TOM
Podjechałem pod kamienicę Liv dopiero o 17:45, bo na mieście były okropne korki i nie mogłem się przebić. Żeby dotrzeć do domu Haza na 18:30, musielibyśmy mieć puste ulice, a że było to niemożliwe, to można było uznać, że byłem spóźniony na własną imprezę urodzinową. Ekstra.
Zaparkowałem auto przed budynkiem, minąłem zepsutą windę i ruszyłem po schodach na samą górę, przeskakując po dwa stopnie naraz. Olivia natychmiast mi otworzyła, kiedy tylko zapukałem w jej turkusowe drzwi. Na jej widok odebrało mi mowę, więc zamiast werbalnego przywitania tradycyjnie przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w mocnym uścisku.
- Wyglądasz zjawiskowo - wymruczałem cicho, nie wypuszczając jej z objęć.
Była taka piękna - w żółtej sukience w kwiaty, ciężkich butach i czarnej, skórzanej ramonesce wyglądała niesamowicie, a delikatny makijaż i lekko pofalowane włosy dodatkowo podkreślały jej urodę. Nie mogłem, ani nawet nie chciałem, oderwać od niej wzroku.
W końcu jednak odsunęliśmy się od siebie, a Liv podeszła do komody i zaczęła w niej grzebać.
- Nie wiedziałam, co ci podarować - zaczęła, idąc w moim kierunku z niewielką torebką prezentową w dłoni. - Myślę jednak, że ten prezent ci się spodoba. Wszystkiego najlepszego! - dodała, wręczając mi pakunek z szerokim uśmiechem na ustach.
- Nie musiałaś mi nic kupować - oznajmiłem stanowczo. - Twoja obecność na imprezie jest dla mnie największym prezentem - odparłem, ale Liv tylko zagoniła mnie do otwarcia upominku. Na widok skarpetek z wizerunkiem Tessy parsknąłem śmiechem - były po prostu idealne.
- Dziękuję - powiedziałem szczerze. - Wygląda na to, że będę musiał uważać na to, co mówię, bo ktoś tu chyba ma pamięć doskonałą - stwierdziłem, pijąc do tego, że zapamiętała, jak mówiłem, że zawsze brakuje mi skarpet. W odpowiedzi puściła do mnie oczko i wygoniła z mieszkania.
Po chwili siedzieliśmy już w aucie, i totalnie spóźnieni, jechaliśmy w stronę domu Harrisona. Kątem oka obserwowałem Liv, która z każdym przejechanym kilometrem denerwowała się coraz bardziej. Chwyciłem jej dłoń i splotłem nasze palce.
- Będzie dobrze - zapewniłem ją, próbując dodać jej otuchy. Obdarzyła mnie słabym uśmiechem i nieco się odprężyła, głównie dzięki temu, że uspokajająco gładziłem kciukiem wnętrze jej dłoni. Wypuszczałem ją tylko wtedy, gdy musiałem zmieniać biegi.
Wkrótce dojechaliśmy na miejsce. Wjechałem przez bramę, którą otworzyłem za pomocą własnego pilota, po czym zaparkowałem na pierwszym-lepszym miejscu i otworzyłem Liv drzwi. Wysiadła, po czym wzięła głęboki oddech - była blada jak śmierć i wyglądała tak, jakby marzyła o tym, by się stąd ulotnić. Szybko poprowadziłem ją w stronę domu, zanim się rozmyśliła. Nie kłopocząc się dzwonkiem, otworzyłem nam drzwi i zaprosiłem ją do środka. W oddali słychać było muzykę i stłumione rozmowy, co oznaczało, że pierwsze osoby były już na miejscu.
Ponownie złapałem Liv za rękę, ścisnąłem ją pokrzepiająco, po czym wprowadziłem do salonu. Od razu zauważyłem Haza w towarzystwie Zendayi, Jacoba, Tuwaine'a i moich braci. Na mój widok zaczęli mówić jedno przez drugie, zasypując mnie gradem życzeń, ale gdy tylko spostrzegli, że nie jestem sam, zamilkli, obserwując uważnie Olivię, która trzymała się za mną, przerażona ich obecnością. Odchrząknąłem z zakłopotaniem.
- Jak bardzo się spóźniliśmy? - zapytałem pozornie beztroskim tonem, aby rozładować napięcie.
- Zaskakująco niewiele - odparł Harrison, podchodząc do nas. Reszta poszła w jego ślady.
CZYTASZ
Supernova [Tom Holland FF]
FanfictionMiłość jest jak supernova - nigdy nie wiesz, kiedy rozbłyśnie. Ale kiedy już to zrobi, wszystko inne straci znaczenie. 30.07.2021 - #1 w kategorii HOLLYWOOD 30.07.2021 - #1 w kategorii CELEBRITY