Rozdział 6 - Deszczowy dzień

6.6K 162 49
                                    

Patrzyłam przez szybę jak na ziemię opadają krople deszczu. Dzień był szary i mokry, drzewa ruszały gałęziami pod wpływem wiatru. Minęło kilka dni od mojego ślubu. Właściwie, od powrotu do rezydencji, nie miałam kontaktu ze Stave'em. On ciągle pracował, a ja starałam się odnaleźć w tym wielkim domu i w nowej sytuacji.

To był ranek jak każdy inny. Ubrałam się w pierwsze lepsze ubranie, które wpadło mi w ręce i ruszyłam w kierunku kuchni.

- Witaj Sophia! - usłyszałam głos staruszki, gdy weszłam do pomieszczenia. - Na co masz dzisiaj ochotę?

- Dzień Dobry! - przywitałam się przbita. - Gdyby pani mogła to poprosiłabym o płatki z mlekiem. - poprosiłam.

Kobieta ruszyła do pracy, a ja usiadłam wolno na krześle. Przeglądałam się w ciszy ruchom kobiety i przysłuchiwałam się dźwiękom deszczu.

- Marna dziś pogoda. - stwierdziła podając mi śniadanie. - Pewnie bardzo ci się nudzi siedzenie tu samej.

- Nie jestem sama. Jestem tu z wami. - stwierdziłam uśmiechając się lekko. Jednak zobaczyłam, że kobieta nie jest usatysfakcjowana moją odpowiedzią.

- Trochę tęsknię za moimi koleżankami z ośrodka i Margot... - zaczęłam mówić spokojnie. - Jednak najbardziej martwi mnie to, że Stave praktycznie ze mną nie rozmawia. Ostatni raz widziałam go jak wróciliśmy do domu.

- Nie martw się o to. - pocieszyła mnie kucharka. - On już taki jest, zresztą już ci to mówiłam. Jest bardzo zamknięty w sobie i ukrywa swoje prawdziwe oblicze przed ludźmi.

- To jest bardzo męczące. - westchnęłam poirytowana. - Nie mam nawet jak, próbować do niego dotrzeć.

Kobieta spojrzała na mnie czule i zajęła się pracą, a ja wzięłam się za jedzenie. Jadłam w ciszy, bo nie miałam już ochoty na dalszą rozmowę.

Po śniadaniu ruszyłam w kierunku pokoju. Jednak myśl o kolejnym dniu w zamknięciu mnie przeraziła, więc postanowiłam pójść w kierunku gabinetu mojego męża.

Weszłam cicho po schodach w kierunku jego pokoju oglądając przy tym obrazy wiszące na ścianach. Szczerze, to rzadko tu chodziłam. Pani Cake mówiła, że Stave nie lubi kiedy ktoś kręci się koło jego gabinokoju

Po cichu szłam prosto w kierunku pomieszczenia. Im byłam bliżej słyszałam głosy.
Po całym holu rozległ się słodki, kobiecy głosik. Ten dźwięk odbił się echem po moich uszach.
Czułam jak krew mi się gotuje w żyłach.

- Kim ona jest? - zastanawiałam się zdenerwowana. Szłam po cichu w kierunku uchylonych drzwi. Stanęłam przed nimi i ujrzałam Stave'a rozmawiającego z jakąś dziewczyną.

Była ona piękna. Miała jasne blond włosy związane z tyłu, wielki błękitne oczy, jasną cerę pokrytą różowymi rumieńcami. Ubrana była w czarną rozkloszowaną spódniczkę i białą koszulę.

Wyglądała bardzo elegancko, delikatnie i pięknie. Patrząc na nią spojrzałam na siebie. Miałam na sobie zwykłe jeansy i zwykłą białą bluzkę, a moje włosy przypominały dzisiaj tornado.

Nie mogłam się równać niczym w porównaniu do niej. Ona była piękna, miała piękny uśmiech i śmiech, pewnie była mądra i wykrztałcona. Ja byłam tylko głupią Good wife, która mieszka przez jakiś czas w jego domu.

Ta tajemnicza dziewczyna bardzo pasowała do Stave'a. Wyglądali razem na zgraną parę, im dużej na nich patrzyłam tym gorzej się czułam.

Moje oczy same się zamknęły, a ja tylko czułam jak tracę równowagę i upadam. Ocknęłam się w ostatniej chwili podtrzymując się o drzwi, które wraz z moim ciężarem otworzyły się na oścież i sprawiły, że upadłam z hukiem na podłogę.

Good wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz