Rozdział 6

2.9K 233 1
                                    

Aiden:

Przez następne pół godziny czekałem na autobus jadący w stronę Green Lane. Ten do którego wsiadłem był ostatnim, więc nie miałem pojęcia, jak wrócę do domu i o której w ogóle wyjdę ze szpitala.
Od kiedy tam przebywam, przekonałem się, że określenie tego miejsca szpitalem jest niezbyt trafne. No chyba, że istnieje jakiś rodzaj szpitali, które izolują, nie leczą. Nawet szpitale psychiatryczne powinny leczyć.
Kiedyś myślałem, że choroby psychiczne to coś, czego w żadnym przypadku nie można wyleczyć, ale teraz przekonałem się, jak bardzo się myliłem.
Poznałem tam kilka osób, które na początku wydawały mi się przerażające. Chociażby Finna, Oscara czy pana Gregga.
Umieszczenie ich w pokojach na pierwszym piętrze było uwarunkowane tylko tym, że pacjenci z dołu bali się z nimi kontaktować, a dyżurni nie chcieli pogorszenia ich stanu.
Historie tych osób nie były czymś, co musiałem wyciągać z nich siłą czy czytać z akt. Większość pacjentów przygnębiona wieczną samotnością cieszyła się, że kogoś interesuje to, co ich spotkało w przeszłości, nie tylko to, co widać na pierwszy rzut oka.
Jak się przekonałem, nie było się czego bać. Schizofrenia Finna, anoreksja i depresja Oscara oraz zaburzenia snu pana Gregga jak dla mnie nie były wystarczającym powodem do izolacji. Na górze wcale nie było tak źle jak mówili mi pielęgniarze. Nazwałbym to raczej oddziałem intensywnej terapii... Gdyby stosowali tam terapię.
Jedyne co różni dół od góry to fakt, że na dole pacjenci śpią spokojnie, potrzebują trochę mniej opieki, nawiązują kontakt z opiekunami i innymi pacjentami i w sumie mogliby już stąd wyjść.
Istotnym szczegółem jest też to, że rodziny pacjentów odwiedzają ich zarówno na górze, jak i na dole. Odwiedzam ich też ja. Ale są tu dwie osoby, których nie odwiedza nikt prócz mnie. Jedną z nich jest Finn, drugą Iris. Tak, wiem, wiadome było, że zatrzymam się właśnie na niej. Mam wrażenie, że gdyby mieli w Green Lane jeszcze jedno piętro, byłoby specjalnie dla niej. Ta dziewczyna jest największą zagadką, jaka mnie tu spotkała. Rozmawiałem już z każdym pacjentem, znam dwadzieścia jeden historii i mimo tego, że do Iris zaglądam codziennie, dopiero dwa dni temu pierwszy raz usłyszałem jej głos. Czuję się zobowiązany do sprawdzania co się z nią dzieje, bo nie chcę kiedykolwiek natknąć się na nią w tym stanie, w jakim zobaczyłem ją pierwszego dnia. Coś mi mówi, że dziewczyna nie miała łatwego życia, jest szczególnie słaba psychicznie i ma skłonności do samobójstw. Mogę śmiało powiedzieć, że się o nią boję.
Te dwa dni temu, kiedy zastałem ją skuloną pod ścianą, przestraszyłem się nie na żarty. Kamień spadł mi z serca, kiedy dostrzegłem, że tylko śpi. Naprawdę nie wybaczyłbym sobie gdybym tym razem nie zdążył. Dlatego postanowiłem jechać tam w piątek, dzień bez dyżuru.
Rozmyślając tak o Green Lane prawie przegapiłem przystanek. Szybko wstałem z fotela i wyszedłem z autobusu uważając by nie upuścić pizzy dla pacjentów. Miałem nadzieję, że Angela jeszcze nie podała kolacji.
Na zewnątrz było dość zimno, jak na brak kurtki, dlatego chciałem jak najszybciej znaleźć się w środku. Zadzwoniłem na domofon i na wypowiedzenie mojego nazwiska, furtka otworzyła się.
Gdy wszedłem do ośrodka, od progu dość chłodno przywitała mnie dyżurna z parteru, której imienia do tej pory nie poznałem.
-Jest piątek, dochodzi dziewiętnasta, co tutaj robisz? Nie masz dzisiaj dyżuru.
-Dobry wieczór-powiedziałem, chcąc być bardziej kulturalny niż ona.-Wiem o tym. Przyszedłem tu z własnej woli, żeby wam pomóc. Każe mi pani teraz wyjść?
-Jak już jesteś...-westchnęła i zeszła mi z drogi.
-Przyniosłem pizzę dla pacjentów-powiedziałem kierując się do stołówki i zostawiając pizze na stole-Pani Angelo! Dobry wieczór, co pani dziś planuje na kolację?
-Aiden, jak dobrze Cię widzieć-powiedziała starsza pani trochę zmartwionym głosem-Chyba nie zapamiętałam dostatecznie tego co powiedziałeś mi o mikrofalówkach
-Coś się stało?-spytałem podchodząc do części kuchennej
-Po prostu te urządzenia chyba zostały stworzone tylko dla młodych ludzi. Tak jak mówiłeś, wkładam talerz do środka, zamykam drzwiczki i nastawiam czas. Nie włożyłam nic metalowego, a jednak nie działa.
-Mogę rzucić okiem?-spytałem, a pani Angela odsunęła się bym mógł dojść do urządzenia-Wydaje mi się, że mikrofalówka nie jest podłączona do kontaktu.
-Naprawdę? Kurczę, pewnie myślisz sobie teraz "głupia, stara baba".
-Pani Angelo, przecież nic się nie stało. Każdemu może się zdarzyć zagapienie, tym bardziej, że jest już późno. Niech pani się nie martwi, przebywam z pomocą i z kolacją dla pacjentów. Dziś połamiemy schematy. Chce pani poczęstować się pizzą?
-Dziękuję, jesteś aniołem-powiedziała-Jednak spróbuję kiedy coś zostanie. Idź po pacjentów, ja to wszystko poukładam na tacach, żeby ładnie wyglądało.
Uśmiechnąłem się i zacząłem pukać do każdych drzwi po kolei, żeby wołać pacjentów do stołówki. Bardzo chciałem, żeby oddziałowy pozwolił mi zabrać tam tych z góry, jednak wiedziałem, że będę musiał go o to spytać. Ośmiu z dziewięciu pacjentów z parteru po usłyszeniu słowa pizza wyszło z pokoju i szybko poszło do jadalni. Ośmiu, bo dziewiąty, Brian spał, a ja nie chciałem go budzić.
Poszedłem na górę i przy obrazie znów spotkałem Finna.
-Cześć Finn-przywitałem się, a on spojrzał na mnie przez chwilę
-Aiden?
-To ja. Lubisz pizzę?-uśmiechnąłem się
-Pizzę?-powtórzył
-Zaraz wracam, muszę załatwić to z oddziałowym.
Pobiegłem schodami na pierwsze piętro i zapukałem do drzwi dyżurki. Pielęgniarz otworzył mi drzwi, wyglądał na wyczerpanego
-Aiden?
Dlaczego wszyscy tutaj dziwią się, że się dziś zjawiłem? Może jest piątek, ale chyba nie myślą, że wciąż przychodzę tu tylko za karę?
-Dobry wieczór. Coś się stało? Coś z pacjentami?
-Nie. Po prostu jestem wyczerpany papierkową robotą. Co tu robisz?
-Przyszedłem, by spytać o pozwolenie na sprowadzenie pacjentów do stołówki na kolację.
-Naprawdę myślisz, że któryś z nich będzie chciał zejść na dół?
-Chyba nie zna Pan wystarczająco swoich pacjentów-odpowiedziałem. On podniósł brew i rozejrzał się po korytarzu. Pewnie nie miał pojęcia, że Finn wyszedł z sali. Zresztą sam zastanawiałem się jak on to robi...
-Dobrze, jeśli naprawdę wydaje Ci się, że z tobą pójdą, rób co chcesz. Zresztą mnie zaraz i tak ktoś zmieni.
-Dziękuję-powiedziałem i znów zacząłem pukać do wszystkich drzwi.
Spodziewałem się większego powodzenia, ale sześciu pacjentów włącznie z Finnem zgodziło się by zejść na dół, czterech poprosiło o przyniesienie jedzenia do pokoju. Nawet Oscar, co dla niego jest wielkim sukcesem.
Został mi tylko jeden pokój, pokój Iris. Zapukałem do drzwi, a potem otworzyłem je powoli i zajrzałem do środka.
-Hej-zacząłem. Nie zdziwiłem się nawet, gdy nie odpowiedziała, zdziwiłem się dopiero, gdy jedynym, co zobaczyłem było idealnie zaścielone łóżko i leżące na nim dokładnie złożone w kostkę ubrania dziewczyny.
Jedyną myślą w mojej głowie było słowo "nie", które powtarzałem jak mantrę.

Wybiegłem z jej pokoju i popędziłem znów do dyżurki. Tym razem niezbyt grzecznie wpadłem tam, lekko spanikowany.

Dlaczego jej nie ma? Nikt mi nic nie powiedział, czy oni w ogóle przejmują się pacjentami? Są totalnie nieodpowiedzialni jak na lekarzy, terapeutów i Bóg wie kogo jeszcze.

-Gdzie jest Iris Hamilton?-podniosłem głos na pracownika.
-Uspokój się Everett. Nie masz prawa na mnie krzyczeć.
-Zadałem pytanie.
Moje pięści zaciskały się im bardziej sciszałem mój głos. Wiedziałem co robię i byłem świadomy, że jeśli mnie poniesie, zapłacę za to. Jednak miałem najgorsze myśli i byłem niesamowicie wściekły na tego człowieka. Miałem w sobie żyłkę psychologa i nie mogłem pozwolić na krzywdę ludzi, którzy na nią nie zasługują.
-Pytam gdzie jest Iris!-powtórzyłem.
-Jestem tutaj.
Usłyszałem za sobą nieśmiały, cichy głosik i cała złość odpłynęła gdzieś daleko. Zacząłem powoli odwracać się do tyłu, choć zdążyłem jeszcze zobaczyć zdziwioną twarz dyżurnego. Nie obchodził mnie teraz powód tego zdziwienia, interesowało mnie tylko, co z Iris.
W końcu zobaczyłem ją stojącą za mną w białym szlafroku i z mokrymi włosami. Była tak blada jak zawsze, tak samo krucha, ale było w niej też coś innego. Coś, czego jeszcze nie zdążyłem odczytać. Coś, co nie pozwalało mi oderwać od niej wzroku.
-Wszystko okej?-spytałem
Ona skinęła głową, A ja odetchnąłem, czując jak ponownie wielki głaz spada mi z serca. Niemal słyszałem jak huknął o podłogę.

-Chcesz iść się ubrać?-zapytałem, a ona ponownie skinęła głową i weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi.

-Następnym razem uważaj zanim podniesiesz na mnie głos.-powiedział dyżurny obojętnym tonem-To nie Ty tutaj rządzisz. Poza tym pacjenci mają prawo do prysznica. Czuwam nad wszystkim. A Ty... nie angażuj się za bardzo. Już raz wspominałem, to miejsce albo straszy albo wciąga na dobre.

Wcale o tym nie wspominał.

Zaraz po tym szybko poszedł na dół jakby coś się paliło. Ja zostałem w korytarzu trochę nie ogarniając o co mu chodziło.
-Iris? Mogę już wejść?-zapytałem zauważając, że nie zamknęła drzwi
-Tak-odpowiedziała cicho.

Wszedłem i zobaczyłem, że siedziała już na łóżku ubrana w jeden z trzech kompletów swoich ubrań. Jej włosy były teraz owinięte zbyt małym ręcznikiem.
-Zgaduję, że suszarka jest zbyt niebezpiecznym urządzeniem?-powiedziałem siadając obok niej. Nie odsunęła się tak jak to robiła na początku naszej znajomości.
-Gdybym chciała, zabiłabym się tam nawet bez suszarki. Ale nie chcę.-powiedziała cicho
-Nie?
-Nie-powtórzyła
-To dobrze, bo trochę mnie wystraszyłaś.-powiedziałem. Zapanowała chwilowa cisza-Wiem, że obiecałem wam coś ugotować, ale nie miałem czasu. Wymyśliłem coś innego i zamówiłem pizzę. Jest na dole i jest pyszna. Muszę zejść tam, bo wysłałem tam kilku pacjentów. Pójdziesz ze mną?

Dziewczyna spojrzała na mnie zdezorientowana. Czyżby nie spodziewała się tego, że poproszę ją o zejście na dół?
-Ale żeby tam zejść, musiałabyś wysuszyć włosy. Tam jest klimatyzacja, przeziębisz się.
-Nie mamy suszarki, kontaktu, ani nic. Nie mogę tego używać.
-Ale ja mogę wszystko, a na dole na pewno mają suszarkę. Trzeba tylko zejść na dół.

Wstałem i wyciągnąłem do niej dłoń. Patrzyła na mnie swoimi średnio obecnymi oczyma i zastanawiała się czy pójść.
-Możemy wrócić tu kiedy tylko zechcesz-dodałem.

Wtedy dziewczyna chwyciła moją rękę i wstała. Ucieszyłem się, że chce iść, uśmiechnąłem się i poprowadziłem ją w stronę schodów. Po drodze natknęliśmy się na głównego oddziałowego, który właśnie przyszedł na dyżur, a on spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczyma.
-Aiden, możesz jutro przyjść wcześniej i wstąpić do mnie?
-Dobrze-odpowiedziałem.

Nie chciałem dać po sobie poznać złości na pielęgniarza za to, że powiedział mu o moim pomyśle, o tym jak na niego krzyknąłem i o wszystkim, co przeszkadza mu w moim zachowaniu. Już wyobrażałem sobie jak mnie stąd wyrzuca.
Jeszcze na początku stażu, cieszyłbym się z tego, ale teraz patrząc na zadowolone twarze pacjentów jedzących pizzę, stwierdziłem że nie chcę opuszczać tego miejsca.

☑Opuszczone MarzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz