*Natasha*-Ani śladu po którymkolwiek z ludzi Wasila.- powiedziałam zrezygnowana, wchodząc do salonu, gdzie czekała już reszta drużyny.
Tylko Bruce był w tym czasie z Kathrine w laboratorium, przeprowadzając kolejną serię badań.
-Cholera!- zaklął pod nosem Tony.
Wszyscy byliśmy wściekli. W ciągu ostatnich tygodni widzieliśmy w mieście co najmniej dwóch agentów Półksiężyca. Problem polegał na tym, że za każdym razem była przy tym nasza najmłodsza współlokatora, przez co nie mogliśmy od razu ich zgarnąć, a gdy potem TARCZA ruszała ich śladem, ci znikali w niewyjaśnionych okolicznościach. Jakby rozpływali się w powietrzu, nie pozostawiając nam żadnych śladów. Dziś to ja patrolowałam ulice, jednak tak jak przypuszczałam nie namierzyłam żadnego z tych gnojków, szukających starkowej siostrzenicy. Gdziekolwiek mieli swoją kryjówkę, dziwnym zbiegiem okoliczności wyłazili z niej tylko, gdy któreś z nas było w towarzystwie nastolatki.
-A może oni już wiedzą?- zapytał wyraźnie zaniepokojony Barton- Może wiedzą, że się tu ukrywa, dlatego pojawiają się tylko wtedy kiedy jest z nami? Może szykują jakiś zamach? W końcu łatwiej zaatakować z zaskoczenia jedno z nas i porwać dziewczynę niż pchać się do nszprycowanej systemami obronnymi wieży i walczyć z nami wszystkim i TARCZĄ.- Clint wypowiedział na głos wszystkie moje obawy.
Przez dłuższą chwilę panowała zupełna cisza.
-Szlag by to wszystko!- uniósł się Stark.
- Tony, uspokój się.- odezwał się Rogers.
-Wszystko sie komplikuje...- mamrotał pod nosem brunet.
-Musimy zwiększyć Kathrine ochronę, nie dopuszczając jednocześnie, żeby czegokolwiek się domyśliła. - powiedziałam, siadając na kanapie- Myślę też, że najwyższy czas nauczyć ją przynajmniej podstaw samoobrony.- dodałam po chwili.
-Przecież jej do tego nie zmusimy.- zauważył Barton- Gdyby chciała się uczyć to poszłaby do któregokolwiek z nas i poprosiła o szkolenie, a jak na razie sztylety, które dostała od Ciebie na święta, kurzą się w szafie.
Znów zapadła cisza.
-Jej największą bronią jest moc, ale będzie mogła skutecznie jej używać dopiero, gdy nauczy się ją kontrolować.- odezwał się niespodziewanie Thor.
-Problem w tym, że ona nie chce jej kontrolować, tylko się jej pozbyć.- westchnął Steve.
-Tony, jak badania?- zwróciłam się do gospodarza wieży.
-Niewiele mamy... Nie wiemy jak to z niej wyciągnąć. Wszelkie badania pokazują, że mała jest zupełnie zdrowa.- odparł zrezygnowany.
Nie podobało mi się to wszystko. Czułam, że sytuacja zaczyna wymykać się nam z pod kontroli. Na szali było przecież życie Kathrine, a ja obiecałam ją chronić. Zresztą bezpieczeństwo dziewczyny od dłuższego czasu nie było dla mnie już tylko kwestią honoru, ale zwyczajnej sympatii, którą szczerze darzyłam nastolatkę. Miała charakterek, trzeba było jej to przyznać, choć w obecnej sytuacji wcale nam to nie pomagało. Rudowłosa była bowiem uparta i miała tendencję do pakowania się w kłopoty.
-Porozmawiam z nią.- zaoferował się Steve.
-Najlepiej byłoby, gdyby Kathrine w ogóle nie opuszczała wieży. Tu jest bezpieczna.- stwierdził Thor.
-Żeby to było takie proste...- odparłam półgłosem.
*Kathrine*
Jakaś dziwna choroba, odbierająca rozum zaczęła ogarniać resztę drużyny. Po ostatniej akcji z ,,fanką" Steve'a dziwnie zachowywał się także Thor, jednak najbardziej dziwiło mnie, że dała się w to wkręcić również Natasha. Na domiar złego, wujek chyba na dobre stracił swój ,,starkowy charakterek". Po prostu dom wariatów! Mnie natomiast łapały ostatnio gorsze dni. Koszmary wróciły i znów straciłam siły do życia, przez co nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić z wieży. Mimo wszystko często rozmawiałam przez telefon z Rohnem. On jedyny wydawał się pozostać normalny. Wczoraj doktorek doradził, żeby znalazła sobie jakąś pasję. Co to w ogóle jest ,,pasja"!? Ja nawet hobby żadnego nie mam. No, bo w sumie co ja bym mogła robić? Zbierać znaczki? Mogłabym co najwyżej kapsle po piwie, ale wujek chyba by mnie zabił. Zresztą to samo by było, gdybym chciała ,,hobbistycznie" degustować alkohole. No i jak tu znaleźć pasję, kiedy ma się takie ograniczenia? Ostatnio Rogers zasugerował, że mogłabym zacząć uczyć się posługiwać sztyletami, które dostałam od Natashy. Wszystko super, ale nie chciałam nikomu zrobić krzywdy, moim ,,płomiennym zapałem", dlatego póki co jakakolwiek nauka walki odpadała. Po chwili przypomniało mi się, że właściwie w dzieciństwie miałam jedną pasję. Jako dziewczynka wprost uwielbiałam śpiewać. Tata zawsze nazywał mnie swoją ,,małą piosenkareczką". Po jego śmierci przestałam śpiewać z powodu żałoby. Trzynastoletniej żałoby... Rohn zalecił mi mierzyć się z przeszłością, więc postanowiłam spróbować go posłuchać. Tylko, czy ja jeszcze potrafiłam wydać z siebie czysty dźwięk? No cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Kilka dni minęło, zanim zabrałam się za realizację misji o kryptonimie ,,Porzucona pasja". W końcu, któregoś wtorkowego popołudnia postanowiłam wziąć się za siebie. Na początku zrobiłam rozgrzewkę moich ,,zardzewiałych" strun głosowych. Po pierwszej wyśpiewanej (a raczej wyduszonej) gamie byłam totalnie załamana, jednak nie chciałam się tak szybko poddać. W końcu co lepszego miałam do roboty? Druga seria poszła mi już zdecydowanie lepiej, choć i tak jeszcze trudno było nazwać moje ,,skrzeki" śpiewem. Godzinę poświęciłam na ćwiczenie oddechu i powtarzanie prostych melodii i wbrew sobie musiałam przyznać, że trochę mnie to wciągnęło. W końcu uznałam, że jestem gotowa i zabrałam się za cały utwór. Padło na ,,Fix you" zespołu Coldplay. Lubiłam słuchać chłopaków, gdy miałam gorsze dni. Zaczęłam śpiewać.
*Steve*
Wróciłem ze spotkania na Helicarrierze i miałem zamiar zjeść kolację, gdy idąc do kuchni zobaczyłem w korytarzu Natashę, stojącą pod drzwiami do pokoju Kathrine. Kobieta przywołała mnie ręką.
-O co cho...?
-Ciiii...- uciszyła mnie rudowłosa i gestem dłoni wskazała na drzwi, do których po chwili przyłożyła ucho.
Postanowiłem pójść w jej ślady i niemal natychmiast zrobiłem to samo. Ku mojemu zdziwieniu z pokoju dochodziły dźwięki piosenki wykonywanej przez... Kathrine!? Byłem w szoku. Nie przypuszczałem, że nastolatka potrafi śpiewać. I to TAK śpiewać. Na twarzy Natashy dostrzegłem uśmiech uznania, a trzeba powiedzieć otwarcie, że agentce Romanoff trudno zaimponować. Po chwili korytarzem przechodzili Thor, Bruce, Tony i Clint, którzy gdy tylko nas zobaczyli, zrobili to samo co my i przystanęli blisko drzwi, nasłuchując. Wszyscy kiwaliśmy z uznaniem głowami. Tylko Stark stał nieruchomo, z niegasnącym uśmiechem. Gdy Kathrine skończyła śpiewać po cichu udaliśmy się w stronę salonu. Usiedliśmy na kanapie i patrzyliśmy po sobie, chwaląc umiejętności dziewczyny. W pewnym momencie Tony wstał i skierował się w stronę kuchni.
-Mała piosenkareczka...- powiedział półgłosem, kręcąc głową i szeroko się uśmiechając.
Od kilku tygodniu był naprawdę w kiepskim stanie (zresztą jak my wszyscy), a teraz nareszcie wydało się, że wszystko zaczyna wracać na właściwe tory.
***
Wyrobiłam się z rozdziałem na czas! SZOK I NIEDOWIERZANIE! Załączam także piosenkę do rozdziału😉 Początkowo miał być inny utwór, ale w pewnym momencie zorientowałam się, że w czasie kiedy dzieje się opowiadanie, jeszcze nie istniał.😆
CZYTASZ
W płomieniach przeszłości ||Avengers
Fanfiction19 - letnia Kathrine przeprowadza się do Nowego Yorku by rozpocząć studia. Dziewczyna po wypadku z dzieciństwa boryka się nietypową przypadłością, którą musi ukrywać przed światem. Wyjeżdżając do dużego miasta ma nadzieję zacząć normalne życie, jed...