19b

93 7 96
                                    


Obiecana druga część 😊 I nic już nie poprawiam, bo oszaleję.

***

Cenk był szczęśliwy. Absolutnie, całkowicie przeszczęśliwy!

Obudził się w swoim domu. W sypialni, którą zaprojektował dla siebie i Ceren, w ich wspólnym łóżku. Z Ceren wtuloną w jego bok. Z Ceren, która od kilku godzin był jego żoną.

I która zaakceptowała go w całości, nawet po tym, jak dowiedziała się o jego małej akcji prześladowczej.

Wszystko w jego życiu było idealne.

W tamtej chwili jedyną rzeczą, której brakowało mu do osiągnięcia pełnej harmonii, był widok jego córki o poranku i tylko dlatego wysunął się z objęć śpiącej żony i ruszył w kierunku pokoju ich dziecka.

Spoglądając na zegarek i widząc siódmą rano, Cenk nie mógł uwierzyć, że Melike stała już przy barierce jej łóżeczka i wyraźnie wyczekiwała, aż któreś z jej rodziców w końcu się obudzi. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, widząc jak Melike wyrzuca rączki w powietrze, gdy tylko go zobaczyła, wypuszczając zabawkę z rączki, wyraźnie sugerując, że ma ochotę na wyjęcie z łóżeczka.

Schylając się do wysokości barierki jej łóżeczka, Cenk wyciągnął małą z łóżeczka, przytulając policzek do jej miękkich włosków i przez chwilę serce podeszło mu do gardła z nadmiaru emocji. Nie mógł pojąć, jak mógł do tej pory bez tego żyć.

Móc z dnia na dzień przyglądać się z daleka jak wzrastała, z noworodka zmieniając się w niemowlę, a potem w raczkującego brzdąca, aż do teraz, gdy zaczynała powoli wypowiadać pierwsze słowa i biegała szybciej niż był w stanie za nią nadążyć.

Tyle go ominęło. Tyle przegapił. Tego nie mógł sobie wybaczyć.

Przysłuchując się urywanym sylabom i dźwiękom, które rozumiała tylko Melike, Cenk zajął się przebieraniem małej z piżam w jeansowe ogrodniczki i różową koszulkę, zastanawiając się w międzyczasie, czy aby na pewno jest wystarczająco ciepło ubrana. Gdy nadszedł czas na skarpetki, Melike podniosła bunt, który ucichł,  gdy tylko Cenk odnalazł jej smoczek, a zachwycone dziecko wyciągnęło po niego rączki, natychmiast wkładając go sobie do buzi.

Unosząc ją z maty do przebierania, Cenk zawahał się, zanim postawił ją na podłodze i wyciągnął do niej rękę, pozwalając jej się prowadzić. Melike zatupała radośnie i łapiąc go za dwa palce, po czym pociągnęła go w stronę korytarza, a potem w stronę schodów, jakby doskonale wiedziała, gdzie chce się znaleźć. Cenk zaśmiał się głośno, porywając dziecko na ręce, gdy skonstatował, że mała odtwarzała swój rytuał dnia i wskazywała mu drogę do kuchni, gdzie zazwyczaj o tej porze Ceren robiła jej śniadanie.

Była takim mądrym maluchem. Byłby idiota, gdyby przez ten cały czas nie zauważył, że Ceren dwoiła się i troiła, żeby ich dziecko rozwijało się we właściwym tempie, przeznaczając swoje skromne środki na wszelkiej maści zabawki interaktywne, co spowodowało, że Melike była nad wiek rozwinięta.

Ale teraz już nie musiała tego robić. Zresztą nie zapowiadało się na to, żeby kiedykolwiek w przyszłości jego rodzina znalazła się w sytuacji, by musiały wrócić do skromnego życia, które wiodły dotychczas. Cenk miał zamiar zapewnić Melike wszystko, co tylko mógł, by miała więcej niż optymalne warunki rozwoju. Jego mała księżniczka zasługiwała na wszystko.

- Ok, szkrabie. Pokaż tacie, co mama chciałaby zjeść na śniadanie - powiedział Cenk, zwracając się do córki, gdy tylko znaleźli się w kuchni, po czym otworzył lodówkę i zaczął wyciągać z niej wszystko, co tylko wskazała Melike. Co ostatecznie skutkowało tym, że miał na blacie wyłożone zupełnie nieprzystające do siebie produkty, takie jak ser żółty, sos czekoladowy i jogurt naturalny.

Prócz Ciebie, NicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz