I'm used to the darkness, used to the darkness.

655 35 29
                                    

– Hej, Olive – odezwałam się przyjaźnie, łapiąc akumę.

Piętnastoletnia dziewczyna odwróciła głowę w moją stronę. Pociągnęła nosem. Jej cienka koszula nocna powiewała na silnym wietrze jak żagiel. Długie, kasztanowe włosy co rusz zasłaniały jej twarz, przez co obawiałam się, że lada moment spadnie z dachu w przepaść.

Schowałam akumę do laski. Nie była nam już potrzebna. Doprowadziła mnie do dziewczyny i zakończyła swoje zadanie. Wzięłam głęboki wdech, po czym otworzyłam się na jej emocje. Ojej. Tyle bólu. Tyle rozpaczy. Za dużo tego jak na jedną, młodą dziewczynę.

– Nocturna – wypowiedziała moje nowe imię. – Jednak nie kitowali mnie w szkole.

Uśmiechnęłam się. Zrobiłam mały krok, by sprawdzić, jak zareaguje. Nie poruszyła się, więc podeszłam jeszcze bliżej. Patrzyła cały czas na mnie, gdy powoli zmierzałam w jej stronę. Mój granatowy frak poruszył się na wietrze.

Wyciągnęłam w stronę dziewczyny dłoń.

– Pogadamy?

Powoli odprowadziłam ją od krawędzi. Nalałam jej z termosu gorącą czekoladę, którą przyniosłam ze sobą i usadowiłam się w bezpiecznej odległości od krańca dachu. Poklepałam miejsce obok siebie, po czym wyciągnęłam z plecaka ciepły koc i narzuciłam go na dziewczynę. Jej wargi były już sine.

– Wiem, że już to słyszałaś z pewnością wiele razy – podjęłam po dłuższej chwili – ale bardzo mi przykro z powodu twojej mamy.

Po policzkach Olive pociekły nowe łzy.

– Wszyscy tak mówią.

– Wiem. Mi też mówili.

Olive poderwała głowę.

– Też kogoś straciłaś?

– Tak – odpowiedziałam cicho. – Bardzo mi bliskiego.

Siedziałam w milczeniu, czekając aż Olive się otworzy. A gdy wreszcie to uczyniła, słuchałam, dopóki nie skończyła wyrzucać z siebie wszystkiego, co ciążyło jej na sercu od śmierci mamy. Słuchałam, jak jej tata nie mógł się pozbierać i odsunął się od niej. Pokiwałam głową, rozumiejąc jej potrzebę porozmawiania z nim i niemożności uczynienia tego. Nie oceniałam, gdy wyszeptała, że właśnie ta rozpacz po utracie obojga rodziców zaprowadziła ją tutaj.

Nie była pierwszą dziewczyną, którą odprowadziłam nocą z dachu. Nie była ostatnią, z którą odnalazłam jej ojca i wręczyłam im obojgu wizytówki z telefonem do poradni mojego taty, obiecując, że znajdą tam pomoc, niezależnie czy ich na nią stać czy nie. Miałam nadzieję, że Olive nie będzie pierwszą, która nie posłucha mojej rady.

Wspięłam się ponownie na dach. Przymknęłam na moment oczy, otwierając się na emocje całego Paryża. Mimo że już nieraz to robiłam, zawsze było mi ciężej na sercu. Tyle złości, smutku i goryczy. Nie zdołam ocalić ich wszystkich. Mogłam jedynie skupić się na tych wołających najbardziej o pomoc.

O, jest.

Otworzyłam oczy. Wypuściłam akumę i pognałam za nią, próbując nadążyć. Po raz kolejny złapałam owada, nim dopadłby śpiącego chłopaka. Schowałam go ponownie do laski, przysiadając na parapecie. Poszukałam chwilę w kieszeniach fraka. Gdzie ja to... Ach, tu mam.

Uwolniłam Duusu z fuzji, przemieniając się w Wyklętą. Wręczyłam jej kolejną wizytówkę, tym razem z odpowiedniej organizacji. Mogła udzielić chłopakowi pomocy, której tak poszukiwał. Jak każdą z takich karteczek, zapakowałam i tą w purpurową mini-kopertę ze srebrną literą "N". Mój znak rozpoznawczy i zarazem zniżka w "Papillonie".

Spowita w MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz