Rozdział dwudziesty trzeci: spięcia z potencjalnym rudym wrogiem

508 32 44
                                    

– Wiadomo już co z nim? – spytał blondyn załamanym głosem. Od razu gdy zauważył Harry'ego, podniósł go i aportował się z nim do Hogwartu. Tam zajęła się nim pani Pomfrey. 

– Nic jeszcze nie wiadomo, panie Malfoy. Proszę się uspokoić i nie przeszkadzać mi w pracy. Pan Potter jest w naprawdę kiepskim stanie, a pan nie polepsza sytuacji ciągle pytając się o to samo pięćdziesiąt razy. Proszę teraz wyjść i nie wchodzić dopóki nie pozwolę. 

– Dobrze, przepraszam. – westchnął, po czym usiadł na ławce przed Skrzydłem Szpitalnym. Schował twarz w dłonie, ponownie zaczynając płakać z bezsilności. Po co pozwolił Harry'emu wrócić do domu Willa? Mógł od razu zabrać go do siebie i nie byłoby takiej sytuacji. Czuł się winny z tego powodu. To przez niego Potter leży teraz nieprzytomny na łóżku szpitalnym. 

– Draco! – krzyknął czyiś damski głos. Draco nie uniósł głowy, bo nie chciał, żeby ktoś widział go płaczącego. – Dracuś, co się stało? – Dopiero teraz Draco pojął do kogo należy ten głos. Pansy kucnęła przed nim i położyła mu dłonie na kolanach. – Spójrz na mnie, kochanie. 

– Pansy... – Blondyn podniósł głowę i spojrzał na swoją przyjaciółkę. Ta patrzała na niego zmartwiona. – Harry jest ciężko ranny... ja...

– Jak to się stało? Kto mu to zrobił?

– Ten... ten stary drań! – uniósł głos niepowstrzymanie. – To moja wina... gdybym go wziął do siebie, nie doszłoby do takiej sytuacji. 

– Nie jesteś niczego winien. To nie twoja wina, Draco. – pocieszała go. – Ani się obejrzysz i już Harry będzie na nogach. 

– Nie widziałaś w jakim był stanie...

– Kurwa, Draco... tam leży jebany Harry Potter, a nie jakaś pizda. To nie byle kto. Przetrwał wojnę – to przetrwa i atak tego zjeba.  A gdy już wstanie na nogi i wszystko będzie w porządku z Potterem, możemy się przejść do świata mugoli i zajebać jedną głowę. Powieszę sobie nad kominkiem, co ty na to?

Draco uniósł lekko kącik ust do góry. Tylko Pansy potrafiła mu poprawiać nastrój w takich chwilach. 

– Bardzo chętnie. – powiedział, po czym przytulił swoją przyjaciółkę. Ona objęła go tak mocno, jak tylko potrafiła. – Dziękuję. 

– Nie masz za co dziękować. To była czysta prawda. – Odsunęła się od blondyna po chwili. Usiadła obok niego i złapała go za dłoń. – Poczekam razem z tobą. 

Blondyn kiwnął głową. 

* * *

Godzinę później do Skrzydła Szpitalnego przyszli inni przyjaciele Harry'ego, w tym: Hermiona, Ron, Neville, Luna i niespodziewanie Ginny. Widząc tą ostatnią osobę, Draco zmarszczył brwi. 

– Co się stało Harry'emu?! – krzyknął zdenerwowany Ron. – TY MU COŚ ZROBIŁEŚ?! – spytał, widząc blondyna. Od razu, jak w amoku, rzucił się na niego. Udało mu się uderzyć go z pięści raz w nos, zanim odsunęli go jego przyjaciele, i zanim Pansy nie uderzyła go z liścia. 

– To nie on, ty debilu!! Gdyby nie Draco, Harry by się tam wykrwawiał! – wrzasnęła Pansy. – Ty jak zwykle, rudy gnojku, nikogo nie słuchasz!! Przemyśl najpierw to co robisz!

Ron zmarszczył brwi. 

– Skąd miałem wiedzieć? – powiedział najspokojniej jak mógł. – A walnąłem mu za to, jaki był w dzieciństwie. 

Livin' La Vida Loca [Drarry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz