Punta Cana cz.3

4.3K 143 4
                                    

Trochę zaszalałam z długością, ale skoro to ostatnie chwile na Dominikanie, to co mi tam ;)


Kobieta nie zmrużyła prawie oka przez całą noc, postanowiła więc wstać po szóstej rano, wściekłość nie opuściła jej nawet przez chwilę, najchętniej udusiłaby swojego własnego szefa, co zresztą żadną nowością nie było. Ubrała śliczną sukienkę w kolorze butelkowej zieleni na grubych ramiączkach, opalenizna ładnie komponowała się z wyciętymi plecami, Chwyciła czarną listonoszkę kończąc stylizację tego samego koloru czarnymi rzymskimi sandałkami. Z racji opalenizny zrezygnowała z makijażu przeciągając tylko tuszem i tak długie rzęsy. Szybkim krokiem zeszła w dół po schodach kierując się ku kuchni. Gertrudes z Aleją rozmawiały głośno, na początku myślała że kobiety często odbywają sprzeczki, a rzeczywistość wyglądała całkowicie inaczej, po prostu głośno mówiły zaangażowane w temat.

- Och słoneczko – zareagowała pierwsza Aleja widząc ją w drzwiach. – Zrobić coś do jedzenia?

- Dziękuję, dziś zjem poza domem. Umówiłam się z Dominiciem w jego hotelu.

- To dobry chłopak – skomentowała krótko Gertrudes.

Do kuchni zawitał Tajo, starszy syn kucharki, przywitał blondynkę.

- Gdzieś już idziesz? – postawił skrzynki z owocami na kuchennym blacie.

- Do miasta, umówiłam się z Domoniciem – po całym zajściu napisała do niego czy nie mogliby zjeść wspólnie śniadania, odpisał od razu że od szóstej będzie na nogach i zaprasza.

- Podrzucę cię, jadę po resztę zakupów – z wdzięcznością ruszyła z nim żegnając kobiety. Nie zamierzała wracać przez cały dzień, miała dość tego troglodyty śpiącego w sypialni obok.

Tajo podrzucił ją pod sam hotel dokładnie instruując gdzie znajdzie gabinet mężczyzny, ta informacja nie zdała się na nic, bo brunet czekał na nich. Pozdrowił Tajo i spojrzał na nią:

- Wyglądasz ślicznie – ucałował policzek blondynki. – Dzięki, że podrzuciłeś Lizzy, zatroszczę się o naszego gościa i odwiozę późnym wieczorem, mamy dzień pełen atrakcji.

- Dobrej zabawy – Tajo ruszył dalej.

- Gotowa na dzień pełen wrażeń?

- Nie będę przeszkadzała? – zapytała niepewnie.

- Nigdy- z uśmiechem wskazał taras. – Zapraszam – czując przypływ dobrego humoru ruszyła we wskazanym kierunku.

Brunet wstał przypominając sobie od razu wczorajsze spotkanie w łazience, zaklął czując erekcję. Z rozdrażnieniem ruszył pod zimny prysznic. Doskonale poinformowany gdzie Lizzy spędza każdy po przebraniu poszedł do kuchni. Wyciągnie stamtąd upartą kobietę do gabinetu i tam porozmawiają rozwiązując problem jak dorośli ludzie. Koło ósmej uchylił potężne drzwi, powitał kobiety oraz Tajo nie dostrzegając nigdzie blond włosów.

- Była tu Lizzy? – nalał sobie kawy do kuba z przelewowego ekspresu.

- Odwiozłem ją do Dominica, wróci pewnie późno – poinformował go rzeczowo mężczyzna.

- Co? – poczuł napływającą złość, ta mała diablica zwiała.

- Trzeba było pilnować takiego skarbu – bez ogródek skomentowała Gertrudes. – A nie tak rozbijać się z turystkami.

- To prawda – zawtórowała zwykle spokojna Aleja.

- O co wam chodzi?! Elizabeth to dorosła kobieta, ma prawo chodzić gdzie chce.

High heelsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz