Rozdział 26

2.4K 236 7
                                    

Aiden:

Wiedziałem, że powinniśmy już wracać, ale to była jedna z niewielu chwil, gdy byłem z Iris sam, bez tych wszystkich osób, które w każdej chwili mogły wejść do jej pokoju. Chciałem wykorzystać to jak najlepiej, ale czasu pozostało naprawdę niewiele.

Na terenie szpitala nie chciałem narażać żadnego z nas na takie rozmowy, jakie ostatnio odbyłem z lekarzem. Szczerze powiedział mi, że podejrzewa mnie o romans z pacjentką, a ja, choć temu zaprzeczyłem, nie mogłem powiedzieć, że nic nie czuję do Iris. Prędzej, czy później miałem przecież powiedzieć jej wszystko i chciałem, by coś z tego wyszło. Byłem pewien, że jeśli dowie się o tym ktoś z uczelni, nie będę już tak lubiany i popularny, wezmą mnie za szaleńca, kiedy dowiedzą się, że zamiast Cindy z dużymi cyckami, podoba mi się niepozorna i niestabilna psychicznie Iris, która ma problemy z pogodzeniem się z przeszłością i kontaktowaniem się ze światem. Może i byłem szalony, ale nie potrzebowałem już dobrej opinii. Do szczęścia starczała mi obecność tej niewysokiej szatynki z szaro-niebieskimi oczyma i długimi włosami. Nie musiałem martwić się o nic więcej, kiedy wiedziałem, że mam ją. A kiedy dowiaduję się, że jej siostra chce zabrać ją do Francji, mam ochotę krzyczeć na cały głos, zabraniając jej tego.

Nie wiedziałem jak długo jeszcze będę mógł się z nią spotykać, ale możliwe, że ten czas dobiegał końca i nie mogłem się z tym pogodzić. Musiałem coś zrobić.

-Iris, ja...-zacząłem spoglądając na dziewczynę.

Siedziała obok mnie na ławce, w mojej kurtce, która była na nią zbyt duża. Wyglądała przez to jeszcze bardziej niewinnie, co sprawiało, że patrzyłem na nią z jeszcze większym zachwytem.

Bawiła się swoimi palcami, które lepiły się jeszcze od waty cukrowej. Nigdy na nikogo nie patrzyłem w ten sposób; jednocześnie pragnąc się zbliżyć i nie chcieć jej skrzywdzić. To, kim była, przyciągało mnie jak magnes, bo wiedziałem, że jestem jedyną osobą, której zaufała. Jej uśmiech cieszył mnie za każdym razem tak samo, jak za pierwszym, bo wiedziałem, że robi to tylko przy mnie.

Dawno już zapomniałem o głównym powodzie, dla którego miałem tu przyjeżdżać. Mój esej jest prawie skończony, choć przyznam, że wcale nie przyłożyłem się do niego tak, jak powinienem. Uchwyciłem w nim każdego pacjenta i zaburzenie w szpitalu, ale ominąłem Iris. Z jakiegoś powodu moje sumienie podpowiadało mi, że to by było nie fair. Może dlatego nie powiedziałem też o niej przyjaciołom i rodzinie. Bałem się, co mogłoby stać się po tym, gdyby dowiedziała się, że wszyscy o niej wiedzą. Była zupełnie nieprzewidywalna.

-Ty co?-zapytała, przywołując mnie znów do rzeczywistości.
-Po prostu chciałem powiedzieć, że to, co kiedyś powiedziałem o miłości, było prawdą.
-Że miłość jest przereklamowana i nigdy się nie zakochujesz?
-Dokładnie to-skinąłem głową i sięgnąłem po jej dłoń.-Ale teraz zmieniłem zdanie.

Kiedy splotłem jej palce z moimi, ona spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie.

-Ja chyba też-szepnęła.

To wszystko chyba znaczyło, że miałem wolną drogę. Spodziewałem się zupełnie innej reakcji, więc teraz nie wiedziałem, co zrobić.

-Aiden, wszystko okej?-spytała, kiedy przez dłuższą chwilę się nie odzywałam-Co się dziś z tobą dzieje?
-Nic. Po prostu dzieje się zbyt dużo nowych rzeczy.
-A co ja mam powiedzieć?-zaśmiała się cicho. Podniosłem jej dłoń do moich ust i pocałowałem jej zewnętrzną stronę.-Cały czas wydaje mi się, że nie zauważasz tego, że przestałam Cię odpychać.
-Chyba powinniśmy już wracać-powiedziałem wstając z ławki i chcąc pociągnąć ja za sobą. Iris puściła jednak moją dłoń, kiedy stałem dwa kroki od ławki, a ona nadal na niej siedziała.
-Aiden, od kilku dni w ogóle Cię nie rozumiem. Jesteś tak cholernie niepewny i ostrożny. Nie wiem czy to ty się zmieniłeś, czy ja, ale to wszystko wydaje się takie nienaturalne. Wygląda tak, jakbyśmy ciągle coś przed sobą ukrywali. Wiem, co mówię. To wszystko jest dziwne...
-Okej, chcesz szczerości?-spytałem biorąc głęboki wdech, a potem wypuściłem powietrze tak, że było to słychać. To nie było jednak westchnienie, raczej próba ostudzenia emocji i zapanowania nad swoim ciałem, które wcale ostatnio się mnie nie słuchało, jakkolwiek to brzmi.
-Szczerość jest najważniejsza w przyjaźni, nie uważasz?
-Więc powiem szczerze. Nie możesz tak po prostu na oczach lekarzy, przy świadkach podchodzić do mnie i mnie przytulać, a potem pytać o bicie mojego serca. W ogóle nie powinnaś tego robić.
-Dlaczego?
-Bo, gdy ludzie to widzą, myślą inaczej niż ty.-wyjaśniłem.
-A ty? Co wtedy myślisz?
-W tym problem. Też myślę inaczej niż ty. Zmieniłaś mnie trochę, bo nigdy nie myślałem w ten sposób.
-Aiden, do cholery, zacznij mówić tak, żebym Cię rozumiała.

☑Opuszczone MarzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz