Patrzyłam na niego kiedy wychodził na nowo zostawiając mnie tutaj samą. Nie wiem gdzie jestem i nie wiem kim jest chłopak, który odpowiedzialny jest za moje porwanie. Byłam na tyle sparaliżowana jego obecnością, że nie byłam w stanie wypowiedzieć jakiegokolwiek słowa.
Drzwi zamknęły się, a pokój na nowo wypełnił się ciemnością. Pomieszczenie było zimne, nie było tutaj żadnych grzejników ani niczego, co zapewniłoby mi ciepło. Błądząc ręką po omacku natrafiłam na lampkę i zapaliłam ją.
Przetarłam ręką swój nos, który był już czerwony od płaczu. Nie wiem czemu tu jestem i nie wiem co zrobiłam, że spotkała mnie taka kara. Usiadłam w pozycji embrionalnej i zaczęłam się kołysać.
Płacz nie ustępował przez kolejne godziny. Zmęczona swoją postawą postanowiłam wstać i przejść się po pokoju. Podłoga była zimna, więc musiałam znajdować się na samym dole w jego domu. W sumie nie wiedziałam czy jest jego, ale nie wydaje mi się, aby przetrzymywał dziewczynę w domu kogoś innego.
Potarłam dłoni swoje ramiona w celu ogrzania się. Spojrzałam na swoje ciuchy. Byłam ubrana w zwykłe spodnie i bluzę przez głowę, w końcu mamy czerwiec. Mimo wszystko tutaj czułabym się jak gdybym była na mrozie.
Czułam się skrępowana wiedząc, że każdy mój ruch jest obserwowany. Dziękuję Bogu, że nie porwał mnie psychopata i nie zgwałcił przy najbliższej okazji. Zachował spokój w stosunku do mojej osoby, co było dziwne zbyt dziwne dla kogoś, kto porywa.
Podeszłam do drzwi starając się uciec, ale nie miałam na to najmniejszej szansy. Nie było żadnej klamki ani niczego, co pozwoliłoby mi na ucieczkę. Moje porwanie było zaplanowane. Zrezygnowana wróciłam na materac.
Nie wiedziałam, która godzina, a z minuty na minutę było mi coraz zimniej. Moje dłonie zaczęły się robić czerwone, a przez całe ciało przechodziły mnie dreszcze. Nie było tu nic, czym mogłabym się ogrzać. Sam materac, który na całe szczęście wyglądał na nowy. Zgasiłam lampkę wiedząc, że moje szanse są marne i położyłam się. Mimo tego, że wstałam jakiś czas temu, moje ciało i umysł było zmęczone. Zasnęłam nie wiedząc kiedy.
- Alex, kochanie! - krzyknęła mama, kiedy wróciłam do domu. Wyraz jej twarzy doprowadził mnie do płaczu. Podeszłam i przytuliłam ją z całej siły, jak gdyby miała zaraz zniknąć. - Słonko, gdzie byłaś przez ten cały czas? Ja i tata odchodziliśmy od zmysłów! - krzyknęła, po czym rozpłakała się na nowo. Patrzyłam na nią z wyrazem żalu i ucałowałam w czoło.
- Ma-mamo.. ja nie wiem - powiedziałam nieśmiało wbijając wzrok w podłogę. Uniosła mój podbródek, aby mogła spojrzeć w moje oczy. Wyglądała tak niewinnie. Przygryzłam wargę i czekałam na najgorsze.
- Babcia zmarła dzisiaj w nocy, nie dali rady jej uratować.
Poczułam jakby uderzono mnie toną cegieł w tył głowy.
Cały świat w tym momencie stanął, a ja stałam po środku niczego. W oddali ujrzałam cień, którego nie byłam w stanie rozpoznać. Ruszyłam w jego kierunku. Z każdym krokiem postać była coraz bardziej wyraźna, jednak nie na tyle, abym mogła ją rozpoznać. Po dłuższej walce z moim umysłem i wytężeniu oczu - dostrzegłam babcię. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, ale do niej podejść zanim odejdzie. Pragnęłam ją dotknąć, ale okazała się ona jedynie wytworem mojej bujnej wyobraźni. Obudziłam się zalana łzami i z krzykiem.
CZYTASZ
True Love Does Not Choose
FanfictionŻycie siedemnastoletniej Alex jest takie, jak każdej innej nastolatki. Ma kochającą rodzinę oraz młodszego brata, dla którego byłaby w stanie zrobić wszystko. W dzień awansu swojego ojca jest proszona o pójście do sklepu. Nastolatka nie wie jednak...