Draco szedł ze swoją przyjaciółką przez Centrum Miasta. Pasny zaproponowała mu pójście właśnie tam, by blondyn zapomniał jak na razie o Potterze i o bólu jaki ten idiota mu zadał. Postanowiła zabrać go do dobrej restauracji.
– Co zamawiasz? – spytała Pansy, przeglądając menu.
– Nie wiem. – odpowiedział blondyn niskim, zdenerwowanym i trochę zachrypniętym głosem. – Nie chcę tu być, Pansy. Wolałbym pójść do domu, rozłożyć się na kanapie i całymi godzinami pić Ognistą.
– Przestań. – pokręciła głową. – Nie możesz się załamywać przez tego debila.
– W tym rzecz, że ja kocham tego debila i nie mogę udawać, że jego słowa są gówno warte.
– No rozumiem, ale wiesz, że on nie zrobił tego specjalnie? Ruda go do tego w pewnym sensie zmusiła.
– Gdyby chciał to powiedziałby o nas. A on się po prostu mnie wstydzi.
– Na Merlina, Draco... gdybym miała takiego chłopaka jak ty, to wystawiłabym cię na najlepszą wystawę w mieście, podpisałabym cię imieniem i nazwiskiem, po czym napisałabym swoje imię i nazwisko, żeby ludzie wiedzieli kogo jesteś, a oni tylko by cię podziwiali i marzyli, żebyś chociażby na nich spojrzał. – Złapała go za dłoń nad stołem. Uścisnęła ją mocno w ramach otuchy.
– Dzięki, to miłe. – Lekko się uśmiechnął.
Nastała chwila ciszy, w której Draco spoglądał przez okno, a Pansy wróciła do przeglądania menu.
– Ta cielęcina wygląda totalnie apetycznie. – zagadała. – Chętnie bym ją sobie...
– Pansy, czy to nie jest Dołohow? – spytał nagle Draco, patrząc uważnie przez okno, a właściwie na postać mężczyzny bardzo podobnego do ich wspólnego wroga.
– Co? Gdzie? – Uniosła wzrok znad karty i spojrzała w kierunku, w którym patrzył jej przyjaciel. Otworzyła szerzej oczy, bo to był we własnej osobie były Śmierciożerca. – Co on tam robi?
– On żyje... – powiedział Dracon, będąc zupełnie zaszokowanym. – Kurwa, Pansy, on żyje!
– No przecież ślepa nie jestem. – syknęła. – Chodź, zwiewamy stąd. – chwyciła Dracona za ramię i poprowadziła go do wyjścia.
– A jak on żyje, to znaczy, że...
– Nie. Beznosy psychopata definitywnie zdechł. Dołohow to pewnie ostatni ze Śmierciożerców.
Schowali się za budynkami i bacznie obserwowali mężczyznę, który siedział na ławce i z kimś rozmawiał.
– Może będziemy go śledzić? – szepnęła Pansy.
– Nie wiem czy to jest dobry pomysł.
– Nie pękaj. Jest nas dwóch, on jest jeden.
– Tak, tylko że on jest bardziej doświadczony w rzucaniu Avady niż my.
– Zaraz to my będziemy bardziej doświadczeni.
– Pansy, weź parę głębokich wdechów. Nikogo nie będziemy zabijać.
– No przecież tylko żartuję. – przewróciła oczami.
– U ciebie to nawet żarty są poważne.
– Dobra, weź się zamknij. – pokręciła głową z politowaniem. – Patrz, wstał. Chodźmy za nim.
CZYTASZ
Livin' La Vida Loca [Drarry]
Short StoryHarry po rozstaniu z Ginny odczuwa nieprzyjemne skutki samotności. Próbuje znaleźć sens życia w alkoholu, papierosach, a równie często - w narkotykach. Wszystko byłoby jak dawniej, gdyby nie fakt, że pewien blondyn kazał mu przestać to robić. Czy dz...