Rozdział 29

68 9 0
                                    

Shinobi rozglądali się, gdy nas zauważyli, od razu zaczęli iść w naszym kierunku. Ich miny były różne, wyższy wyglądał na niewzruszonego, niższy natomiast miał figlarny uśmieszek.

-Yo, to wy przyszliście po te zwoje?-Spytał niższy siadając naprzeciw mnie.
-Tak... To gdzie one są?
-Nie tak prędko panienko-odezwał się wyższy.-Coś za coś, tak? Handel wymienny. My wam dajemy coś co jest wart więcej niż życie, a wy dajecie coś w zamian.
-Obawiam się że chyba nic takiego nie mamy-mruknęłam.

Zapadła chwilowa cisza.

-Właśnie Tobi sobie przypomniał że mieliśmy wziąć ze sobą jakieś dwie torby z jakimiś rzeczami...
-Czyli chcecie powiedzieć, że nic nie przynieśliście?-Zapytał niższy na co my pokręciliśmy głowami.-W takim razie może po prostu weźmiemy panienkę ze sobą. Myślę że tyle nam starczy, nie Yūichirō?
-Tak.
-C-Co!? Nie ma opcji, że z wami pójdę!-Krzyknęłam wstając z miejsca. Nagle poczułam jak Tobi łapie mnie za przedramię i ściąga z powrotem na siedzenie.
-Tobi uważa, że to nie jest dobry pomysł.
-Ah, tak? A my wręcz przeciwnie. W naszym klanie brakuje kobiet a taka jedna dużo zmieni...

Oczy mi się rozszerzyły do granic możliwości a na mojej twarzy malowało się obrzydzenie. Straszne oblechy z nich.

-...Aczkolwiek skoro nie dasz jej po dobroci, to użyjemy siły!

Shinobi wyjęli katanę a klienci i personel uciekli. My z Tobim również wstaliśmy i wyjęliśmy broń. Tobi zamachnął się się w ich kierunku shurikenami by ich zdezorientować i pociągnął mnie ku wyjściu. Oczywiście, Ci pognali za nami.

-Nie możemy walczyć w miasteczku.
-Coś ty taki pacyfista? I tak dojdzie do walki i będą ofiary.
-Tobi nie uważa że walka przy świadkach przyniesie dużo chwały nam i reszcie organizacji.

Spojrzałam się do tyłu, tylko po to by zobaczyć jak w naszym kierunku leci tornado.

-Nie wygląda to dobrze-mruknęłam.

Tuż po tym jak opuściliśmy miasteczko, staneliśmy w miejscu czekając na shinobi. Ci jak na zawołanie stanęli parę metrów od nas. Każde z nas czekało, aż ktoś wykona pierwszy ruch. Nagle, mniejszy zaczął tworzyć jakieś znaki, a po chwili w naszym kierunku zaczęły iść jakieś dziwne stworzenia. Gdy tylko jedno z nich było w połowie drogi, wybuchło powodując rozprzestrzenianie się jakiegoś gazu. Od razu zakryłam nos i usta.

-Co to do cholery jest...

Użyłam techniki powietrza by pozbyć się gazu a tym samym zniszczyć resztę stworzeń. Na szczęście mój plan wypalił. Spojrzałam twardo w oczy niższego. Na jego tworzy malowało się lekkie zdziwienie, ale też uśmiech pełen zadowolenia. Miałam na prawdę ochotę zwymiotować.

Szturchnęłam szatyna i szepnęłam mu, żeby trochę ich zdezorientował a ja wtedy zaatakuję. Co się okazało, uczynił to o co "prosiłam". Posłał w ich kierunku masę shurikenów i kunai a ja zaczęłam tworzyć pieczęcie. Gdy Ci pozbyli się broni, zamarli. W ich kierunku biegł ogromny płomienny tygrys. Na ich twarzach malowało się przerażenie.

-Yūichirō! Zrób coś! Nie znam technik w-wody!Ani nic co go zniszczy!-Niższy zaczął się cofać.

Wyższy mimo przerażenia próbował się wybronić ale na marne. Tygrys dosięgnął ich obu.

-Udało się..?-Mruknęłam podchodząc do nich.-Udało się!
-Nie byłbym taki pewien...-Powiedział wyższy ciągnąc mnie za nogę.-Chyba nie myślisz że dałbym się tak łatwo...

Patrzyłam na niego osłupiała. Chciał wyjąć katanę i się zamachnąć. Niespodziewanie w kierunku tego oblecha poleciała kula ognia, której ledwo sama uniknęłam. Moja nogawka się pali... Mimo to wzięłam zwoje i biegnąc do zamaskowanego ninjy, gasiłam podpalone ubranie.

-Dzięki za ratunek.
-Następnym razem, [T/I]-Chan musisz być bardziej ostrożna.
-Tak, wiem...

Spuściłam głowę czując się głupio. Szatyn się tylko zaśmiał i poczochrał mnie po głowie. Spojrzałam na niego zdezorientowana.

-Chodź Tygrysia Panienko! Trzeba wracać.
-'Tygrysia panienko'?
-Nooo... Tygrysia Panienka. Stworzyłaś ogromnego tygrysa, który poleciał na tych ludzi... A-A podczas treningów też często widziałem co najmniej jednego tygrysa, więc pomyślałem że Cię tak nazwę.
-Yhm...
-Nie podoba się? Uraziłem Cię!? J-jeśli tak to już nie będę Cię tak na-
-Jeju, spokojnie. Mi tam pasuje. Tylko było to takie znienacka...
-Ufff... Bo Tobi się martwił.

Razem z Tobim zaczęliśmy naszą podróż powrotną. Szliśmy sobie spokojnie, aż nagle...

-Tobi nie dostał obiecanego Dango!
-Oh, chłopie...-Złapałam się za głowę.-Kupię Ci po drodze jak będzie jakaś budka z Dango...
-Yaaay!

[Deidara x Reader] Przypomnij mnie sobie Cz.1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz