Trzy dni, 72 godziny. Tyle zmarnowanego czasu... Cenk powoli tracił nadzieję, że Ceren wróci do szpitala z własnej woli. Ten dupek musiał ją przestraszyć. Pewnie uznała, że skoro Nedim był w szpitalu, to zaraz zjawi się tam cała rodzina i będzie musiała zrezygnować z życia na wygnaniu. A mimo to...
Cenk wracał do szpitala, mimo że nic go w nim nie trzymało. Ani Cemre, jego żona, która nie była już jego żoną i nie miał obowiązku się o nią troszczyć, ani kuzyn, który musiał zostać dłużej w szpitalu niż on sam. Cenk westchnął i przygotował się na kolejny wyjęty z życia wieczór. Musiał czekać. Któregoś dnia wróci.
Musiała wrócić...
***
Ceren skręciła w korytarz prowadzący na oddział, gdzie leżała Cemre, mijając po drodze kolejne sale. Melike siedziała bezpiecznie w swoim wózku, przypięta szelkami do siedziska i bawiła się pluszowym królikiem, formą zastępczą jej żywego zwierzaka, którego zostawiły w domu. Dziewczynka rozglądała się z ciekawością po nieznanym otoczeniu z zacięciem ssąc ucho pluszaka, podczas gdy jej matka dygotała z niepokoju. Nie powinna była zabierać Melike. W ogóle nie powinno jej tu być! Co jeśli spotka matkę? Civana? Albo co gorsza - babcię? Jak wtedy wytłumaczy swoją obecność? Ucieczkę?
Zaciskając dłonie na rączce wózka, dziewczyna zebrała się na odwagę i skręciła w kolejny korytarz, jeszcze tylko dwa zakręty i będzie przy sali Cemre. Spokojnie, da radę. Nikogo nie spotka. Będzie dobrze, będzie dobrze, powtarzała sobie jak mantrę, ale widocznie los miał inne plany. Nedim. No tak, oczywiście, nie mogła trafić na nikogo innego.
Mężczyzna stanął jak wryty, dostrzegając ją na swojej drodze. Wciąż ubrany był w piżamę, co zmusiło ją do zastanowienia się, jak poważny był jego stan po wypadku, ale zaraz wypchnęła te myśli z umysłu. Martwienie się o prawie obcego jej człowieka było chwilowo poza jej zakresem emocjonalnym. Martwiła się już o Cemre. I o Melike i siebie. Obserwowała, jak mężczyzna stoi ze spojrzeniem utkwionym w jej twarzy, jakby nie dowierzał własnym oczom, po czym przeniósł spojrzenie z Ceren na wózek przed nią i z powrotem.
- Ceren? - Dziewczyna potwierdziła szybkim skinieniem głowy, starając się opanować narastające w niej przerażenie, jednak w głowie już szukała drogi ucieczki. - Wróciłaś... - Nedim wykonał krok w jej stronę, na co ona odpowiedziała, cofając się w kierunku korytarza, z którego przybyła. - A już myślałem, że wszystko mi się przyśniło... - Kontynuował mężczyzna, wciąż zszokowany jej obecnością. Chyba naprawdę uznał ją za wytwór swojej wyobraźni. Nie mogąc wydusić z siebie słowa, Ceren zaprzeczyła ruchem głowy. - A to...? - Nedim wskazał na dziecięcy wózek, który stał przed nią.
- To jest Melike - powiedziała Ceren, gdy odzyskała głos. Jak powinna to rozegrać? Czy jeśli powie prawdę, to Nedim obróci się na pięcie i wezwie resztę rodziny? Biorąc głęboki oddech, dziewczyna postanowiła wykonać skok w wiarę i po prostu mu zaufać. - Moja córka - Nedim patrzył na nią zszokowany, przerzucając spojrzenie raz po raz z wózka na nią. Ceren czekała wstrzymując oddech na jego decyzję. Czy popełniła błąd?
- Twoja mama jest teraz u Cemre - powiedział mężczyzna ściszając głos, jakby nagle zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. W odpowiedzi na jego słowa, Ceren szarpnęła wózkiem w przypływie paniki, co spotkało się z głośnym wyrazem sprzeciwu ze strony Melike. Jednak chwilowo Ceren nie miała czasu, by ukoić maleństwo. Musiała uciekać. I to natychmiast. Ceren rozejrzała się wokół siebie, szukając drogi ucieczki, ale gdy żadnej nie znalazła, po protu zaczęła cofać się razem z wózkiem do korytarza, z którego właśnie wyszła. Nedim chyba musiał dostrzec jej panikę, ale zamiast pozwolić jej znów zniknąć, jak ostatnim razem, złapał zdrową ręką za daszek wózka, tym samym przytrzymując ją w miejscu.
CZYTASZ
Prócz Ciebie, Nic
Historia CortaZaczynamy od początku. Może nie od początku, ale prawie... Ceren pewnej nocy znika z posiadłości Karacay, nikt, prócz jednej osoby, nie jest w stanie wytłumaczyć jej ucieczki. Nikt, prócz jednej osoby, nie wie, że miała swoje powody. Jednak ta osoba...