9. BOLESNE POCZĄTKI

970 42 4
                                    


*Alice*
         
          Kochana Kathrine!
Ostatnio w firmie pracujemy nad bardzo ważnym projektem, dlatego muszę wyjechać na parę miesięcy. Szef mówił, że nie będzie tam zasięgu, więc przez jakiś czas nie będziemy mogły utrzymywać kontaktu. Mam nadzieję, że dobrze mieszka Ci się u wujka. Wiem, że nie sprawiasz problemów. Kocham Cię bardzo. Do zobaczenia niedługo.

-Davis! Musimy lecieć!- ponaglił mnie Jim.

Pośpiesznie wysyłałam wiadomość do Kathrine, po czym wyjęłam z telefonu kartę SIM i przełamałam ją na pół. Nie mogłam pozwolić, żeby mnie namierzyli. Ze smutkiem spojrzałam na widniejące w oddali miasteczko, które przez te wszystkie lata było azylem dla mojej rodziny, po czym wsiadłam do quinjeta.

-Szafie,  wyruszyliśmy do bazy.- zameldował Jim, podrywając maszynę z ziemi.

*Kathrine*

         Z każdym krokiem moje serce biło coraz szybciej, a dłonie otaczały coraz większe płomienie. Stając przed drzwiami laboratorium miałam wrażenie, że zupełnie straciłam puls. Dobre 5 minut minęło zanim zebrałam się w sobie i w końcu zapukałam.

-Wejdź Kathrine!- usłyszałam z pomieszczenia głos wujka.

-Usiądź.- dodał po chwili Bruce, gdy jakimś cudem pokonałam próg pracowni.

Niczym robot wykonałam polecenie, sadzając swoje 4 litry na kozetce.

-Więc tak to wygląda.- stwierdził zaintrygownay Banner.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że moje dłonie wciąż płoną.

-To jeszcze nic,- wtrącił wujek- całe jej ciało potrafi tak płonąć!

-Nie boli Cię to?- Bruce zmierzył mnie badawczym wzrokiem.

Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa, więc tylko przecząco pokręciłam głową.

-Mała, spokojnie. Nie stresuj się, nic złego Ci się tu nie stanie, jasne?- próbował uspokoić mnie wujek.

-Okej...- wydukałam przez ledwie otwarte usta, po czym wzięłam kilka uspokajających oddechów.

Po chwili płomienie zniknęły.

-I to jest efekt jakiejś substancji tak?-zapytał Bruce.

- Tak jakby.- odparłam wzdychając.

- Tak jakby?- mężczyźni spojrzeli na mnie podejrzliwie.

- No, jest jeszcze opcja, że którejś nocy porwali mnie kosmici, zrobili na mnie eksperymenty, a potem jak gdyby nigdy nic, odstawili mnie z powrotem na Ziemię.- powiedziałam tak jakbym naprawdę wolała, żeby tak było.
No, bo w sumie wolałam.

Wujek i Bruce patrzyli na mnie przez chwilę, zastanawiając się czy jestem w pełni rozumu, choć wydawało mi się, że już dawno poznali odpowiedź na to pytanie.

          W laboratorium spędziłam prawie cały dzień. Banner i wujek Tony robili mi różne, dziwne badania, dlatego, gdy wieczorem wracałam do pokoju ledwo trzymałam się na nogach. Moje ciało było pełne śladów po elektordach i wkłuć po igle. Naprawdę myślałam, że dla Bruce'a pobranie krwi nie będzie problemem, a tymczasem musiał zrobić mi kilka ran, zanim w końcu trafił w żyłę. No dobra. Mogła to być w niewielkim stopniu moja wina, bo faktycznie trochę się kręciłam, ale co poradzę, że nie lubię pobierania krwi? No i przyznaję, że przez stres mało nie spaliłam laboratorium... Koniec - końców nie wiem, czy moi ,,doktorkowie" doszli do jakiś wniosków, potencjalnie pomagających mi pozbyć się tej ,,przypadłości". Nie mniej jednak cieszyłam się, że przynajmniej zostały uczynione te pierwsze kroki, które powoli mogłyby doprowadzić nas do rozwikłania tajemnicy ,,ognia w moim organiźmie". Po tych kilku męczących  godzinach, jedyne czego chciałam to relaks w swoim wygodnym łóżeczku, jednak idąc do pokoju poczułam dobrze znany mi zapach, który automatycznie zmienił kierunek mojego marszu. Weszłam do kuchni i pierwsze co zobaczyłam to stojący na stole stos naleśników. Mój brzuch głośno zaburczał.

-Ciężki dzień?- dopiero po chwili zobaczyłam siedzącą przy kuchennym stole Natashę, która badawczym wzrokiem spoglądała na mnie z nad jakiego czasopisma.

-Trochę.- przyznałam, siadając po przeciwnej stronie blatu.

-Potrafisz jeść oczami?- zapytała po chwili rozbawiona rudowłosa.

Fakt. Przez dobre 2 minuty wpatrywałam się w stos pysznych placuszków jak w obiekt w muzeum, którego nie można dotknąć.

-Możesz je zjeść.- dodała po chwili kobieta, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć- Steve je robił i kazał odłożyć trochę dla Ciebie, bo przeczuwał,  że po badaniach będziesz głodna.- wyjaśniła, wstając z krzesła i kierując się w stronę wyjścia- Więc smacznego!- rzuciła z uśmiechem, po czym opuściła pomieszczenie, zostawiając mnie sam na sam z pysznymi naleśnikami.

Zajadajac się smakołykami zupełnie zapomniałam o bólu. Przysięgam- nie ma na świecie nic lepszego od naleśników Steve'a.

          Po zjedzonej kolacji udałam się do pokoju, bo zmęczenie dawało mi się we znaki. Kładąc się na łóżku sięgnęłam po telefon i odczytałam wiadomość od mamy. Podobno musi wyjechać na kilka miesięcy i nie będziemy miały kontaktu. Westchnęłam ciężko. Już od dłuższego czasu czułam, że mama mnie okłamuje. Nigdy nie chciała mi jednoznacznie powiedzieć, gdzie pracuje, tylko za każdym razem gdy o to pytałam unikała tematu, albo spławiała mnie mówiąc:,,to zwyczajna, papierkowa robota". No, tylko w jakiej ,,zwyczajnej, papierkowej robocie" wysyłają pracowników do miejsc, gdzie nie będą mogli utrzymywać kontaktu z rodziną? Coś mi się w tym wszystkim nie zgadzało. A może po prostu przez te wszystkie lata byłam dla niej ciężarem? A teraz kiedy byłam już prawie dorosła postanowiła ode mnie odpocząć? To by tłumaczyło, dlaczego po tylu latach zadzwoniła do wujka, a ten nagle postanowił, że zamieszkam w wieży.

- Tak... Pewnie po prostu byłam dla niej ciężarem...- westchnęłam z żalem, odkładając telefon.

*Tony*

          - Na pewno jest bezpieczna?- dopytywałem zaniepokojony.

- Tak. Zapewniliśmy jej ochronę.- odpowiedział głos w słuchawce.

- Ale...- zacząłem.

-Nie martw się.- uspokajał mnie mężczyzna- Włos jej z głowy nie spadnie.- dodał po chwili.

-Obiecujesz?- zapytałem.

-Obiecuję.



***
Tak, wiem rozdział powinien być 2 tygodnie temu. Miałam ostatnio strasznie dużo na głowie i znów się nie wyrobiłam. Przepraszam. Dzisiaj dwa rozdziały i w sobotę kolejne dwa bądź w sobotę jeden i w niedzielę jeden. I tak, już dzisiaj zacznę przypisywać następne rozdziały, póki mam trochę luzu, żeby się wyrobić xD.

A tymczasem bolesne początki badań nad przypadłością Kathrine;). Miłej lekturki:)

W płomieniach przeszłości ||AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz