Ten odcinek będzie podzielony na dwie części (i tak w drugim fragmencie pojawi się chociaż część klanu Karacay 😉), ze względu na to, że w ten weekend czeka mnie wesele mojego własnego prywatnego brata i nie miałabym czasu na wprowadzenie poprawek 😋
***
Ceren była półprzytomna, gdy wrócili do domu tej nocy. Po przeżyciach całego dnia miała ochotę zwinąć się w kulkę pod kołdrą, zagarnąć tam Melike i Cenka i nigdy już nie wychodzić. Ale Cenk podjął się położenia Melike do łóżeczka i Ceren nie pozostało nic innego, jak uwolnić się z sukienki, gdy tylko dotarła do sypialni. Przeciągając się z szerokim ziewnięciem, zsunęła buty z nóg i zerwała opaskę z włosów, wahając się pomiędzy nalaniem wody do wanny a rzuceniem się jak kłoda na łóżko.
Jednak chęć zmycia z siebie wydarzeń tego dnia była silniejsza. Wciąż nie mogła zrzucić z siebie poczucia, jakby napastnicy dotykając przedmiotów w domu, dotknęli pośrednio również niej, choć żaden z nich nie położył na niej palca. Mimo to czuła się brudna. Napuszczając gorącą wodę do wanny, Ceren wlała płyn do kąpieli i zdjęła z siebie bieliznę, wrzucając ją do kosza na pranie, zanim wsunęła się do wypełnionej do połowy wanny, szczekające zębami bardziej ze względu na schodzący z niej stres, niż z zimna.
Potrzebowała tego.
Właśnie tego, chwili relaksu, zanim na dobre wskoczy w rolę nowej żony Cenka Karacaya. Wciąż nie wiedziała, co ją, u diabła, podkusiło, żeby się zgadzać. Czy nie ustaliła sama ze sobą, że jego szczenięce spojrzenia nie powinny już na nią tak działać?
I że ani jego pocałunki, ani wyznania miłości, nie powinny mieć mocy, by skłonić ją do zmiany zdania. Wiedziała natomiast, że nie byli na to gotowi. Nie była pewna czy kiedykolwiek będą. A mimo to...
Obrączka na jej palcu stanowiła twardy dowód na to, że wobec jego determinacji jej postanowienia były zupełnie niemożliwe do utrzymania.
Zanurzając się głębiej w pianie, Ceren pozwoliła sobie na uśmiech. Mimo wszystko była szczęśliwa, tak bardzo, cholernie szczęśliwa. Mimo że nie podobało jej się, że praktycznie wszystko robili pod dyktando Cenka, to nie miała pojęcia, jak inaczej miałaby zareagować na tę cała dramę z oświadczynami, którą urządził w gabinecie.
Był jak nieokiełznana siła natury, sprawiając, że chciała za nim podążać. Zwłaszcza, że w odmętach jej umysłu czuła się poniekąd usprawiedliwiona, jakby nie ponosiła winy za dokonane wybory. Co logicznie rzecz ujmując, było wierutną bzdurą, ale dzięki temu łatwiej było jej płynąc z prądem.
Wzdychając z przyjemności, gdy ciepła woda rozgrzała ją do tego stopnia, że jej skóra zaczęła parować, a kości zaczęły sprawiać wrażenie zrobionych z gumy, Ceren przymknęła oczy, ukrywają uśmiech, gdy usłyszała skrzypnięcie parkietu, jedynej obluzowanej klepki, w tym miejscu przy drzwiach od sypialni. A gdy po chwili wyczuła, że nie jest sama, mogła spróbować jedynie ukryć się głębiej pod warstwą piany, doskonale zdając sobie sprawę z tego, kto ją obserwował. Tak, jak wiedziała, że obserwował ją w nocy, każdej nocy, od momentu, w którym ją tu przywiózł.
- Słyszałeś kiedyś o tym, że wypada zapukać, zanim wejdzie się komuś do łazienki? - Zapytała, nie próbując nawet otworzyć oczu, by sprawdzić jego reakcję. Było jej tak dobrze, że mogłaby zostać w tej wannie na zawsze.
- Zostawiłaś uchylone drzwi - odpowiedział z uśmieszkiem, którego nie musiała nawet widzieć, by wiedzieć, że pojawił się na jego twarzy. I tak, zostawiła otwarte drzwi, zarówno od łazienki, jak i od sypialni. Zrobiła to specjalnie, żeby usłyszeć, gdyby coś było nie tak i mogła szybko zainterweniować.
CZYTASZ
Prócz Ciebie, Nic
Short StoryZaczynamy od początku. Może nie od początku, ale prawie... Ceren pewnej nocy znika z posiadłości Karacay, nikt, prócz jednej osoby, nie jest w stanie wytłumaczyć jej ucieczki. Nikt, prócz jednej osoby, nie wie, że miała swoje powody. Jednak ta osoba...