11. WESOŁYCH ŚWIĄT

849 44 2
                                    


          -Wychodzę na miasto!- oznajmiłam, zakładając kurtkę i zmierzając w stronę windy.

Do Świąt został niecały tydzień, a ja wciąż nie miałam kupionych jeszcze kilku prezentów. Część udało mi się zamówić przez internet, ale na niektóre zupełnie nie miałam pomysłu, więc liczyłam, że szwędając się po sklepach coś fajnego wpadnie mi w oko.

-Sama nigdzie nie idziesz!- zaoponował wujek.

-Nie jestem już dzieckiem!- odparłam urażona.

-Nie, ale odpowiedzialna też nie jesteś. Mam Ci przypomnieć co było ostatnio?- brunet nie chciał odpuścić.

-Niech ci będzie...- westchnęłam ciężko.

- Ja z nią pójdę.- odezwała się niespodziewanie Natasha.

Nie powiem, trochę mnie to zaskoczyło, bo z tego co zdążyłam zaobserwować przez te kilka tygodni spędzonych w wieży, rudowłosa w przeciwieństwie do większości kobiet nie przepadała za bezcelowyn szwędaniem się po sklepach.

-Skoro chcesz.- odparł wujek wyraźnie zadowolony z takiego rozwoju wydarzeń.

          Przez prawie cały ,,wypad" na miasto panowała niemalże zupełna cisza, spowodowana głównie tym, że Natasha nie należy do osób, które lubią plotkować o głupotach. Rudowłosa postanowiła, jednak zainterweniować, gdy w sklepie z naczyniami chciałam kupić kufel do piwa.

-Kufel do piwa?- spytała podejrzliwie, badając wzrokiem moją reakcję.

-Spokojnie, to nie dla mnie.- uspokoiłam towarzyszkę.

Kobieta patrzyła na mnie jeszcze przez chwilę z niezrozumiałym wyrazem twarzy. W końcu jednak chyba postanowiła mi uwierzyć i wymownym kiwnięciem głowy pozwoliła mi na zakup nietypowego przedmiotu.

          Do domu wróciłyśmy po ponad trzech godzinach. Gdy wychodziłyśmy z windy, Romanoff uśmiechnęła się do mnie delikatnie, po czym ruszyła do salonu. Przez chwilę myślałam nad tym, co mogło znaczyć jej zachowanie, bo każdy kto choć trochę zna tą rudowłosą agentkę wie, że na okazanie przez nią choć odrobiny sympatii trzeba sobie porządnie zasłużyć. Jeszcze przez moment zastanawiałam się, kim wyjątkowym jestem, że Natasha choćby akceptuje moja obecność w wieży, jednak nie dochodząc do żadnych wniosków udałam się do swojego pokoju. Torby z zakupami postawiłam na podłodze, sama siadając na łóżku. Sięgnęłam po telefon w celu zamówienia jeszcze paru rzeczy. Przyznam szczerze, że największy problem miałam z prezentem dla wujka. No, bo co można kupić miliarderowi,  którego stać na wszystko? Całe szczęście szwędając się po sklepie plastycznym znalazłam rozwiązanie. Wzięłam, więc kilka przydatnych przyborów i postanowiłam dać wujkowi specjalnie customizowane przeze mnie spinki do garnituru. Stwierdziłam, że podaruję mu coś, czego nie będzie mógł kupić w żadnym sklepie. Miałam już prawie wszystko, czego potrzebowałam, z wyjątkiem prezentu dla Natashy, który musiałam jednak zamówić przez internet, bo przecież nie mogłam go kupić w jej obecności. Złożyłam ostanie zamówienie i zabrałam się za pakowanie prezentów, które miałam już gotowe oraz przerabianie tych, które tego wymagały. Problem miałam tylko z różowym fartuszkiem Steve'a. Próbowałam wyjaśnić sprawę złego zamówienia, ale nijak nie mogłam  skontaktować się, z firmą, w której kupiłam ferelny przedmiot. Niby wybrałam dla Kapitana książkę w zamian, no ale fartuch byłby przydatnym prezentem (przynajmniej w moim odczuciu). A może to jakoś przerobię?
-I już chyba nawet wiem jak.- uśmiechnęłam się chytrze pod nosem, po czym zabrałam się do pracy.

*Kilka dni później*

          W nocy męczyły mnie koszmary, w efekcie czego rano byłam nie do życia. Słyszałam jak po 6.00 Steve wychodził na codzienny trening i jak wujek wyklinał, dzwoniący o 8.00 budzik. Każdy z domowników wstał dziś bardzo wcześnie, by przygotować wieżę na kolację wigilijną, do której wszyscy mieliśmy zasiąść SZCZĘŚLIWI wieczorem. Znaczy wszyscy, z wyjątkiem mnie. Ja nie miałam najmniejszego zamiaru brać udziału w tej szopce. Owszem, zamierzałam pomóc  w przygotowaniach,  bo trochę szkoda było mi zostawiać ich z tym wszystkim samych, ale gdy tylko miałam zrobić co do mnie należy, planowałam zostawić prezenty pod choinką i w odpowiednim momencie się ulotnić. Przypuszczałam, że najpewniej przypadnie mi rola w kuchni. W sumie, było mi to obojętne. Miałam zamiar zrobić co musiałam, a kiedy przyjdzie czas wspólnej kolacji- zniknąć. To nie tak, że byłam jakimś gburem i nie lubiłam wszystkiego co na tym świecie ,,dobre i piękne". Przecież nawet Grinch taki nie był. Znienawidził Gwiazdkę przez traumę z dzieciństwa. No, więc można powiedzieć, że w pewnym sensie byłam takim Grinchem, a moja traumą była śmierć taty. I to wcale nie tak, że nie lubiłam moich współlokatorów, bo naprawdę uważałam, że są bardzo sympatycznymi ludźmi i byłam im niezwykle wdzięczna za wszystko co dla mnie robili, ale Boże Narodzenie to czas, który spędza się z rodziną. A ja? Byłam praktycznie sierotą- tata nie żył od 13 lat, a mama odcięła się ode mnie. Nie chciałam  w żaden sposób przeszkadzać drużynie w ten wyjątkowy wieczór.

-Dobra, czas się ogarnąć.- powiedziałam do siebie pod nosem, po czym wstałam z łóżka i wzięłam poranny prysznic, po którym wyszłam z pokoju, żeby pomóc w przygotowaniach.

          Zgodnie z moimi przewidywaniami, wyznaczonym dla mnie zadaniem było przyrządzenie kilku wigilijnych potraw, a pomóc mi w tym miał nie kto inny jak sam Steve Rogers. W tym czasie Natasha i Bruce poszli szukać ozdób, Clint i Thor zabrali się za sprzątanie i przygotowanie salonu, a wujek Tony pojechał po choinkę. Pokazałam Rogersowi jak się robi ciasto na uszka i pierogi, a kiedy ten zajął się jego ugniataniem, ja zabrałam się za robienie farszu.

- Nie tak Thor!- rozległ się nagle z salonu głos Bartona.

-Clint jak to się wyłącza!?- krzyknął po chwili bóg piorunów.

Zdziwnieni popatrzyliśmy z Kapitanem na siebie, po czym ruszyliśmy do miejsca skąd dochodziły krzyki. Gdy tylko znaleźliśmy się w pomieszczeniu, naszym oczom ukazał się niecodzienny widok. Thor i Barton stali w kącie, a blondwłosy asgardczyk wymachiwał Mjolnirem w stronę skonstruowanego przez wujka Tony'ego ,,WODM", czyli Wysokopojemnościowego Odkurzacza Dużej Mocy, który wyglądał jakby zamiast kurzu miał zamiar wciągnąć mężczyzn. Wujek odradzał jego używanie, jednak panowie chyba uznali, że w ten sposób szybciej uporają się ze sprzątaniem. Jak się szybko okazało- nic bardziej mylnego... Rura od urządzenia, niczym wąż wyginała się złowieszczo na wszystkie strony, gotowa połknąć każdego, kto stanie jej na drodze.

-POMÓŻCIE!- krzyknął Clint, który dopiero zauważył naszą obecność.

Chwile poczekałam, żeby upewnić się, że cała sytuacja nie jest inscenizowana, ale kiedy Thor miał zamiar rozwalić starkowy wynalazek młotem, zdecydowałam się wziąć sprawy w swoje ręce. Pewnym krokiem ruszyłam do ,,krwiożerczej" bestii zwanej ,,odkurzaczem".

-Uważaj Kathrine!- krzyknął Barton, gdy byłam już bardzo blisko potwora.

Zmęczona całym, wprost idiotycznym zajściem uniosłam leniwie prawą brew, po czym jak gdyby nigdy nic nacisnęłam przycisk unieruchamiający stwora. Stojący w końcie mężczyźni odetchnęli z ulgą.

-Serio?- spytałam z niedowierzaniem, jednak widząc zdezorientowane miny ,,bohaterów" odwróciłam się na pięcie i karcąc wzrokiem śmiejącego się po drugiej stronie salonu Steve'a, ruszyłam do kuchni.

          Po trzech godzinach miałam zrobione: uszka, 2 rodzaje pierogów, rybę, krokiety, barszcz, paszteciki i 3 sałatki. W tym czasie wujek przywiózł okazałą choinkę, Bruce z Natashą znaleźli ozdoby, a Thor i Clint ,,okięłznali" odkurzacz i posprzątali salon. Gdy drzewko było ubrane, salon ozdobiony, a stół przygotowany, wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, żeby trochę odpocząć, przebrać się i po dwóch godzinach spotkać na wspólnej kolacji. Miałam zatem wystarczająco dużo czasu, aby wdrożyć w życie swój plan. Tak jak reszta udałam się do swojego pokoju, gdzie spakowałam kilka niezbędnych rzeczy oraz zabrałam opakowane i podpisane prezenty. Najciszej jak tylko potrafiłam opuściłam pomieszczenie, po czym zostawiając pakunki pod choinką udałam się do windy. Zjeżdżając na parter założyłam kurtkę i szalik oraz przełożyłam do kieszeni klucze od swojego mieszkania.
-Wesołych Świąt...- westchnęłam ciężko, patrząc na oddalającą się z każdym krokiem wieżę.


***
Wczoraj, przepisując ten rodział było u mnie 12°! 12°C w sierpniu, w środku lata, a ja się czułam jak w zimę! Ale to tylko sprawiło, że trochę zatęskniłam się Świętami. Jeszcze tylko 4 miesiące do Gwiazdki! Jeeeej!

A tymczasem trochę świątecznego klimatu w nowym rozdziale!
Miłej lekturki:*

W płomieniach przeszłości ||AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz