And now there's no-one else left to love

329 38 6
                                    

Skręciłam z Victorem w ślepą uliczkę, przy której mieścił się opustoszały, spory lokal. Na ceglanej ścianie dalej można było zobaczyć ślady po neonie ze starą nazwą klubu nocnego. Victor zwolnił trochę, rzucając w moją stronę jedno z wielu powątpiewających spojrzeń.

– Wiem, z zewnątrz nie porywa.

– To kompletna rudera.

– Ale nasza. – Uśmiechnęłam się do niego zachęcająco, pchając drzwi. – Jeśli nie będziesz miał ochoty, więcej tu nie przyjdziesz.

Victor obrzucił budynek jeszcze jednym sceptycznym spojrzeniem, nim wszedł do środka. Ostrzegłam go przed dziurą w podłodze i poprowadziłam do głównej sali, w której już zebrała się moja grupka. Na nasz widok przerwali rozmowy.

Mój najnowszy Upadły miał rację. Lokal nie powalał. Z sufitu zwisały gołe żarówki na kablach, okna były zalepione folią, a parkiet okropnie skrzypiał. Nie było tu mebli poza wstawionymi składanymi krzesłami, które Camila, nowa właścicielka budynku i jedna z Upadłych, znalazła na zapleczu. Co spotkanie dostawialiśmy jedno dla najnowszego uczestnika.

– Więc to taka grupa wsparcia? – spytał Victor.

– Można tak powiedzieć – przytaknęłam, prowadząc go do posadzonych w kole Upadłych. Caroline i Sara pomachały do nas przyjaźnie. Pozostali także posłali Victorowi bardziej lub mniej sympatyczne spojrzenia.

Kiedy już było nas więcej niż piętnastu, Sebastian zasugerował, żebyśmy zaczęli spotykać się wszyscy w jednym miejscu. Musiałam przyznać, że latanie do każdego Upadłego z osobna naprawdę zajmowało mi dużo czasu i nie zdążyłam odwiedzić wszystkich jednego dnia. Z pomocą przyszła mi Camila, także jedna z pierwszych Upadłych. Zaproponowała, żeby spotkania odbywały się w jej budynku, który odziedziczyła niedawno i nie miała jeszcze pomysłu, co z nim zrobić. Dopóki nie znajdzie kupca, mogliśmy się tu spotykać.

Sebastian wyszedł nam naprzeciw. Już dawno zwróciłam uwagę, że ponieważ był pierwszy i poznaliśmy się ze sobą najlepiej, pozostali traktowali go trochę jak moją prawą rękę. A może to przez to, że to on był adminem na naszej grupie na Messengerze.

– Cześć – przywitał się Seba. – Jestem Głośna Samotność.

– Przedstawiamy się naszymi alter ego? – spytał Victor. – W takim razie, Osądzony.

– Super. Chodź, skołowaliśmy dla ciebie krzesło.

Usiedliśmy na dwóch pozostawionych koło siebie miejscach. Taką już mieliśmy tradycję, że najnowszy Upadły siadał obok mnie.

Popatrzyłam po zgromadzonych tu osobach. Louis miał rację, wszyscy byli nastolatkami albo młodymi dorosłymi. Najmłodszy z nas, Pierre, miał czternaście lat. Najstarsza była Camila, dwudziestoczterolatka. Wszyscy mieliśmy podobne problemy, to też się zgadzało. Próbowałam wprawdzie "rozszerzyć" działalność, ale przekonałam się, że z innymi osobami o wiele trudniej mi nawiązać nić porozumienia.

– Jak wam minął dzień? – spytałam wreszcie. Kilka osób podniosło ręce. – Rozpacz?

– Razem z siostrą poszłyśmy na zakupy i do kina. Po mojej przemianie nasz kontakt po śmierci rodziców jest znacznie lepszy – odpowiedziała piętnastoletnia Angelika.

– Bardzo się cieszę – posłałam jej uśmiech. – Głośna Samotność?

– Razem z chłopakiem poszliśmy na taki event dla gamerów – pochwalił się Sebastian. Posłałam mu znaczący uśmiech. – Chcę go przedstawić rodzicom, którzy zaakceptowali to, kim jestem.

Spowita w MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz