Przez kilkanaście minut Elizabeth siedziała odrętwiała w dziwnym amoku, czas jakby zwolnił a łzy nie mogły przestać płynąć, dopiero głośne miauczenie czarnego kota sprawiło, że w końcu się ocknęła. Ramzes siedział spokojnie obserwując kobietę, pomimo wielkiego strachu nie mogła nie uśmiechnąć się do swojego obrońcy, otarła łzy i spróbowała wstać najpierw ściągając szpilki. Kostka pulsowała bólem, czuła również cieknącą krew po brodzie, uważając na nogę przeszła do łazienki. Zamoczyła wiszący koło lustra ręcznik po czym delikatnie przycisnęła go do ust. Kilka sekund zajęło jej zebranie się do spojrzenia na siebie w lustrze – potargane blond włosy, rozmazany makijaż, odsuwając ręcznik zobaczyła mocno rozciętą dolną wargę, ubrania były w tak samo kiepskim stanie. Nie wiedziała co ma zrobić, kot wskoczył na umywalkę prosząc o uwagę.
- Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego miałam – pogłaskała czarny grzbiet. Mruczenie uspokajało nerwy, a teraz potrzebowała pomyśleć logicznie nad dalszymi krokami. – Chyba musimy zmienić miejsce na jakiś czas, nie wiem tylko gdzie – umyła twarz wodą chcąc zmyć zaschniętą krew. – Pakujemy się, w drodze coś wymyślimy.
Bez zastanowienia ruszyła do sypialni, starała się oszczędzać lewą nogę. Pakując małą walizkę robiła to w małym otępieniu, na koniec zdjęła ubrania nie patrząc na duże lustro by nie widzieć w jakim jest stanie, założyła na siebie czarne leginsy, luźną bluzę, a na nogi szerokie adidasy. Chwyciła za transporter zwierzaka stawiając go na łóżku.
- Wskakuj młody – kot grzecznie wszedł przyzwyczajony do takiej formy transportu. – Zjadę najpierw z walizką, wrócę za dwie minuty.
Po kwadransie wyjeżdżała na ruchliwe o tej porze ulice Londynu swoim czarnym Mini Cooperem, przez prawie dwie godziny jeździła bez celu, aż poczuła spływające łzy po policzku, stanęła na dużym parkingu przy supermarkecie próbując uspokoić oddech.
-Co ja mam kurwa zrobić – jęknęła blondynka. – Ramzes gdzie możemy uciec? – zwierzę z powagą obserwowało ją swoimi zielonymi oczami. – Matt wyjechał... nie mogę tyle beczeć – otarła łzy sięgając po torebkę na przednim siedzeniu, chaotycznie szukała chusteczek by doprowadzić się do ładu, gdy nagle wypadły z niej klucze wraz z przyczepioną do nich kartą. – Chyba mam pewien pomysł kolego, może uda się na jeden dzień gdzieś zaszyć – wysmarkała nos, założyła czarną czapkę którą znalazła w schowku i ruszyła tym razem w konkretne miejsce.
Od kilku miesięcy nosiła przy sobie całkiem nieświadomie klucze do apartamentu Carringtona, od jakiegoś roku mieszkał w domku na obrzeżach miasta, a tam przechowywał część ważnych dokumentów które mogły kiedyś być potrzebne. Tak więc jako asystentka szefa dostała klucze gdyby on nie mógł po nie podjechać. Znajdowała się około godziny drogi do centrum licząc wieczorny ruch, postanowiła zostać na noc a rano zadzwoni do Jamesa i wytłumaczy mu całą sytuację, w końcu ostatnio mieli całkiem normalny kontakt. Nie dalej jak trzy dni temu zamawiała przesyłkę do domu Jamesa, więc miała stuprocentową pewność, że apartament będzie pusty.
Po dotarciu ruszyła w dół, do podziemnego parkingu karta zadziałała bez problemu otwierając szlaban, nie zwracała większej uwagi na otoczenie nie zauważając sportowego Camaro zaparkowanego trzy miejsca dalej. Wysiadła chwytając transporterek, lekko utykając przyłożyła kartę do czytnika przy windzie. Po paru sekundach wsiadła modląc się by nikt nie wsiadł, jednak kiedy tylko przyłożyła kartę ruszyła nie wbijając nawet piętrzą, wyglądało na to że Carrington cenił sobie prywatność. Drzwi ustąpiły bez oporu jak tylko przekręciła klucz, postawiła Ramzesa, a światła rozbłysły automatycznie. Powinna w tym momencie zobaczyć kubek stojący na stoliku kawowym albo marynarkę przerzuconą przez oparcie fotela jednakże utkwiła spojrzenie w nocną panoramę miasta widoczną z przeszklonej ściany salonu.
James rozmasował kark, dwie godziny spędzone nad kwartalnym raportem nie przysłużyły się jego kręgosłupowi, może powinien popływać zanim pójdzie spać. Nagle w ciszy rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, spojrzał na zegarek w laptopie było już dobrze po dziewiątej, nikt nie zapowiadał wizyty. Szybko wstał ruszając ku salonowi, doznał prawdziwego szoku widząc smukłą postać w czapce, przez pierwsze sekundy nie poznał Elizabeth. Co u licha tutaj robiła?
- Lizzy? – prawie podskoczyła ze strachu, jednak nie uniosła nawet głowy. – Wszystko w porządku? – Podszedł do niej uważnie obserwując każdy ruch kobiety, włoski zjeżyły mu się na karku, nie miał dobrych przeczuć.
- Nie wiedziałam, że tu jesteś – odparła cicho. – Pójdę już, przepraszam.
- Nigdzie nie idziesz, spójrz na mnie – opuściła głowę jeszcze niżej, stał na tyle blisko że powoli mógł unieść brodę blondynki. – Lizzy? – Nie był przygotowany na to co zobaczył. Zaschnięta, przecięta warga nabrała opuchlizny, a czerwony ślad na policzku mocno odznaczał się na twarzy. Dopiero po kliku sekundach ich spojrzenia się skrzyżowały, zaszklone czarne oczy zapamięta chyba do końca życia. Nie myśląc objął kobietę, na co syknęła z bólu.- Kurwa mać, przepraszam!
- Nic się nie stało – posłała mu blady uśmiech. Coś zaczęło strasznie miauczeć, zauważył transporter stojący przy nodze Elizabeth. – To Ramzes, uratował mnie – poinformowała cicho. – Nie będziemy robić problemu...
- Nie kończ – przykucnął przy czarnym kocie – jesteś kociarą, nieźle. Chodź mały kolego, skoro obroniłeś swoją panią to masz tu wolną rękę – otworzył drzwiczki podsuwając drugą dłoń do kota, by mógł zapoznać się z zapachem. Ramzes z początku nieufnie wychylił głowę, podejrzliwie skanując wysokiego bruneta. – Bo dajesz stary, musimy pomóc tej uroczej blondynce. – Po tych słowach bez skrępowania kot zaczął łasić się do niego.
- Zdrajca – wyszeptała Elizabeth.
- Zna się na ludziach – James wstał bez pytania łapiąc kobietę w stylu panny młodej.
- Co ty...
- Cicho kobieto, teraz usiądziesz na kanapie. Ja przyniosę apteczkę oraz jakiś T-shirt, potem grzecznie pokażesz mi obrażenia, musimy też robić zdjęcia. Jutro przyjedzie lekarz, dziś dam ci odpocząć.
- Rządzisz się Carrington – mruknęła.
- W końcu zarządzam firmą, nie ? – wyszedł uprzednio zostawiając ją na kanapie. Wkurzonym krokiem ruszył ku sypialni, nie wyobrażał sobie jak ten skurwiel mógł skrzywdzić jego Lizzy. Miał ochotę wyjść i odnaleźć tego faceta. Ale był potrzebny tutaj. Widok smutnej, pobitej blondynki łamał mu serce.
![](https://img.wattpad.com/cover/216142990-288-k588369.jpg)
CZYTASZ
High heels
RomanceBogaty, atrakcyjny i pewny siebie właściciel firmy nie potrafi poradzić sobie ze swoją asystentką. Elizabeth to piękna kobieta o włoskim temperamencie. Świetnie wykształcona i niezawodna jeżeli chodzi o pracę doprowadza go do szału. Czy kiedy kobiet...