Rozdział 9

2.7K 226 2
                                    

Aiden:

Czułem niemały stres idąc w stronę dyżurki.
Poprzedniego dnia zaczynając pracę, oddziałowy poprosił mnie o rozmowę i już od wtedy przeczuwałem coś złego. Nie minął miesiąc od początku mojego stażu, a ja już zdążyłem wywrócić cały psychiatryk do góry nogami. Zaburzyłem trochę ich codzienność, zasady, nawyki...

Mnie jednak wydaje się, że te zmiany są dobre. Nie chciałbym wylecieć, kiedy zacząłem dogadywać się z pacjentami. Tak naprawdę, chyba nawet trochę się już z nimi zżyłem. Finn jest dla mnie jak kumpel, wie o tym świecie wiele więcej niż myślałem, jest sprytny i w pewnym sensie nawet mi imponuje. Jest doskonałym materiałem na przeprowadzenie wywiadu do mojego eseju.

Pukając do drzwi obiecałem sobie, że nie dam się tak łatwo wyrzucić.
-Proszę-usłyszałem zamyślony głos lekarza. Kiedy wszedłem, schował jakieś dokumenty do teczki.-Usiądź.
Zrobiłem co nakazał i czekałem na jego słowa związane z powodem mojego zjawienia się w tym pokoju.
-A więc-zaczął-chciałbym z panem porozmawiać o pańskim wczorajszym pomyśle. To, co Pan zrobił, było trochę sprzeczne z naszymi zasadami.
-Ja przepraszam, wydawało mi się, że to dobry pomysł. Pacjentom się podobał. Jedli aż im się uszy trzę... To znaczy smakowało im.
-Dlaczego zaryzykował Pan i ściągnął pacjentów z piętra na parter?
-Nie zrobiłem tego bez ich zgody. Nie są według mnie zagrożeniem dla pacjentów z dołu.
-Że Pan tak nie uważa, nie znaczy, że tak nie jest.
-Przecież jako przełożony mógł Pan mi zabronić, szefie. A nie zrobił Pan tego.
-Nie zrobiłem. Tylko dlatego, że był Pan tak pewien, że wszystko się uda. Poza tym zrobił Pan to w sumie na moim dyżurze.
-Nic się nikomu nie stało, wszyscy wrócili cali i zdrowi do pokoi. Dlatego nie chcę się tego czepiać, chciałem porozmawiać o Pana metodach, chyba powinienem zacząć bardziej kontrolować pańskie kontakty z naszymi pacjentami.
-Nie rozumiem-zmarszczyłem brwi czekając na jakąś odpowiedź. Byłem zdziwiony i nie wiedziałem czy jego wypowiedź jest nacechowana pozytywnie czy negatywnie
-Zaskakująco dobrze wpływa Pan na niektórych z nich.-Usiadł na swoim krześle na kółkach i odchylił się do tyłu na tyle ile pozwoliła mu zamontowana tam sprężyna. Ponownie zerknął na teczkę z dokumentami, a potem splótł swoje palce w zamyśleniu.
Nie wydawało mi się jednak, że myśli o czymś związanym z pacjentami. Raczej o czymś prywatnym, czymś co w ogóle teraz nie było tematem rozmowy. Ten facet chyba bardzo rzadko przejmował się pacjentami, fachowo nazywają to chyba zimną krwią. Ja jednak nazwałbym to kompletnym brakiem empatii.
-Na przykład?-spytałem, bo chciałem, by w końcu kontynuował swoją wypowiedź. Niecierpliwiłem się i naprawdę wolałbym milczeć z Iris niż z nim.
-U tych pacjentów od długiego czasu nie wystąpiła żadna poprawa. Większość z nich otwiera się, zaczyna rozmawiać. Nie rozumiem, dlaczego tylko Pan tak na nich działa i jak to się dzieje, ale najwyraźniej dzieje się dobrze. Chciałbym wiedzieć jak Pan to robi...

Po pierwsze, nie siedzę cały dyżur w gabinecie i nie mam ich w dupie. Nie narzekam na nich, ani nie szpikuję ich antydepresantami, które zabierają im możliwość normalnego funkcjonowania. Nie zapomnianym o tym, że poza chorobami, zaburzeniami, ci ludzie mają też uczucia.

Zamiast powiedzieć to, co właśnie wpadło mi do głowy, postanowiłem użyć innych słów:
-Staram się rozmawiać z nimi na neutralne tematy. Unikam pytań o ich przeszłość i chorobę. Uważam, że jeśli mi zaufają, powiedzą mi więcej, a wtedy będę mógł im jakoś pomóc.

-Sugeruje Pan, że jest Pan w stanie pomóc tym pacjentom? Proszę, jednak jest Pan tu od miesiąca, wie Pan naprawdę niewiele, może nastąpiła lekka poprawa stanu niektórych pacjentów, ale są tak chwiejni emocjonalnie, że to może znów obrócić się o 180 stopni i być jeszcze gorzej.
-Mówi mi Pan, że niewiele widziałem?-wzburzyłem się trochę słysząc taką uwagę. Byłem pewien, że przez te kilka dni poznałem tych pacjentów lepiej niż każdy lekarz pracujący tu.-Już pierwszego dnia zostałem wyrzucony na głęboką wodę, kiedy rozmawiałem z Finnem podczas epizodu psychotycznego, a Iris była na krawędzi życia i śmierci. To nazywa Pan moją niewiedzą? Może nie znam historii tych chorób, bo nie mam dostępu do tych głupich teczek z dokumentami, ale mam zamiar dowiedzieć się wszystkiego z lepszego źródła. Nie jestem tu dla pieniędzy ani za karę, naprawdę chcę pomóc tym ludziom i wcale nie potrzebuję do tego takich metod jakich wy używacie. Wczorajszy wspólny posiłek już dał pacjentom bardzo wiele. Szkoda, że Pan nie przyszedł zobaczyć jacy byli szczęśliwi po tym jak wyrwali się ze swoich pokoi i mogli porozmawiać z innymi.
-I co? Może następnym etapem będzie wyprowadzenie ich na spacer po mieście? Do tego Pan zmierza?

☑Opuszczone MarzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz