Rozdział 2

3.5K 238 3
                                    

KILKA DNI WCZEŚNIEJ.
Aiden:
Byłem totalnie zdenerwowany siedząc przed gabinetem dziekana. Wezwał mnie do siebie w związku z ostatnim wybrykiem bractwa. Dobra, może trochę przesadziliśmy z imprezowaniem, może jest trochę szkód materialnych, ale nikomu nic się nie stało. Problem w tym, że nie bardzo mamy jak zapłacić za odnowienie audytorium. Dlatego zostałem wezwany na dywanik.
Kilka minut później podstarzały mężczyzna wezwał mnie do siebie i kazał usiąść po drugiej stronie jego biurka. Zawsze wyglądał mi na wyrozumiałego człowieka, jednak tym razem siedziałem na tym krześle jak na szpilkach, gdy dziekan krytycznie spojrzał na mnie i na rachunek leżący przed nim.
-Jak ma Pan zamiar spłacić dług za szkody?-spytał zakładając na nos swoje okulary-Dziesięć tysięcy funtów to dużo, nawet jak na piętnastoosobowe bractwo studenckie. Tym bardziej, że sporo wydaliście na zrobienie tej imprezy, prawda?
-Mimo, że nie mam pojęcia, który z chłopaków rozwalił...-Usłyszałem odchrząknięcie-Wyrządził szkody w audytorium-poprawiłem się.
-Jest Pan odpowiedzialny za swoich kolegów, przykro mi.-przerwał- Pan założył bractwo, Pan poniesie konsekwencje, Panie Everett. Oczywiście pańscy przyjaciele powinni Panu pomóc.
-Ile dokładnie wynosi cena tych szkód?-spytałem zachowując totalną powagę, a gdy pokazał mi rachunek z liczbą dziewięć i pół tysiąca funtów, ledwo powstrzymałem się od przeklnięcia pod nosem.
-Możemy umówić się tak: Jak Pan wie, jest Pan jednym z najlepszych i najbardziej zasłużonych studentów naszej uczelni, nie ukrywam, że rzadko mnie Pan zawodzi i mam nadzieję, że tym razem też Pan nie zawiedzie. Jako, że jest Pan studentem psychologii i uczęszcza na kurs dziennikarski, mam dla Pana propozycję nie do odrzucenia. Ma Pan wybór między tym, a wpłaceniem pieniędzy na konto uczelni.
-Jaka jest ta propozycja?-spytałem zaciekawiony, choć nadal zły na chłopaków z bractwa o to, że to ja muszę płacić za coś z czym nie miałem nic wspólnego.
Kiedy oni niszczyli audytorium, ja... No cóż, byłem zajęty.
-Przez najbliższe kilka miesięcy będzie Pan jeździł do szpitala Green Lane jako wolontariusz i napisze Pan pracę semestralną na temat jednego lub kilku pacjentów. To na pewno pozytywnie wpłynie na ocenę końcową i da Panu trochę doświadczenia, a jest Pan już na końcowym etapie studiów.
-Mam jechać do psychiatryka?
-Szpitala dla niezrównoważonych psychicznie.-poprawił mnie.
-I mam tam pracować? Za darmo?
-Dałem panu wybór. Praca, a raczej pomaganie bez zapłaty lub spłacenie sumy, którą Pan tu widzi. Ma Pan czas na zastanowienie, ale tylko do jutra.
-A jeśli chodzi o pieniądze, na kiedy mają zostać wpłacone?-spytałem.
Zupełnie nie wyobrażałem sobie jechać do Green Lane i przebywać tam do końca semestru.
-Do końca miesiąca.-odpowiedział.
Nie ma opcji żeby piętnastu studentów uzbierało taką kwotę w niecałe trzy tygodnie, pomyślałem.
Postanowiłem jednak, ze wrócę do siedziby i powiem o wszystkim chłopakom. Zresztą musiałem ich opieprzyć za to, że sam muszę martwić się o odrobienie tych strat. Po drodze zastanawiałem się nad tym jak mielibyśmy zarobić na spłacenie długu. Sam utrzymuję się ze stypendium, podobnie jak Jake i Dylan, trzech innych kumpli ma pracę, a reszta jest jeszcze na utrzymaniu rodziców. Moi też chcieli wysyłać mi pieniądze, ale nie pozwalam im na to. Moje stypendium jest dość wysokie, a kiedy brakuje mi pieniędzy, udzielam korepetycji. Zawsze mam źródło utrzymania, dlatego wolę, by rodzice zadbali o siebie i moją młodszą siostrę.
W każdym razie nawet z tych pieniędzy jesteśmy w stanie uzbierać co najwyżej 4 tysiące.
Wszedłem do mieszkania bractwa i rzuciłem swój plecak w kąt korytarza. Byłem wkurzony przez to, że w środku nadal unosił się zapach papierosów i alkoholu, na podłodze leżały resztki jedzenia, zgniecione plastikowe kubki i kilka opakowań od kondomów. Znalazł się nawet jeden zużyty.
Poszedłem w stronę salonu, gdzie jak się spodziewałem, znalazłem mojego przyjaciela, Dylana. Spał na kanapie, a jego ręka związała do podłogi. Podszedłem do niego i zrzuciłem go na podłogę. Od razu obudził się, złapał za bark i zaczął jęczeć.
-Fuck, Aiden, co Ty robisz?
Opadłem na fotel obok niego.
-Czy ktoś wytłumaczy mi co stało się, gdy impreza beze mnie przeniosła się do budynku uczelni? Jak to się stało, że zdemolowaliście audytorium?!
-Możesz nie krzyczeć? Mam kaca.
Spojrzałem na Irlandczyka z wyrzutem, kiedy on czołgał się w stronę kanapy, by na niej usiąść. Dlaczego moi kumple zawsze mają wszystko w dupie?
-Ogarnij, że mamy dwie opcje: Albo płacimy dziesięć tysięcy albo posyłają mnie na wolontariat do Green Lane.
-Dziesięć tysięcy?-wytrzeszcza oczy. To go trochę rozbudziło.-Do kiedy?
-Do końca miesiąca.
-Trzeba zwołać radę bractwa. Przekalkulujmy to.
Chłopak wziął telefon i wysłał grupową wiadomość, by wszyscy zjawili się w salonie.
Godzinę później trzynaście osób, które prawdopodobnie zerwały się albo z łóżka albo z wykładów, siedziało razem z nami w salonie. Jak podejrzewałem, połowa wyglądała co najmniej fatalnie. Chyba byli źli, że coś od nich chcę.
-Ziomki trzeba spiąć dupy!-powiedział krótko Dylan
-O co wam znów chodzi?
-Który był wczoraj w audytorium?-spytałem przeglądając wszystkie twarze dookoła mnie. Nikt się nie zgłaszał-Tchórze! Teraz nie macie odwagi, a wczoraj rozwaliliście całą salę. I tak dowiem się kto wpadł na ten pomysł i wtedy nie będzie wesoło.
-Dobra, to my-przyznał się Cody występując do przodu razem z kilkoma innymi
-I co zamierzacie z tym zrobić? Dlaczego cała odpowiedzialność znów spada na mnie? Godzinę temu dziekan sprawił mi kazanie, bo to ja tu jestem przewodniczącym. Ale wy macie to głęboko w dupie, jak zwykle zresztą.
-Okej! Jesteśmy przecież braćmi, pomagamy sobie. Co trzeba zrobić?-spytał Jake
-Uzbierać 10 kawałków-odpowiedział Dylan, a wszyscy zaczęli spoglądać na siebie
-No to panowie, jesteśmy w dupie-dodał Jake
-Jeśli tego nie zapłacimy, Everetta wyślą do psychiatryka
-Co? Jak?
-Na staż do Green Lane- wyjaśniłem.-I chyba się już przygotuję, bo z tym podejściem to nawet my nic nie zdziałamy. Rozejść się!
-Ale...-zaczął jeden z chłopaków po mojej lewej. Przerwałem mu
-Ja tu jestem przewodniczącym. Radzę wam posprzątać ten bałagan. I tak powinniście być mi wdzięczni.
Wszyscy powoli zaczęli wychodzić z salonu do swoich pokoi, zostałem ja, Jake i Dylan.
Schylając się by podnieść paczkę od chipsów i rozbite szkło, zauważyłem, że Jake mi się przygląda.
-Tak łatwo odpuszczasz? Może Ty chcesz tam pracować? Może to twoje powołanie...
-Może przy okazji Cię tam zostawię, masz coś z głową jeśli myślisz, że ktoś dobrowolnie chce pracować tam za darmo. To miejsce z pewnością jest nienormalne.
-Ale jedziesz tam, bo...-Przerwał Dylan
-Bo nie mam wyjścia, a to jest szansa na lepszy wynik. W końcu jestem na psychologii. Może praca w psychiatryku nie jest szczytem marzeń, ale w końcu od tego blisko do psychologa. To, że wytrzymuję z wami znaczy, że mam mocne nerwy.
-A może po prostu humor dopisuje Ci po upojnej nocy z twoją koleżanką z wydziału?
-Zamknij się, nawet z nią nie spałem. To że zostałem tu z nią kiedy wszyscy sobie poszli, nie znaczy, że od razu musiałem się z nią przespać.
-A powiedziałeś jej chociaż, że Ci się podoba?-spytał Dylan.
Wzruszyłem tylko ramionami.

Jeszcze tego dnia zadzwoniłem do dziekanatu i zgodziłem się na propozycję dotycząca Green Lane.
-Wiedziałem, że ma Pan głowę na karku-powiedział głos dziekana po drugiej stronie telefonu.-Niech Pan pamięta, że nie może już się wycofać. Sekretarka skontaktowała się już z zarządem szpitala i informuje, że ma Pan zjawiać się tam od poniedziałku do czwartku i w soboty punktualnie o piętnastej trzydzieści począwszy od jutra. Mam nadzieję, że nie ma Pan problemu z transportem.
-Nie. Dziękuję- odpowiedziałem uprzejmie. Gdy dziekan rozłączył się, westchnąłem i postanowiłem wkopać Cody'ego, tak jak on mnie. Wparowałem do pokoju jego grupki z chytrym uśmiechem.
-Sprawa jest taka, że od jutra wasza trójka ma fuchę. Potrzebuję codziennego transportu do Green Lane. Powiedzmy, że to wasza przysługa.
Wtedy wyszedłem, zamknąłem drzwi, a zza nich usłyszałem przekleństwo.
Tak jest, Aiden Everett znów ma władzę.

☑Opuszczone MarzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz