Yes, I did

340 35 8
                                    

Przespałam cały dzień jak zabita, nim mama przyszła mnie obudzić.

– Zaczęło się. Zaatakowali.

Całą grupą przemieniliśmy się i wybiegliśmy na zewnątrz. Już dawno nie walczyłam przeciwko realnemu przeciwnikowi, więc nie wiedziałam, czego się spodziewać.

Dotarliśmy do okolic Łuku Triumfalnego, gdy napotkaliśmy pierwszych przeciwników. W naszą stronę poleciał samochód.

– Rozpierzchnąć się! – nakazała mama. – Wyklęta, zrób zwiad z góry!

Wzbiłam się w powietrze. Okrążyłam pobojowisko, po czym wróciłam do mamy.

– Feliks zostawił sobie Miraculum Pawia – powiedziałam szybko, gdy obie schowałyśmy się za budynkiem. – Pozostałe rozdał tym uciekinierom. I stworzył amoki.

– Ile?

– Dziesiątki, jeśli nie setkę.

Mama westchnęła.

– Ruszajmy i zniszczmy tyle, ile zdołamy.

Wyskoczyłyśmy zza rogu i ramię w ramię dopadłyśmy do pierwszego potwora. Po chwili mama wypuściła białe piórko. Ruszyłyśmy do następnych.

***

Sytuacja nie miała się dobrze. Ciotka Alya i Luka stracili biżuterię. Zostałam we czwórkę z rodzicami i Kat. To nas stresowało, ta świadomość, że jeśli i my zawiedziemy, nikt nie obroni Paryża.

– To dobry czas na szczęśliwy traf! – zauważył tata, gdy staliśmy do siebie plecami, otoczeni przez sentimonsters. Pozostali walczyli gdzieś dalej już jako Upadli.

– Ale mądry jesteś – warknęła mama, jednak posłusznie użyła po raz kolejny mocy. W jej dłoniach wylądował jakiś kawałek papieru. – Bilet do motylarni. Genialnie. I co ja mam z tym zrobić?

Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu wskazówki. W trakcie parowania ciosu z potworem, to mi coś zaskoczyło.

– No jasne!

Odepchnęłam na bok potwora i przedarłam się przez walczących. Pobiegłam, ile miałam sił w nogach i zeskoczyłam z dachu. Pofrunęłam byle dalej od pola bitwy.

Marinette

– Wyklęta! – zawołała za córką, która nagle zaczęła uciekać. – Wracaj!

Marinette nie miała wątpliwości, że jej córka była w rozterce. Nie miała nikogo, więc matka pozwoliła widywać się jej z Rebeką. 

Rozkazała synom odpuścić nagabywanie ich obu. Próbowała przekonać do tego samego Tristana, ale syn Alyi miał upór swojej matki. Jeśli mu na kimś zależało, ruszyłby za tą osobą do zaświatów. A Marinette wiedziała, jak bardzo Tristan szalał za jej młodszą córką. Domyśliła się, że w końcu udało mu się ją odnaleźć, ale nie węszyła. Em była otoczona w jej mniemaniu przez wrogów, niech więc ma paru bliskich. Bolało, że ją także traktowała jako nieprzyjaciela. Zrozumiała, co Emma chciała jej przekazać już przed balem jesiennym: że jest niezależna i nie potrzebowała pomocy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo przypominała matkę.

Niestety Marinette wiedziała również, że Emma wciąż darzyła Feliksa pewną miłością, nawet jeśli córka nie mówiła tego na głos. Było to nieuniknione, skoro spędzała z nim w przeszłości tak dużo czasu. Marinette za późno spróbowała przerwać ich więź; ta była już wówczas za silna. Em uparła się, że nie przestanie odwiedzać wujostwa i ciągle rozmawiała z nimi przez Skype'a. Marinette podejrzewała, że Feliks traktował Emmę jak własną córkę, zwłaszcza gdy zaproponował, by pozwolili mu ją zabrać do siebie.

Emmie musiało być bardzo trudno. Musiała wybierać pomiędzy najbliższą rodziną, a kimś bliskim jej sercu. Marinette nie miała dlatego nic przeciwko, gdyby jej córka nie wybrała żadnej strony. Jednak znów ją zaskoczyła.

A teraz uciekła. Czy to możliwe, aby ich zdradziła? Czy może po prostu stchórzyła? Marinette zabolało do żywego. Przez pół roku wyprowadzała policję w pole, aby jej nie znaleźli. Grała obojętną, nawet złą przed DGSI i pozostałymi, aby nikt nie podejrzewał, że pomagała Królewnie. Zostawiła jej płaszcz na zimę. Przekazywała jej przez Rebekę zapasy w słoikach, które Em myślała, że były od przyjaciółki. Od niej by nic nie przyjęła. Ach, skąd ona to znała.

Odnalazła Em przypadkiem, jakieś półtora miesiąca po jej ucieczce. Od tamtej pory każdego wieczoru pilnowała, by wróciła bezpiecznie z pracy do mieszkania. Kilka razy zmyliła ewentualnych oficerów DGSI, którzy ją śledzili i porozumiała się w tej sprawie z Danielem Montrose. Nikomu o tym nie powiedziała, nawet mężowi. Nie mogła jednak całkowicie ukryć, jak bardzo brakowało jej Królewny. To, że w Nowy Rok się spotkały i względnie pogodziły, było dla niej najlepszym prezentem, jaki dostała.

Tak bardzo była już zmęczona. Superbohaterstwo w jej wieku nie było ekscytujące. Może Em miała trochę racji, zarzucając jej bierność. Kiedyś aktywniej działała na rzecz społeczeństwa. Jednak lata pędzą, a człowiek gubi wcześniejszą brawurę i staje się przezorny, żeby nie powiedzieć, tchórzliwy.

Zniszczyła kolejnego potwora. We trójkę z mężem i Kat będzie ciężko, ale musieli dać radę, tak jak w przeszłości.

Spowita w MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz