#13 Zróbmy to

384 25 7
                                    

OLIVIA

Hedonizm hedonizmem, ale w nocy po raz pierwszy od bardzo dawna znów wybudzam się z krzykiem z koszmaru. Siadam gwałtownie na łóżku i próbuję pozbyć się sprzed oczu widoku tamtego pokoju.

Wygląda tak prawdziwie...

Tym razem mój atak paniki jest tak intensywny, że stawiam na nogi nie tylko Toma, ale i Larry'ego, który wbiega na górę z pistoletem w dłoni, myśląc, że ktoś dostał się do naszej sypialni. Uspokojenie mnie zajmuje im mnóstwo czasu – koszulka Toma, w której zasnęłam po tym, jak dwukrotnie doprowadził mnie do orgazmu, jest mokra od mojego potu.

W końcu jednak zaczynam normalnie oddychać.

Jest trzecia nad ranem, ale mimo to idę pod prysznic, uważając, by nie zalać wodą opatrunku. Kiedy kończę, przebieram się w piżamę i wracam do łóżka, ale nie jestem w stanie zasnąć, więc zamiast tego przytulam się do Toma i leżę nieruchomo, by chociaż on się trochę wyspał.

Rano siłą wyganiam go z łóżka, ponieważ rozważał zostanie ze mną w domu. Wychodząc, mija się w drzwiach z Derekiem – przez jakiś czas znów wszyscy będziemy przewrażliwieni na punkcie mojego bezpieczeństwa, co oznacza, że nie będę mogła spotykać się z Connorem. Dzwonię do niego, by mu o tym powiedzieć.

Odbiera dosłownie po sekundzie.

– Nic ci nie jest? – pyta zamiast powitania. 

– Dzień dobry i tobie – prycham do słuchawki, zdegustowana jego brakiem manier, po czym dodaję: – Dzięki, jakoś jeszcze żyję.

Connor wypuszcza z ulgą powietrze z płuc.

– Twój goryl nieźle gościa poturbował, ale ja nie o tym chciałem teraz mówić. – Słyszę w tle, jak zatrzaskuje za sobą drzwi, więc pewnie siedzi właśnie w pracy. – Jestem z ciebie kurewsko dumny, dzieciaku.

– Eeee, dzięki? – odpowiadam, ignorując fakt, że nazwał mnie dzieciakiem, choć jest ode mnie starszy raptem o pięć lat.

– Poważnie, Liv. – Wayland i komplementy są jak dwa odpychające się magnesy, więc zamieniam się w słuch, bo coś takiego prędko się nie powtórzy. – Uniknęłaś ciosu nożem i byłaś na tyle trzeźwa na umyśle, że kazałaś swojemu ochroniarzowi złapać dla mnie świadka.

– Powiedział ci chociaż coś ciekawego? – pytam.

Słyszę w słuchawce jego śmiech.

– Z początku milczał jak zaklęty i domagał się adwokata, ale kiedy wyłączyłem niechcący kamerę i poprawiłem mu twarz po twoim gorylu, nagle się otworzył i zaczął śpiewać jak kanarek.

– I...?

– Wielbiciel zlecił mu robotę w darknecie.

– Co oznacza, że dalej nic na niego nie mamy – podsumowuję ze złością, po czym dodaję: – Tom znów zaczyna się robić nadopiekuńczy. Nie chciał rano ruszyć się z łóżka do pracy.

– Jakbym miał taką dziewczynę, to też bym nie wychodził z jej łóżka – śmieje się Wayland, po czym natychmiast się reflektuje. – Wybacz, powinienem czasem ugryźć się w język.

– To prawda – przytakuję, a po chwili mówię dalej: – Ale uczysz mnie samoobrony, więc ci wybaczam.

Rozmawiamy przez kilka kolejnych minut, nim Wayland musi wracać do swoich obowiązków. Ustalamy, że dopóki sprawa nieco nie przycichnie, będę doskonalić swoje ruchy bez jego fizycznej obecności. Nie jest to może idealne rozwiązanie, ale i tak lepsze od bezczynności.

Supernova [Tom Holland FF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz