6.CISZA PRZED BURZĄ

1.2K 55 4
                                    


          Promyki słońca powoli przedostawały się przez moje zamknięte powieki. Leniwie otworzyłam oczy, przeciągnęłam się porządnie i rozejrzałam po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Potrzebowałam dobrej chwili, żeby uświadomić sobie, że obudziłam się w swoim nowym pokoju. Jakoś jeszcze do mnie nie docierało, że zamieszkałam w Avengers Tower. Podniosłam się do pozycji siedzącej i że zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że moja nierozpakowana walizka wciąż leżała obok łóżka. Przypomniało mi się jak położyłam się na chwilę na miękkim materacu (żeby sprawdzić czy jest wygodny), ale widocznie zmęczenie wzięło górę i twardo zasnęłam. Sięgnęłam po telefon, żeby sprawdzić godzinę i wytrzeszczyłam ze zdziwienia oczy. Była 16.00, ale następnego dnia, co oznaczało, że...
Ale to nie możliwe...

-Spałam ponad dobę!?- zapytałam samą siebie, łapiąc się za głowę.

Przez ostatnie pół roku nie byłam w stanie przespać spokojnie czterech godzin, a dziś przespałam ponad 24!? Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, bo w końcu, gdy człowiek wyspany, od razu ma lepszy humor. Z dobrą energią miałam zamiar udać się pod prysznic (bo znów spałam w ubraniach), jednak zrzucając z siebie kołdrę zdałam sobie sprawę, że ktoś (najpewniej wujek) musiał tu przyjść i mnie przykryć.  Dodatkowo na stoliku obok łóżka dostrzegłam szklankę z wodą i kilka czekoladowych ciastek. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i w pośpiechu pochłonęłam pozostawione dla mnie słodkości. Następnie w znakomitym wręcz nastroju udałam się do łazienki, by odbyć poranną (a raczej popołudniową) toaletę.

          Po długiej, odświeżającej kąpieli uczesałam włosy i założyłam zwiewną, czerwoną sukienkę na ramiączka, w kwiaty. Już nie pamiętam kiedy ostatni chodziłam w takich ciuchach i szczerze zdziwiłam się, że w mojej garderobie jeszcze coś takiego się znajduje. Od dłuższego czasu zupełnie nie przykładałam wagi do ubioru, no bo, jakby to ująć miałam większe problemy w życiu, ale dzisiaj byłam po raz pierwszy od bardzo dawna wyspana i pełna optymizmu. Z niegasnącym uśmiechem udałam się do kuchni, żeby zjeść śniadanie, a potem miałam zamiar trochę pozwiedzać. Po cichu weszłam do pomieszczenia, badając czy ktoś jeszcze się w nim znajduje. Nie dostrzegając nikogo weszłam do środka. Trochę głupio było mi przeglądać lodówkę, nie znając jeszcze zasad panujących w wieży i nie wiedząc, czy przypadkiem nie zjem czyjegoś jogurtu, albo innego smakołyku. W końcu, żeby nie narażać się nikomu już drugiego dnia postanowiłam zamówić pizzę.

-Dzień dobry.- podskoczyłam jak oparzona, upuszczając przy tym telefon, gdy wybierając numer do pizzeri usłyszałam za sobą męski głos.- Wybacz, nie chciałem Cię przestraszyć.- dodał po chwili z zakłopotaniem postawny blondyn.

-Nic się nie stało, po prostu myślałam, że jestem tu sama.- odpowiedziałam szybko, chowając za plecami płonące dłonie.

-Reszta drużyny poleciała na spotkanie z Fury'm, a Tony nie chciał, żebyś była sama, gdy się obudzisz, więc postanowiłem zostać.- wyjaśnił Rogers, podając mi z podłogi telefon. Wzięłam głęboki oddech, a gdy poczułam, że moje dłonie przestały płonąć, niepewnie odebrałam swoją własność.

-Dzięki.- odparłam półgłosem.

-Potrzebujesz czegoś? Jesteś głodna?- zapytał po chwili.

-Eeeeee... Właśnie miałam zamówić pizzę.-wydukałam.

-A może zrobić ci naleśniki?- zaproponował blondyn.

-Nie, nie trzeba Kapitanie. Nie chcę się narzucać.- odparłam nieco zmieszana.

-Czemu tak oficjalnie?- zaśmiał się mężczyzna- Mów mi po imieniu.- dodał puszczając mi oko.

-Okej Steve.- powiedziałam niepewnie.

W płomieniach przeszłości ||AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz