Rozdział 10

103 8 1
                                    

-Co byś powiedziała na mały pokaz "fajerwerek"?-Zaproponował Deidara.

Spojrzałam na niego pytająco.

-Teraz?

-No a jak!

-W sumie czemu nie.

Dei uśmiechnął się promiennie. Wziął glinę do ust na jego dłoniach i zamienił ją w parkę ptaków, która poleciała wysoko. Dopiero teraz zauważyłam że za niedługo będzie zachód słońca. Ptaki na tle słońca latały przy sobie wyglądając tak jakby tańczyły.

-Piękne...

-To prawda. Jednakże jak dobrze wiadomo nic nie trwa wiecznie i to właśnie sprawia że jest to jeszcze pięknejsze, hm!

-Co masz na myśli?

-Spójrz-zrobiłam co kazał.-Katsu!

Wtem ptaki wybuchły zostawiając po sobie drobny pył, który migotał w świetle niemalże zachodzącego już słońca.

-I jak?

-To było... Nie ziemskie!

Spojrzałam na Deidarę który przyglądał mi się z uśmiechem.

-To ja idę potrenować. Chcę być chociaż trochę pożyteczna!

-Mhm.

Odeszłam od niego i podeszłam do tych pachołków. Zaczęłam w nie uderzać. Z początku starałam się nie zrobić sobie żadnej krzywdy więc uderzałam delikatnie.

Jednakże sądząc po tym że jestem wśród osób które ryzykują swoje życie tylko po to by osiągnąć swój cel... Nie wiem czy to co robię, a konkretnie dopasowywanie się do nich bez względu na to czy chcę i co by pomyśleli rodzice, jest dobre. Ale nie chcę też ich zawieść.

Po chwili zaczęłam w nie uderzać coraz mocniej. Z początku ból był nie do zniesienia ale od razu starałam się go zignorować. Ostatecznie skończyłam po tym jak złamałam w pół jeden z odstających badyli. Z mych knykci ciekła krew. Mimo to nie zwracałam na to uwagi.

Podeszłam do Deidary.

-Już skończyłaś?-Spojrzał na drewnianego pachołka.-No nieźle Ci poszło jak na pierwszy trening.

-Dzięki.

Schowałam ręce za sobą.

-Nic Cię nie boli?

-Nie, wszystko jest ok-uśmiechnęłam się.

Niestety nie dał się nabrać. Niebieskooki złapał mnie za ręce i wyciągnął je tak by móc ocenić ich stan.

-... Wrcamy do kryjówki.

Nic nie mówiąc kiwnęłam tylko głową na tak. Deidara wstał, złapał mnie delikatnie za nadgarstek i pociągnął w kierunku kryjówki.

Gdy dotarliśmy na miejsce od razu skierował się po apteczkę zaś ja siedziałam na łóżku zastanawiając się co tam u moich rodziców i czy się nie martwią. Może warto by się spytać o to Deidarę?

O! O wilku mowa. Właśnie przyszedł.

-Daj ręce.

Zrobiłam co kazał. Od razu wziął się za odkażanie ran po czym założył mi bandaże.

-Dziękuje.

-Nie ma za co. Ale następnym razem postaraj się nie zrobić sobie takiej wielkiej krzywdy.

-Spróbuje.

Nastała cisza. Myślę że to dobry moment aby zapytać się jak tam u moich rodziców.

-Um... Dei?

-Hm?

-Wiesz może co tam u moich rodziców?-cisza.-Hallo?-Dalej milczy.-Dowiem się?

-Tak... Już mówię...-przechyliłam lekko głowę na bok patrząc mu prosto w oczy.-Oni... Uh... Jakby to powiedzieć...

-...Nie żyją?

-Tak...

Spuściłam głowę a oczy zaszły mi łzami. Wyszeptałam ciche "czemu..?" i schowałam twarz w dłoniach. Nagle poczułam jak Deidara oplata swoje ramiona wokół mnie. Nic nie mówiąc przytulił mnie.

-Dlaczego..?

-Nie mieliśmy wyboru... Nie mogliśmy ryzykować że ktokolwiek się o tym dowie...

-Kłamiesz...

-Chciałbym...

Odepchnęłam go delikatnie ocierając łzy. Spojrzałam na blondyna. Moje oczy zaszły łzami do tego stopnia że wszystko było rozmazane. Mimo to widziałam że chłopak jest zdołowany.

-Idź spać, [T/I]. Musisz wypocząć. Ja będę za parenaście minut.

Wyszedł. Zostałam sama w pokoju. Skorzystałam z okazji że go nie ma i przebrałam się w piżamę. Następnie położyłam się do łóżka twarzą w kierunku ściany. Niespodziewanie sen przyszedł i ukoił me zmartwienia.

[Deidara x Reader] Przypomnij mnie sobie Cz.1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz