13. ROLLERCOASTER

911 42 11
                                    


        ,,Nowy rok- nowy ja,, to zdanie, które miliony ludzi na całym świecie wypowiada każdego pierwszego stycznia. Cóż, ja od zawsze należałam do niechlubnych wyjątków, które nie praktykowały tego zwyczaju, więc i w tym roku nie mogło być inaczej. Od sylwestra moje życie było jak rollercoaster (tylko dużo mniej ekscytujące). Bardziej chodziło o to, że było niestabilne- pełne wzlotów, spadków i ostrych zakrętów. Po najcudowniejszych Świętach w moim życiu myślałam, że nareszcie wszystko zacznie się układać. Otóż nic bardziej mylnego...

*Steve*

          Z dość lekkiego snu wybudził mnie czyjś głuchy krzyk. Natychmiast zerwałem się z łóżka i wyszedłem z pokoju w celu odnalezienia jego źródła. Ledwie opuściłem pomieszczenie, usłyszałem płacz za drzwiami na przeciwko. Bez dłuższego namysłu delikatnie je otworzyłem. Na łóżku siedziała zapłakana Kathrine, która z trudem próbowała złapać oddech.

-Wszystko w porządku?- zapytałem, wchodząc do środka.

Dziewczyna momentalnie odwróciła się w moją stronę, po czym z powrotem wlepiła wzrok w swoje płonące dłonie. Powoli usiadłem na skraju łóżka.

-Odejdź.- powiedziała nastolatka, bardziej przyciągając do siebie ręce- Nie chcę Ci zrobić krzywdy.- dodała po chwili.

- Nie zrobisz mi krzywdy.- odpowiedziałem spokojnie- Tylko najpierw się uspokój.

Kathrine spojrzała na mnie zdziwiona. Zaraz, jednak wzięła kilka głębokich oddechów, a gdy płomienie zniknęły, otarła łzy z policzków.

-Przepraszam, że Cię obudziłam...- powiedziała nieśmiało.

-Daj spokój. I tak niedługo musiałbym wstać na trening.- uśmiechnąłem się do rudowłosej- Co się dzieje?- popatrzyłem jej w oczy.

Dziewczyna spuściła wzrok.

-Ten koszmar do mnie wraca...- przyznała półgłosem.

-Opowiesz mi?- spytałem delikatnie.

Nastolatka spojrzała na mnie przybita.

-Miałam wtedy 6 lat.- zaczęła nieco drżącym głosem- Od zawsze ciekawiło mnie czym zajmuje się mój tata. Pewnego dnia postanowiłam sama to sprawdzić, chowając się w jego samochodzie i pojechałam z nim do jakiegoś ośrodka badawczego, który znajdował się w lesie. Gdy tata zorientował się, że ma pasażera na gapę chciał mnie odwieźdź do domu, ale ja błagałam go, żeby zabrał mnie ze sobą do środka, aż w końcu jeden, jego kolegów z pracy przekonał go, żeby pokazał mi laboratorium. Gdy dotarliśmy do ostatniego pomieszczenia w ośrodku, wewnątrz, za grubą szybą znajdował się stolik, na którym stało naczynie z dziwną, złotą substancją. Tata kazał mi się do niej nie zbliżać, ale oczywiście jako dziecko nie posłuchałam. Musiałam zobaczyć ją z bliska. Coś mnie do niej ciągnęło. Gdy dłonią dotknęłam szklanej ściany, substancja zaczęła wrzeć.- Kathrine przerwała na chwilę historię i wzięła głęboki wdech.- Potem substancja spowodowała ogromny wybuch. Moje ciało zaczęło płonąć, ale ja nie czułam bólu. Z całej tej tragedii wyszłam bez najmniejszego oparzenia. Wyszłam z niej jako jedyna...- dodała po chwili, zciszając głos.

Po jej policzku znów zaczęły płynąć łzy.

-To moja wina...- powiedziała zapłakana- Gdyby nie moja cholerna ciekawość, gdybym go wtedy posłuchała, on nadal by żył...- wyrzucała sobie nastolatka.

Powoli objąłem dziewczynę ramieniem, a ta wtuliła się w mój tors, starając się uspokoić oddech.

-To nie twoja wina i dopóki tego nie zrozumiesz, przeszłość nie da Ci o sobie zapomnieć.- powiedziałem cicho.

*Kathrine*

          - Ja też kiedyś straciłem kogoś bliskiego.- szepnął Steve.

Podniosłam głowę i spojrzałam zdziwiona na jego zamyśloną twarz.

-W czasie II wojny światowej walczyłem przeciwko Hydrze wraz z moim przyjacielem Buckym.- mówił, patrząc w tylko sobie znany punkt przed sobą- Podczas jednej z akcji toczyliśmy walkę z wrogiem w pędzącym po zboczu góry pociągu. W pewnym momencie Buck wypadł z maszyny. Nie zdołałem go złapać...- dokończył półgłosem.- Mi też nieraz ten koszmar spędza sen z powiek, ale nie mogę mu pozwolić, żeby mną zawładną.  Muszę z tym walczyć. Muszę myśleć o tym ilu osobom mogę pomóc,  ile mogę uratować.

Przez chwilę panowała zupełna cisza. Każde z nas patrzyło w swoją stronę.

-Dziękuję.- powiedziałam, przytulając się do blondyna- Za wszystko.

Mężczyzna spojrzał na mnie z uśmiechem.

-Cieszę się, że mogłem pomóc.- odpowiedział, odwzajemniając uścisk, po czym wstał i skierował się do wyjścia.- Odpocznij jeszcze.- dodał, wychodząc z pokoju.

Przez chwilę myślałam nad tym wszystkim co usłyszałam od Steve'a. Nie widziałam, że na wojnie stracił przyjaciela. Nigdy wcześniej nawet nie zastanawiałam się nad tym jakie problemy mają superbohaterowie. Nikt tak na prawdę nie wie przez co musieli przejść, by stać się takimi, jakimi są postrzegani. Dopiero poznając ich bliżej zaczyna się rozumieć, że w gruncie rzeczy oni też są ludźmi. Tak rozmyślając, nawet nie wiem kiedy dokładnie zasnęłam.

          Rano wstałam z bojowym nastawieniem. Po nocnej rozmowie z Rogersem postanowiłam wziąć się w garść. Dla poprawy nastroju, po porannej kąpieli założyłam bluzkę z napisem ,,LUBIĘ PLACKI", którą dostałam na Święta od Clinta. Tak. Moje zamiłowanie do naleśników stało się w wieży już praktycznie memem, no ale co poradzę, że tak lubię placuszki. Uśmiechnięta (wyjątkowo) opuściłam swój pokój i udałam się do kuchni. Było dość wcześnie i wszyscy jeszcze spali, dlatego postanowiłam zrobić śniadanie dla reszty. Bardzo szybko jednak  zorientowałam się, że uprzedził mnie Steve. Na kuchennym stole stał ogromny stos naleśników, a obok znajdował się duży słoik Nutelli.

-Jestem w niebie!- powiedziałam do siebie, zabierając się za konsumowanie przysmaków.

Reszta dnia na rollercoasterze mojego życia była można powiedzieć jak taki ,,prosty tor po spadku". Problem polegał tylko na tym, że po tej ,,prostej" czekał mnie bardzo ostry zakręt. Otóż, po południu zaczęłam strasznie źle się czuć. Okropnie bolał mnie żołądek, przez co całe pyszne śniadanko wylądowało w muszli klozetowej. Oprócz tego bolało mnie gardło, zaczęłam kaszleć i pękała mi głowa.

-Mówię Ci, że to przez te placki.- stwierdził Clint spoglądając z litością na moje zwłoki, leżące w salonie.

- Nie obwiniaj za to placuszków, one nic nie zrobiły.- wydukałam obolała.

Gdy wujek Tony wrócił ze spotkania, od razu zmierzył mi temperaturę.

-39°C...- szepnął zmartwiony- Coś Ty robiła jak mnie nie było? Rano byłaś całkiem zdrowa.- zapytał podejrzliwie.

-To nie wina placków wujku...- wymamrotałam zmęczona.

-Pięknie, w dodatku majaczy... Idę po Bruce'a.- stwierdził załamany, po czym opuścił pomieszczenie.

Moje życia jest jak Rollercoaster. Tym razem zakręt był tak ostry, że aż mnie zemdliło (dosłownie). Szkoda tylko, że na razie nie widać co jest za tym zakrętem- górka, czy może znowu spadek? Bo na prosty tor, w obecnej sytuacji nie miałam na co liczyć...

***
Jest! Spóźniony, ale jest... Jak kiedyś dodam rozdział na czas to powinnam dostać za to order xD. Już niedługo będzie mój ulubiony rodział, a na razie zostawiam was z chorą Kathrine.
Buziaczki:*

W płomieniach przeszłości ||AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz