Rozdział szósty: ... jestem Kajetan... miło mi ciebie poznać

1.2K 61 9
                                    

Następnego dnia Harry obudził się z bólem głowy. Zapewne dlatego, że do późna tworzył różne wiersze i przestać pisać nie mógł. Przelewał na kartkę papieru to co czuł w tamtym momencie. A że czuł smutek, rozpacz i gniew – słowa jakie były w owym wierszu były czarne jak jego serce. Jego słowa były niczym głaz bez uczuć. Chociaż z drugiej strony uczucia przecież były. Gniew, rozpacz oraz smutek to też uczucia. I nie należy je ignorować.

Brunet westchnął, a następnie wstał. Poszedł krokiem zombie do łazienki trochę się ogarnąć dla swojego nowego chłopaka. Po co to robi? Sam nie miał pojęcia. Powinien odpychać potencjalnego kochanka, a nie robić wszystko, by mu się spodobać. 

Wchodząc pod ciepły strumień wody przeszły go ciarki. Ponownie zaczął gorączkowo myśleć nad sensem swojego życia, nad tym co go czeka w przyszłości. Jasnowidzem oczywiście nie był. Chociaż sądząc po jego scenariuszach w głowie... cóż.  

Po chwili zajął się myciem swojego ciała oraz włosów. Ponad dziesięć minut zajęło mu wyszorowanie swojego ciała oraz głowy, po czym wyszedł spod prysznica. Zawinął wokół bioder biały ręcznik, a następnie podszedł do lustra. Nie był najprzystojniejszym chłopakiem na całym świecie, ale zaliczał się do chłopaka o ślicznej urodzie. Pasowałoby mu określenie "ciasteczka". 

Wyszorował zęby, poczochrał swoje włosy, a potem wyszedł gotowy. Poszedł do kuchni coś zjeść, by nie być potem głodnym. Zdziwił go fakt, że jego kochanek nie był w kuchni. Pewnie był na zakupach, bo dzisiaj wigilia. A może...

– Cześć, młody – odezwał się mężczyzna, widząc młodszego w kuchni. – Zaraz pomożesz mi ubrać choinkę, a potem idziesz do Adama. 

– Jasne – odpowiedział beznamiętnie Harry, obracając się jednocześnie w jego stronę. 

– Spakowałeś się już, prawda? 

– Nie, nie zdążyłem jeszcze. – odparł cichym głosem. 

– W takim razie inaczej. Ja ubiorę choinkę, a ty zajmiesz się pakowaniem swoich rzeczy. Zgoda? – popatrzył na młodszego. Wzrok mężczyzny na dłużej spoczął na białym ręczniku owijającym luźno biodra młodszego. Nie wiedział czemu, ale zawsze pociągało go to w chłopakach. Szczególnie młodszych albo przesadnie umięśnionych. Być może lubił wysportowane uda. 

– Będę spędzał wigilię u Adama? – zapytał brunet.

– Tak. Adam ma już tam wszystko przygotowane. 

– W porządku. – Przed wyjściem z kuchni, wziął z lodówki jakiś jogurt, by zaspokoić brzuch. Spojrzał ostatni raz na Willa, po czym poszedł do swojego pokoju. Wyjął z szafy swój czarny plecak, a następnie zaczął pakować swoje ciuchy. Zostawił jedynie jedną bluzę oraz parę spodni, by zaraz się w nie przebrać. 

Potem zaczął pakować swój laptop, notes schował po bocznej kieszonce, a całą resztę – co stwierdził po pójściu do łazienki i biorąc z niej szczoteczkę oraz pastę do zębów – schował do drugiej bocznej kieszonki. 

– Gotowe – mruknął sam do siebie. Resztę rzeczy, czyli telefon, portfel i klucze do mieszkania Willa będzie trzymał w kieszeni.

Odstawił plecak na łóżku, by przebrać się w nowe ciuchy. Gdy to zrobił wziął plecak i ruszył z powrotem do kuchni.

– Jestem – oznajmił. Mężczyzna spojrzał na niego i uśmiechnął się. – Mogę zjeść śniadanie przed wyjściem?

– Będziesz jadł śniadanie u Adama. 

– Dobrze. Kiedy przyjdzie? 

– Zaraz powinien być – zaznaczył, patrząc jednocześnie w telefon. Chciał jak najszybciej pozbyć się z mieszkania bruneta, a Adam w tym nie pomagał. Po chwili jednak usłyszał dzwonek do drzwi, więc uśmiechnął się i poszedł otworzyć.

Livin' La Vida Loca [Drarry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz