Lord strike me down

396 39 35
                                    

– Cholera jasna! – zaklęłam, jak tylko otworzyłam karton z mundurkami. – Pomylili!

Rebeka poderwała głowę znad komputera. Siedziałyśmy razem w piwnicy szkoły: ona przygotowywała plakaty na jesienny bal, który miał mieć miejsce na początku października, a ja właśnie przyjęłam dostawę koszulek. Jak się okazało, do złego liceum.

– Co się stało?

Pełna rozpaczy, pokazałam jej koszulkę polo. Zamiast granatowego odcieniu i białego logo była bordowa z czarną tarczą. Kolory liceum, z którym konkurowaliśmy. Do którego przeniosła się Charlotte Rossi i zgarnęła stołek przewodniczącej, chyba po to, by zrobić mi na złość.

Rebeka wciągnęła głośno powietrze, po czym bezceremonialnie wróciła do projektowania plakatu.

– Ty do niej dzwonisz.

Zazgrzytałam zębami. Z resztką nadziei sprawdziłam pozostałe opakowania, ale wszystkie miały tą samą zawartość. Zatem katastrofa na większą skalę.

Niechętnie wyszłam na dziedziniec szkolny, by złapać zasięg. Nie miałam pojęcia, jakim cudem miałam ją w spisie kontaktów. Najwyraźniej dzień, w którym wymieniłyśmy się numerami musiał być okropny, skoro wyrzuciłam go z pamięci. Może to było wtedy, gdy jeszcze siedziałyśmy razem. Eka wykopała mnie z naszej ławki, gdy odkryła, że to ja byłam Azulą. Nie mogłam jej powiedzieć, że tak naprawdę pracowałam pod przykrywką, więc zostałam skazana na szkolną banicję. Z Charlotte Rossi.

Odebrała po drugim sygnale.

– Domyślam się już powodu, dla którego zawracasz mi dupę.

Miałam wrażenie, że ukruszyłam sobie właśnie ząb.

– Charlotte – przywitałam się oschle.

– Emma.

– Macie nasze mundurki?

– Ano, mamy. Choć nie powiem, w życiu bym nie założyła czegoś takiego. Fatalny krój. A ten kolor? Ohyda.

– Wciąż jesteś taką zazdrośnicą? – spytałam słodko. Nic nie działało jej na nerwy, jak przypominanie sekretu, który wydobyła z niej Plotkara trzy lata temu. – Jesteś teraz w swojej szkole?

– Jestem – warknęła.

Zerknęłam na zegar nad drzwiami.

– Zróbmy tak, przyjadę do ciebie z tymi mundurkami i się wymienimy, bo zanim ponownie je odbiorą, to zajmie znacznie dłużej.

– Niech będzie, Agreste. Masz godzinę, potem wychodzę.

Rozłączyła się, zanim to ja zdążyłam wcisnąć czerwoną słuchawkę. Pędem wybrałam numer Hugona.

– Co tam, Królewno?

– Jesteś mi potrzebny – wyrzuciłam prędko, nawet się nie witając. – Muszę coś podrzucić w jedno miejsce. Dalibyście radę przyjechać z Louisem do szkoły?

Chodziłam w tą i we w tę, błagając, by się zgodzili. Tylko oni mieli samochód. Mama była zawalona robotą związaną z pokazem mody na zimę. Tata miał jeszcze pacjentów. Kat wyjechała z przyjaciółkami na zasłużony urlop przed rozpoczęciem zdjęć do kolejnej kolekcji. Tris nie miał samochodu na własność. Bliźniacy to moja jedyna deska ratunku.

Hugo zająknął się.

– Jeśli o to chodzi... Chętnie byśmy pomogli, ale widzisz... Nasza bryka... tak jakby dziś rano się rozkraczyła.

– Co takiego?

– No, Louis miał małą stłuczkę. Zresztą czekaj, niech no go znajdę to sam ci powie... LU! CHODŹ OPOWIEDZ EMMIE, JAK WJECHAŁEŚ W HYDRANT, DEBILU!

Spowita w MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz