali w której leżał nieprzytomny chłopak.

Bałem się, nie chciałem go stracić wtedy kiedy na prawdę zacząłem odżywać, tylko on potrafił przypomnieć mi o pięknych chwilach na tym świecie, a teraz to miałoby prysnąć jak bańka mydlana?


Po trzech tragicznych godzinach lekarz wyszedł z sali i oznajmił nam, że śpiąca królewna raczyła się obudzić.

-Nie idziesz?- zapytał Armin stając przy drzwiach sali.

-Zamienimy się- mruknąłem dość słabo.

*Pov Eren*

Czułem się strasznie słabo, a ból w klatce piersiowej był niemiłosiernie kujący.
Przed chwilą usłyszałem co takiego mi się przydarzyło, a także na co choruję.
Byłem w szoku, nie wiedziałem, że moje życie zmieni się tak z dni na dzień. Jeszcze pamietam jak kochałem się z moim nowym chłopakiem, a teraz leżę przypięty do łóżka ledwo oddychając.

-Zostawię was samych - mruknęła pielęgniarka, a przy drzwiach pojawiła się dwójka bliskich mi osób. Jedna z nich rzuciła się od razu na moje łóżko.

-Eren! - krzyknęła przez płacz wtykając swoją głowę na mój brzuch.

-Mikasa ostrożniej. Eren...jak ty się czujesz? - spytał markotnie, musieli się dowiedzieć.

-Jakoś żyje - mruknąłem.

-Powinniśmy szybciej zareagować - Mikasa zaczęła wyć.

-Nie przypuszczałem, że to mogą być objawy choroby wieńcowej...a co dopiero wy - pogłaskałem ją po głowie, aby chociaż trochę ją uspokoić.

-Nie martw się, lekarze postarają się,abyś wrócił do normy - chłopak się lekko uśmiechnął, ale widziałem,ze pod tym uśmiechem kryje się zmartwienie.

-Czy jest Levi? - spytałem przełykając głośno ślinę.

-Jest na korytarzu, wejdzie po nas.

-Eren, to nie jest dobry pomysł, musisz odpoczywać - Mikasa otarła swoje łzy i spojrzała się na mnie opiekuńczo.

-Nie zaczynaj, nie wiem czy przeżyje jutra, a ty nie chcesz go tu wpuścić? - zażartowałem, ale najwidoczniej mój żart był zbyt suchy.

Szczerze mówiąc sam chciałem poprawić sobie jakoś humor, nie codziennie słyszy się, że można umrzeć.



Po kilku minutach przyjaciele wyszli, a po chwili w drzwiach stanął Levi. Jego twarz która była nie do złamania wydawała się teraz na prawdę nieciekawa oraz smutna.

-Levi...

-Eren.

Podszedł do łóżka i zaczął się mi przyglądać oraz sprzętom do których zostałem podłączony by móc jakoś funkcjonować.

-Przepraszam, że cię zmartwiłem.

-Eren dlaczego wcześniej nie powiedziałeś mi o swoich bólach? - spytał dość nieprzyjemnym głosem.

-Nie wiedziałem, ze to coś poważnego - wyjaśniłem spuszczając z niego wzrok.

-A jednak - skarcił mnie samym wzrokiem.

-Levi, wszystko będzie dobrze - zagwarantowałby go swoim uśmiechem.

-Dlaczego sam siebie okłamujesz?

-Co?

-Boisz się- mruknął.

Tak, miał rację, Levi czytał ze mnie jak z otwartych kart.

-Może trochę.

Zacząłem ostro kaszleć, a raczej dusić się. Ból przy tym był strasznie kujący w klatce.

-Nie zostawisz mnie prawda? - spytał tak cicho, że nie usłyszałem.

-Przepraszam - powiedziałem z lekką chrypką - możesz powtórzyć?

-Po prostu odpoczywaj dzieciaku - uśmiechnął się lekko - gdy będziesz coś potrzebował tylko słowo.

-Jest coś takiego- powiedziałem trochę nieśmiało.

-Słucham.

-Pocałuj mnie - szepnąłem, ale na tyle słyszalne,żeby Levi usłyszał.

Levi przybliżył się do mojej twarzy i musnął mnie delikatnie w usta, mimo bólu przy każdym ruchu moje serce skakało z radości, a także z ogromnego bólu.

Pojedyncza łza skapywała po moim policzku.
Musiałem być silny i twardy.
Żyć dla niego.



*Pov Levi*

Wszedłem do mieszkania w którym panowała ciemność. Oparłem się o drzwi i zjechałem na podłogę. Byłem strasznie bezsilny, nie potrafiłem już utrzymać swoich emocji.

Nie pamietam już kiedy ostatnio moje łzy się uwolniły.

Rozpłakałem się z bezradności od niepamiętnych czasów moje łzy skapowały z mojej twarzy.

W moim sercu nieład |LEVIXEREN|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz