Rozdział 29 - Przeszkody na drodze

2.5K 104 4
                                    

Maraton - 3/5

Nie wiem dlaczego się na to zgodziłam, ale niecałą godzinę od naszej kłótni siedziałam teraz tuż obok Stave'a, jadąc do LA.

Gdyby nie to, że moja jedyna przyjaciółka przeżywa teraz bardzo trudne chwile, to za nic obok niego bym nie usiadła. Całą drogę siedzieliśmy w ciszy, a ja nie odważyłam się ani razu zerknąć na mężczyznę.

Kompletnie go nie rozumiałam. Jego wszystkie tłumaczenia były wręcz wyssane z palca. Skoro oboje się kochamy, to dlaczego nie możemy być razem? Nic chyba nie stoi na naszej drodze? - a właściwie tak mi się wtedy wydawało.

W końcu podjechaliśmy pod szpital. Wysiadłam z auta jak najszybciej i ruszyłam tuż za Stave'em, który prowadził mnie w stronę odziału onkologii dziecięcej. Szłam trochę z tyłu. Nie chciałam być bowiem blisko niego. Może zachowywałam się jak dziecko, ale naprawdę nie miałam ochoty na bliższy kontakt.

W pewnym momencie zauważyłam Elle. Stała cała zapłakana i zmartwiona na środku holu. Jedną z pierwszych rzeczy jaką zrobiła, gdy zjawiliśmy się na horyzoncie, było rzucenie się mojemu mężowi na szyję.

Widząc to, gotowała się we mnie wściekłość. Z jednej strony rozumiałam, że potrzebuje teraz wsparcia. Z drugiej zaś to jednak był mój mąż.

- Stave, oni ją zabrali - powiedziała, głośno płacząc. - Boję się... Co jak oni jej nie uratują?

- Nie płacz, Elle - rzekł, starając się ją jakoś pocieszyć.

Obserwując to z boku, czułam zazdrość. Jeszcze parę godzin temu on pocieszał mnie tak samo, a teraz nawet na mnie nie spojrzy. Teraz to Elle była jego oczkiem w głowie, a ja zeszłam na drugi plan.

Wnet dziewczyna oderwała się od mojego męża, gdyż w tym momencie ujrzała mnie stojącą kilka metrów dalej.

- Aequor - uśmiechnęła się lekko przez łzy. - Dziękuję, że przyjechaliście we dwoje - dodała po chwili i odsunęła się subtelnie od Stave'a.

- Nie ma sprawy - rzekł chłopak, nie patrząc na mnie. - Wiemy, że jesteś w trudnej sytuacji i potrzebujesz naszego wsparcia.

- Jeszcze raz wam dziękuję - westchnęła miło kobieta i spojrzała w moim kierunku. - Teraz mam tylko was... - dodała i ponownie się rozpłakała.

Mój mąż złapał ją i przytulił do siebie, aby dodać jej otuchy. Podeszłam do nich i pogładziłam dziewczynę po plecach. Mimo mojej zazdrości i tego, że za bardzo przyklejała się do Stave'a, było mi jej strasznie żal. Miała tylko córkę, a teraz gdy ona umierała, potrzebowała naszego wsparcia i naszej obecności.

- Aequor, możesz pójść po wodę? - zapytał mój mąż i w końcu spojrzał w moim kierunku. - Elle potrzebuje się nawodnić. Widzisz chyba w jakim jest stanie.

Przytaknęłam głową i ruszyłam w stronę sklepiku. Bolało mnie to wszystko. Stave traktował mnie teraz jakby między nami nigdy nic nie było. Zamiast więc iść dalej prosto w stronę szpitalnego sklepu, skręciłam do toalety. Musiałam się po prostu wypłakać. Ten dzień coraz bardziej mnie dobijał.

Zamknęłam się w kabinie i zaczęłam cicho szlochać. W głowie starałam sobie to wszystko poukładać, ale to i tak było na nic.

W końcu wyszłam i zapłakana ruszyłam do sklepiku. Stanęłam w kolejce za nieznanym mi starcem i głośno westchnęłam, nie mając już siły na dalsze trwanie tego dnia.

- Widzę, że ciężki dzień - odezwał się mężczyzna za mną. Odwróciłam się w jego stronę i od razu ujrzałam przed sobą młodzieńca, który zdawał się mówić do mnie.

- Bardzo ciężki - westchnęłam i odwróciłam się z powrotem w stronę kolejki. Nie byłam w nastroju na pogawędki.

- Widzę, że jest pani rozpłakana. Jeśli mogę jakoś pomóc, to proszę powiedzieć - powiedział z szerokim uśmiechem na ustach.

- Nie ma takiej potrzeby. Mi nikt nie ma jak pomóc - rzekłam cicho i podeszłam do okienka w sklepie, ponieważ przyszła moja kolej na dokonanie zakupu.

Poprosiłam kobietę o wodę, zapłaciłam i odeszłam, aby schować resztę pieniędzy do małej torebki, którą miałam na ramieniu.

- Jestem Aiden - przedstawił mi się natrętny mężczyzna, gdy szybko zdążył dokonać zakupu.

Uniosłam na niego swój wzrok i przez chwilę się w niego wpatrywałam. Dopiero teraz ujrzałam, że miał on niesamowicie jasne niebieskie oczy, które wpatrzone były tylko we mnie.

- Aequor - powiedziałam krótko i podałam mu dłoń na przywitanie.

- Bardzo niespotykane, a zarazem piękne imię - stwierdził, na co ja lekko się uśmiechnęłam, aby okazać życzliwość.

- Przepraszam ciebie, Aiden, ale na mnie już czas. Muszę iść - odparłam i ruszyłam w swoją stronę.

- Czekaj! - dogonił mnie nowopoznany chłopak. - Może chciałabyś się jutro spotkać? Wydajesz się być naprawdę fajną i ciekawą osobą.

- Raczej nie. Jestem zajęta - stwierdziłam, myśląc o mężu. - Naprawdę muszę już iść - skłamałam i odeszłam w stronę oddziału onkologii dziecięcej.

Nawet się nie odwróciłam w stronę Aiden'a. Poszłam prosto w stronę holu, na którym znajdowali się Stave i Elle. 

Znowu to zrobiłam... Słysząc ich rozmowę, postanowiłam im nie przeszkadzać i jak zwykle podsłuchać wszystko z boku. Ta ciekawość to od zawsze była moja największa wadą i doskonale o tym wiedziałam. Starałam się ją zniwelować, ale po prostu nie mogłam. 

Stałam chwilę za ścianą i czekałam aż będą oni dalej kontynuowali swoją rozmowę. Na razie siedzieli obok siebie i grobowej ciszy wydawali się czekać na to aż druga osoba coś dopowie. 

- Myślę, że powinieneś jej stanowczo odmówić - odparła Elle twardo. - Nie możesz dawać jej o sobie decydować. 

- Dobrze wiesz jaka ona jest - westchnął Stave. - Jak czegoś chce to nigdy nie odpuszcza. 

- Tak, doskonale ją znam - powiedziała dziewczyna ze złością, a ja pomału zaczynałam zastanawiać się, o kogo im chodzi. - Jest jaka jest, już nic na to nie poradzimy. Nie zostało ci nic innego jak sprzeciwienie się jej. 

- Tak wiem, ale... - zaczął, ale Elle go uciszyła. 

- Nie mów już nic. Sprawa jest prosta - odparła i położyła swoją dłoń na kolanie mojego męża. Nie mogłam uwierzyć, że pod takim miłym płaszczykiem kryje się taki potwór. Chciała zabrać mi mojego męża. Nie pozostało mi nic innego jak wyjście z ukrycia, gdy tylko mnie zobaczyli, kobieta dodała pośpiesznie. - Naprawdę dziękuję ci za to, że jesteś przy mnie w takim momencie. 

Usiadłam obok nich i podałam wodę Elle. Byłam na nią zła, ale starałam się tego nie okazywać. Na dodatek dręczyła mnie myśl, o kim oni rozmawiali. 

__________

Spędziliśmy mnóstwo czasu na szpitalnym holu, aż w końcu wyszedł do nas lekarz. Jego mina nie zwiastowała nic dobrego. Elle podbiegła do niego z nadzieją w oczach, jednak on nie miał żadnych dobrych nowin. Po chwili ujrzałam jak kobieta upada na podłogę z bezsilności i zalewa się łzami. 

Stave pierwszy do niej podbiegł i starał się ją uspokoić. Ja tylko patrzyłam dalej na doktora, nie mogąc uwierzyć, że on naprawdę powiedział, że mała Lucy - córka Elle, nie żyje.

Good wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz