Rozdział dziewiętnasty: źle rzucone zaklęcie

506 31 27
                                    

– Ty... – powiedział agresywnie mężczyzna. – Gdzie jest Kajetan?! Co z nim zrobiłeś?! – Wstał nagle od stołu i już miał podejść do Harry'ego, gdy powstrzymała go jego żona.

– Jest w swoim pokoju. – odpowiedział spokojnie brunet. Próbował być silny na tyle, na ile potrafił. 

– Tak?! A to ciekawe! – poszedł do pokoju swojego syna i zdziwił się, gdy go tam zobaczył. Szybko podszedł do niego i zobaczył czy jest cały. Na całe szczęście Kajetan wydawał się być zdrowy jak ryba. 

Po chwili mężczyzna wrócił do kuchni. Spojrzał na Harry'ego dziwnym wzrokiem. 

– Gdzie z nim byłeś? I dlaczego do kurwy nędzy jakoś dziwnie zniknęliście? 

– Harry... – wtrąciła się kobieta. – chcę żebyś wiedział, że bardzo się na tobie zawiedliśmy. Myśleliśmy, że możemy ci zaufać. Ja myślałam, że mogę ci zaufać. Jako matka Kajetana. – powiedziała ze łzami w oczach. – Jestem na siebie zła, że powierzyłam ci tak cudowną osobę, jaką jest mój syn. 

Ale ja mu nic złego nie zrobiłem, pomyślał brunet. Dlaczego traktują mnie, jakbym zrobił mu jakąś krzywdę? Dlaczego aż tak bardzo martwią się o niego?

– Nic mu nie zrobiłem. 

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – Adam spojrzał na niego krytycznie. 

– Ja... nie wiem jak to państwu powiedzieć... po prostu jestem czaro...

W kuchni udało się usłyszeć skrzypnięcie podłogi, po czym do bębenek usznych Harry'ego doszedł bardzo znajomy głos:

– Obliviate! Obliviate! 

Harry zacisnął zęby, chcąc nagle rozszarpać autora głosu. 

– Co ty odpierdalasz, Potter? – powiedział Malfoy. – Bawi cię kurwa taka zabawa? 

– Co ty ode mnie jeszcze chcesz? Nie wyraziłem się jasno? – wstał, by być na wysokości twarzy blondyna. – Musisz wszędzie za mną lecieć?

– Zachowujesz się jak szaleniec. Co ci się stało? – Draco patrzył na niego jakby widząc zupełnie innego człowieka. 

– Mam was wszystkich dość. Mam wszystkiego dość. – mruknął, jak najbardziej powstrzymując się od płaczu. – Jutro mam wrócić do... niego. Znowu będę tanią dziwką. Zabawką, którą może... – Harry'emu zaczynał łamać się głos. – ... wykorzystać. A gdy mu się znudzi, w każdej chwili może wywalić w kąt albo oddać na zużycie komuś innemu. 

– Więc dlaczego od niego nie uciekniesz? 

– Nie mogę! Coś mnie powstrzymuje, nie rozumiesz?

Draco widział łzy spływające po policzkach bruneta. Harry opuścił głowę w dół, nagle będąc zażenowanym, że dał się poznać z tak słabej strony. 

– Harry... – powiedział łagodnie Draco. Przez chwilę patrzył na bruneta, po czym podszedł do niego i po prostu go przytulił. 

Harry na początku nie wiedział co się dzieje, więc uniósł różdżkę i przycisnął ją do żeber blondyna, w obawie, że się na niego nagle rzuci, ale nic takiego nie było. Nie było żadnego ataku ze strony szarookiego. Natomiast były jego ciepłe ramiona i ciepły oddech, który Harry czuł na swojej szyi. 

Stali tak Merlin wie ile. Nikt z nich nie liczył czasu, będąc nagle szczęśliwym. Jakby wystarczyło tylko jedno przytulenie osoby, którą znasz, i nagle świat wydawał się być dobry niżeli zły. 

Livin' La Vida Loca [Drarry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz