Rozdział 30 - Czarna suknia

2.5K 102 5
                                    

Maraton - 4/5

Tego pamiętnego wieczoru, gdy zmarła młoda Lucy, wróciłam do domu sama. Stave zadzwonił, aby kierowca po mnie przyjechał i zabrał mnie do domu, a on w tym czasie został w Los Angeles przy Elle.

Od tamtego czasu nie widywałam go często, można by wręcz stwierdzić, że nie widywałam go wcale. Minęło kilka dni, a ja ze smutkiem chodziłam po domu, tęskniąc za kontaktem z moim mężem.

Nie mogłam powiedzieć, że Stave o mnie zapomniał. Wywiązał się ze swoich słów i już po tygodniu przed domem zostały zamontowane kamery, a oprócz tego pojawiła się ochrona, pilnująca wejścia na posesję.

To wszystko nie sprawiało jednak, że czułam się bezpieczna. Najbardziej brakowało mi Stave'a. Wtedy nie potrzebowałabym tych kamer i ochroniarzy. Wystarczyłaby mi tylko myśl, że on jest przy mnie.

Któregoś dnia w końcu doczekałam się jego powrotu. Gdy tylko przez okno ujrzałam jego auta, natychmiast zbiegłam na dół, aby po prostu go zobaczyć. Był ubrany nadzwyczaj elegancko, a w ręku trzymał czarną suknię. Położył ją na stoliku w przedpokoju i spojrzał na mnie.

- Uznałem, że chyba zechcesz pójść na pogrzeb - powiedział cichym, lekko załamanym głosem. - Kupiłem po drodze sukienkę, abyś miała się w co ubrać.

- Dziękuję, oczywiście pójdę - odparłam i uśmiechnęłam się pokrzepiająco w stronę męża. - Lucy była cudowną dziewczynką. Jej śmierć jest dla mnie ogromnym szokiem, ale na pewno nie aż tak wielkim jak dla ciebie i z pewnością nie tak ogromnym jak dla Elle... Jak ona się w ogóle trzyma?

- Kiepsko - westchnął i podrapał się po głowie. - Nie dała rady nic zrobić. Musiałem wyręczać ją w przygotowaniu pogrzebu. Ona jest w totalnej rozsypce...

- Domyślam się - rzekłam spokojnie i pokierowałam swój wzrok w stronę sukni. - Kiedy wyjeżdżamy?

- Najlepiej jak najszybciej - powiedział Stave i podał mi czarną suknię, a ja szybko pobiegłam się przebrać.

Założyłam czarny strój, poprawiłam lekko włosy i zeszłam szybko do Stave'a. Chłopak uśmiechnął się lekko na mój widok, jednak ten szczery uśmiech szybko zniknął z jego twarzy.

- To co? Jedziemy? - zapytałam cicho i poprawiłam czarną torebkę znajdującą się na moim ramieniu.

- Tak, chodźmy - odparł mężczyzna i otworzył mi drzwi wejściowe, abym mogła przez nie przejść.

Od razu udałam się w stronę samochodu i usiadłam z przodu obok miejsca kierowcy. Chwilę później Stave zasiadł za kierownicą i ruszyliśmy ponownie w stronę LA.

Siedzieliśmy w ciszy, a przed nami była jeszcze spora część drogi. Postanowiłam więc zacząć rozmowę. Może w końcu udałoby nam się dogadać.

- Wrócisz do domu? - zapytałam go cichym i niepewnym głosem. Dopiero po wypowiedzeniu tych słów, dotarło do mnie jakie to pytanie jest bezsensowne i głupie.

- Tak, wrócę. To jest przecież mój dom - odparł, patrząc prosto na drogę przed sobą. - Nie myślałaś chyba, że na zawsze zostanę z Elle.

- Nie... dobrze wiesz, o co mi chodzi - powiedziałam i spojrzałam na swoje dłonie. - Ja po prostu bym chciała, abyś do mnie wrócił, aby wszystko było jak dawniej.

- Aequor, już nic nie będzie takie samo - rzekł i kątem oka spojrzał na mnie. - Mówiłem ci już, że między nami wszystko skończone. To wszystko to był jeden cholerny błąd.

- Jak możesz tak mówić? - zapytałam ze łzami w oczach. Ostatnio płakałam praktycznie cały czas. - Mówiłeś, że mnie kochasz, a teraz ciągle mnie krzywdzisz.

- Aequor... przepraszam... już ciebie nie kocham. Nie chcę dużej ciebie okłamywać - powiedział i spojrzał na mnie z wyraźnym smutkiem na twarzy. Te słowa mną wstrząsnęły. Odwróciłam się od niego w stronę okna i pozwoliłam moim łzom spływać bezdźwięcznie po moich policzkach.

Pov. Stave

Okłamałem ją. Widziałem jak ją to zraniło. Nie odezwała się do mnie ani jednym słowem do końca naszej podróży.

To kłamstwo wyszło z moich ust tak nagle. Uznałem, że to jedyny sposób, aby Aequor przestała błagać mnie o zmianę decyzji.

Gdyby nie fakt, że zrobiłem to dla jej dobra, aby mogła zacząć prawdziwie żyć, to nigdy bym tego nie zrobił. Zdawałem sobie sprawę, że nawet jeśli ma przed sobą trudny okres, to zaprowadzi on ją do szczęśliwego życia. Musi tylko przez to przejść. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogłem jej w tym pomóc.

W końcu dojechaliśmy na cmentarz i wyszliśmy z auta. Z oddali ujrzałem tłum ludzi. Nie była to rodzina Elle. Raczej znajomi i osoby ze środowiska małej Lucy.

Spojrzałem na Aequor, która stała za mną. Powiedziałbym coś, ale wolałem nie ranić jej bardziej. Po prostu ruszyłem przed siebie. Podszedłem do Elle, która ciągle płakała i ledwo udaławało jej się stać na nogach.

Pomogłem jej usiąść na ławeczce i spokojnym ruchem objąłem ją, aby dodać jej odrobinę otuchy. Następnie podałem jej chusteczkę. Wiedziałem, że miała tylko mnie i potrzebowała mojego wsparcia. Nie odwróciłem się nawet w stronę Aequor. Domyślałem się, że pewnie obserwowała moje zachowanie gdzieś z boku, ale nie chciałem na nią zerkać. Chciałem zachować od niej dystans tak, aby żadne z nas niepotrzebnie nie cierpiało. Nie mogę przecież dawać jej złudnej nadziei.

Pov. Aequor

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Nawet na mnie nie spojrzał. Rozumiałam, że Elle przechodzi teraz trudne chwile, ale denerwowało mnie to jak ja stawałam mu się obojętna, w chwilach, gdy obok znajdowała się ona.

Nie rozumiałam go. Ani jego dziwnych tłumaczeń, ani jego zachowań. A tym bardziej nie chciałam uwierzyć i zrozumieć jego kłamstwa. To mnie przerastało. Czasami marzyłam, aby wrócić do domu - do Sevilli, ale wiedziałam, że tam nie czeka mnie najlepszy los.

Po krótkiej ceremonii, kilku smutnych słowach od każdego i położeniu wieńców kwiatów na grobie małej Lucy, nadszedł czas na powrót do domu.

- Aequor - odezwał się do mnie Stave, po raz pierwszy od spotkania Elle. Odwróciłam się wtedy w jego stronę i spojrzałam na niego ze łzami w oczach, które ze względu na okoliczności nie budziły u nikogo większego zainteresowania. - Wracam z Elle do jej mieszkania. Muszę jej pomóc stanąć na nogi. Zadzwoniłem przed chwilą po kierowcę, który zabierze cię do domu.

- Jasne, rozumiem - odparłam, nie będąc szczególnie zadowolona z tego pomysłu. Pewnie znowu nie będę widywała Stave'a przez kolejne dni, a może i nawet tygodnie. Dlatego postanowiłam zaproponować mniejsze zło - A może oboje pojedziecie do twojego domu? Tam jest więcej miejsca i jest wiele pokoi. Przy okazji Elle zmieniłaby trochę otoczenie. Może taka zmiana pozwoliłaby jej szybciej pogodzić się ze stratą?

- Nie będziesz miała nic przeciwko? - zapytał mnie. - Rozważałem przedtem taką opcję, ale myślałem, że tobie będzie to przeszkadzało.

- Nie, Elle śmiało może się wprowadzać - rzekłam z delikatnym i udawanym uśmiechem.

Good wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz