Rozdział 1 - Ten dzień

11.4K 338 46
                                    

To był ten dzień. O świcie obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Leniwie usiadłam na łóżku i ubrałam mój złoty łańcuszek.

-Dzisiaj są moje osiemnaste urodziny. To ten dzień w którym zostanę wystawiona do kupienie jako Good wife - pomyślałam i po cichu wyjęłam mundurek z mojego kufra.

Weszłam szybko do toalety, aby ogarnąć się do zejścia na śniadanie. Ułożyłam włosy tak, aby się dobrze prezentowały i ubrałam się w strój.

Zanim zaszłam na posiłek poszłam do pokoju mojej opiekunki - Margot. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Wiem, że nie powinno tak być, bo jest to zabronione, ale ona zawsze mi pomaga. Jesteśmy przyjaciółkami.

Weszłam po krętych schodach na górne piętro i zapukałam do pokoju 1284. Otworzyła mi dziewczyna o długich brązowych włosach. To była Margot, jej włosy od razu rzucały się w oczy.

-Witaj Aequor! Wejdź do środka. Musimy porozmawiać.

Powiedziała z uśmiechem kobieta. Weszłam powoli do jej pokoju. Był o połowę mniejszy od mojego. Tylko ja mieszkałam w nim z dziewięcioma innymi dziewczynami, a Margot mieszkała sama.

-Usiądź - powiedziała spokojnym głosem i wskazała na fotel w rogu. Posłusznie usiadłam, a Margot zaczęła swój monolog - Dzisiaj są twoje osiemnaste urodziny. Wszystkiego najlepszego! Ja jako twoja opiekunka muszę przypilnować, abyś dzisiaj trafiła do sprzedaży. Jak będziesz miała szczęście to po tygodniu może wreszcie wyjdziesz z tego ośrodka. Jesteś piękną, mądrą i uczynną dziewczyną, pewnie zostaniesz kupiona za mnóstwo pieniędzy...

-Margot... -przetrwałam nagle - a co jeśli nikt mnie nie kupi i zostanę tu tak długo jak Elizabeth.

-Spokojnie, jak tak będzie to wtedy uciekniemy we dwie do Paryża, albo Anglii. - powiedziała z uśmiechem rudowłosa. - Nie przejmuj się będzie dobrze!

Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Byłam pełna wątpliwości. Uczono mnie tu od samego początku jak być dobrą Good wife. Jak się dobrze prezentować, zachowywać i zajmować domem. Byłyśmy przygotowywane do bycia idealnymi pod każdym względem.

-Dobrze! Więc zdjęcie na naszą stronę! Nałożę ci puder, abyś się tak nie świeciła.

Na mojej twarzy pojawił się puder. Kobieta ustawiła mnie na białym tle i zaczęła robić zdjęcia. Na mojej twarzy pojawił się ładny uśmiech. Niekoniecznie szczery, ale nie o to chodzi. Musi być ładny.

Dziesięć minut później moja metryka była zrobiona. Było piękne zdjęcie i informacje o mnie. Cena jest taka jak zawsze, czyli 100 tyś dolarów. Koszt nigdy nie maleje, może iść tylko w górę. To taka licytacja.

Zeszłam na śniadanie. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach. Dokładnie o ósmej zaczyna się śniadanie. Usiadłam na swoje miejsce koło Rose. Jej imię wzięło się od tego, że matka zostawiła ją w wózeczku z czerwoną różą. Moje imię jest z łaciny i oznacza dosłownie "morze". Zostałam odnaleziona na morzu. Matka zostawiła mnie w koszyczku i puściła do morza...

-Aequor! Aequor! Halo! Żyjesz? - usłyszałam głos Rose.

-Tak? Zamyśliłam się.

-Opowiadaj. Jak było? Ładnie wyszłaś na zdjęciu?

-Dobrze, przecież nic się nie stało. To tylko głupia metryka. Ty czekasz już od miesiąca, a ja dopiero od pięciu minut. A zdjęcie wyszło nawet ładne. Stosowałam się do rad Panny Jackman. Uśmiech, plecy proste i głowa na wysokości aparatu.

Zaśmiałyśmy się obie na przypomnienie słów naszej nauczycielki.

-Bardzo się cieszę, że ty też jesteś już dorosła. Nie będę musiała się już nudzić w czasie lekcji małolatów.

Good wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz