Tylko w twoich chorych fantazjach...

4.6K 146 1
                                    

Niecały tydzień później w końcu mieli nagrywać reklamy na domiar złego to ona miała przedstawić każdy dział z osobna. Dostała za zadanie ubrać się elegancko ale na luzie postawiła więc na granatową, ołówkowa spódnice, biały T-shirt z dekoltem w kształcie litery V i czerwone szpilki. Reżyser pochwaliwszy jej  ubiór zaprosił kobietę do makijażystki, która tymczasowo zajęła gabinet prawej ręki Jamesa. Makijażystka okazała się sympatyczną blondynką o kobiecych kształtach i zaraźliwym poczuciu humoru Elizabeth z miejsca ją polubiła.
- Cieszę się, że to ty będziesz kluczową postacią dużo się nie napracuje- wskazała  krzesło. – Proponuję podkreślić twoje piękne oczy, a usta pomaluje lekko błyszczykiem żeby podkreślić naturalny kolor i oczywiście zadbam o to byś się nie świeciła– Elizabeth przytaknęła. – Potem będę pudrować szefa tej firmy.
- Już widzę jego minę- zachichotała na samą myśl o Carringtonie.
- Jest tak zabójczo przystojny jak mówią?
- Niestety tak – westchnęła przypominając sobie o ich konflikcie, przez niecałą godzinę plotkowały jak koleżanki, które nie widziały się od dłuższego czasu,  na koniec dziewczyna podała jej lusterko.  Wyglądała wręcz idealnie, naturalnie ale kreski przy oku dodawały zmysłowości.– Jesteś świetna, dziękuję- podziękowała wstając, w tym samym momencie otworzyły się drzwi ukazując sylwetkę wysokiego bruneta. Szybko wyminęła go nawet nie patrząc mu w twarz,  za to czuła jego czujne spojrzenie na sobie. Mały przypływ satysfakcji wywołał uśmiech, odkąd trwali w wojnie on też zdawał się nie zauważać swojej asystentki.
Następne godziny minęły na prezentowaniu zespołu reklama miała trwać do 4 minut, aczkolwiek parę razy z rzędu musiała robić wejścia do tego samego gabinetu, reżyser był zadowolony z efektu, więc pozostała jej scena z Jamesem. Ustawili się pośrodku biura, tak by było widać panoramę za oknem, na ulicach rozpoczął się popołudniowy ruch. Elizabeth miała w sumie tylko przedstawić Jamesa i po prostu ładnie wyglądać, to też uczyniła przyglądając się mu kątem oka, wyglądał jak rekin biznesu, młody przystojny i pewny siebie właściciel. Mówił o celach rozwoju przedsiębiorstwa oraz o tym, że jest to typowo rodzinna firma. Elizabeth nie kontrolując się dodała :
- Firmę tworzą przede wszystkim ludzie, którzy kochają swoją pracę,  cieszymy się mogąc świadczyć usługi na tak wysokim poziomie w miłej atmosferze oraz pod niezastąpionym kierownictwem - spojrzała na Jamesa, kontynuował wypowiedź jakby to zaplanowali wpatrując się w swoje oczy.
- Czekamy na ciebie- powiedział  z lekką chrypką.
Przez chwilę stali w ciszy, która przerwał reżyser oznajmiając koniec nagrania, za dwa dni miał stworzyć krótka reklamę do telewizji i dłuższą dla potencjalnych klientów. Podziękował kobiecie za miłą współpracę,  a następnie wymienił uprzejmości z Carringtonem, po jego wyjściu ten zamknął drzwi gabinetu nie dając jej możliwości ucieczki.
- Byli  Tobą zachwyceni od pierwszego ujęcia- blondynka stanęła tyłem do niego obserwując ulicę. James dopiero teraz zauważył ponowną zgodność ich ubiorów, miał na sobie granatowy garnitur, białą koszulę oraz czerwony krawat.  – Dziękuję Lizzy.
- Nie ma za co – odparła obojętnie
- Skończmy to – podszedł do niej delikatnie obracając w swoim kierunku. – Jeśli dostanę od ciebie chociażby jednego oschłego e-maila to oszaleje.
- Fakt, też mnie to męczy – mówił szczerze, wiedziała o tym. – Myślę, że mogę już odpuścić, przynajmniej pół biura odetchnie- roześmiała się na wspomnienie pracowników uciekających w popłochu gdy tylko znajdowali się w tym samym pomieszczeniu.
- Może po prostu spróbujmy zostać przyjaciółmi? – zaproponował.
- My? – o mało nie uwaliła się własną śliną.
- Pracujemy ze sobą codziennie, lubimy się, moja rodzina najchętniej by cię adoptowała, mamy ku temu solidne fundamenty. 
- Skąd w ogóle pomysł o tym lubieniu? – żartobliwie posłała mu kuksańca. – Możemy spróbować.
- Tylko nie bądź przesadnie miła, lubię nasze małe potyczki słowne – uśmiechnął się swoim najładniejszym uśmiechem. – Chodź, idziemy na obiad zaraz umrę z głodu.
Przytaknęła chętnie, przez to całe zamieszanie nie miała czasu niczego przełknąć. Nie zdążyła nawet chwycić torebki ponieważ James od razu poprowadził ją do windy.
- Jest jeszcze ciepło, może zjemy w tej restauracji ze stolikami na zewnątrz? – zaproponował podczas gdy winda zjeżdżała w dół ponownie zgodziła się na jego propozycję.  W przyjemniej ciszy wyszli z budynku na zatłoczone ulice, po drodze minęli zaskoczonego ochroniarza i recepcjonistki, zapewne plotki o ich pojednaniu rozejdą się w mgnieniu oka. – Będą mieli o czym mówić przez następne dwa dni – skomentował brunet podczas oczekiwania na zielone światło dla pieszych.  Restauracja, o której mówił James znajdowała się zaledwie dwie ulice dalej przy parku, co dawało poczucie wyciszenia w samym centrum Londynu.
- Co najwyżej jeden, potem wróci temat twojego romansu z lalką – uważnie czekała na jakąkolwiek reakcję lecz zachował kamienną twarz.
- Zdaję sobie z tego sprawę, iż główną plotkująca jest Meg, prosiłem by zachowała odrobinę prywatności w naszych relacjach. Jest wściekła, myślała o reklamie jako swoim show – rzucił rozbawione spojrzenie Elizabeth, jakby uznał dziewczynę za kompletnie świrnięta. – Nie było takiej opcji, od początku to było wyłącznie twoje zadanie.
Usiedli na wygodnych wiklinowych fotelach,  a ona odetchnęła z ulgą, potrzebowała chwili spokoju i o dziwo towarzystwo akurat tego mężczyzny wydawało uzupełniać równowagę.
- Ma na imię Meg? – postanowiła podrażnić się z nim.
- Nie przeginaj Lizzy – blondynka wydęła w zabawny sposób wargi, przywołał skinieniem głowy kelnerkę, która już wyrywała się by do niego podejść. – Ja poproszę średnio wysmażonego steka,  a ty?
- Sałatkę z krewetkami oraz sok z świeżo wyciskanych pomarańczy.
- Dla mnie również to samo do picia,  dziękujemy- nawet nie zerknął na dziewczynę,  a była naprawdę atrakcyjna. – Co w ogóle słychać u ciebie? – spojrzał na nią z poważnym wyrazem twarzy. – Skoro mamy się przyjaźnić powinienem być na bieżąco,  ty doskonale orientujesz się w mojej sytuacji, dostaję szewskiej pasji z tą dziewuchą. Nie wiem co zaćmiło mi chwilowo umysł...
- Jej wielkie cycki? – sugestywnie pokazała dłońmi ich wielkość, zaśmiał się rozbawiony. – No dobra o twoim romansie wie cała korporacja plus Hilton.
- O twoim chłopaku całe biuro- uniósł brwi. – Także wiem ,że miłość kwitnie-  Elizabeth zrobiła naburmuszoną minę,  James nigdy nie wierzył w miłość.  Mimo tak cudownej rodziny podchodził do tematu z wielkim sarkazmem. – Zamieniam się w słuch Lizzy.
Odniosła wrażenie jakby to było polecenie służbowe, dopóki nie dostali soku i jedzenia zawzięcie milczała. Musiała coś zjeść żeby nabrać siły nim cokolwiek powie. Wiele razy próbowała porozmawiać z Katie na temat Sama, ale ta ciągle mówiła coś o marudzeniu.  Czy James był w stanie postawić się w jej sytuacji i wysłuchać bez oceniania jak przyjaciel?
- Było naprawdę dobrze – rozpoczęła dłubiąc w sałatce. – Wiesz fajne randki,  ostry seks- uniosła wzrok,  napotkała uważne spojrzenie niebieskich tęczówek. – Potem zostałam pozbawiona przestrzeni, znasz mnie- w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko, a  kurze łapki i dołeczki dodały mu tylko uroku. – Mam dość spełniania jego fantazji w łóżku, ile można non stop coś zmieniać? Odnoszę wrażenie – zawahała się przez chwilę,  nie wiedziała na ile szczegółów może sobie pozwolić. Nie poganiał jej, posłał ciepły uśmiech i ugryzł kawałek wcześniej odkrojonego stęka, wyglądało to naprawdę seksownie. Upomniała się w myślach,  to tylko James. Ufała jego rodzinie,  dzięki nim mogła rozwijać swoją karierę,  dali szansę młodej dziewczynie.- Myślę, że on lubi zadawać ból. Chce mieć wszystko na własność, trochę mnie to przeraża.
Prawa dłoń Elizabeth trzymała widelec ciągle poruszając nim w sałatce,  a lewa leżała obok na stoliku,  chwycił właśnie ją zmuszając do uniesienia głowy. Niebieskie oczy ukazywały troskę i coś na kształt złości.
- Jeśli w jakiś sposób cię skrzywdzi to policzę się z nim osobiście.  Nie podoba mi się coś w tym typie. Możesz na mnie liczyć w każdej sprawie- zapewnił. Czuła uspakajające ciepło emanujące z dłoni mężczyzny. – Będę przy tobie trzymając zawsze twoją stronę.
- Dziękuję- posłała mu smutny uśmiech .
- Sałatka Ci nie smakuje ? – spyta widząc że ledwo ją tknęła.
- Przez ciebie, zadajesz trudne pytania zanim zdążę zjeść. Za to stek musi być boski- roześmiała się widząc w połowie pusty talerz. W odruchu sięgnęła do talerza obok kradnąc pieczonego ziemniaka. Teraz dopiero usłyszała jego szczery chrapowaty śmiech, odchylił głowę do tyłu a ciemne włosy zalśniły w słońcu. Po uspokojeniu oddechu odkroił kawałek mięsa widelec wyciągając w kierunku Elizabeth, nie zastanawiając się ani sekundy nad tym jak intymnie wyglądała ta scena nachyliła się kosztując. Był naprawdę pyszny, na powrót poczuła głód. James wzruszył umięśnionymi ramionami i wrócił do jedzenia.  Przez następne pół godziny rozmawiali o firmie oraz rodzinie Carringtonów. Oboje odprężeni ruszyli do biurowca,  czekało ich spotkanie ze stałym klientem.  W biurze wszyscy konspiracyjne szeptali między sobą, James donośnym głosem oznajmił:
- Koniec wojny, więc możecie wrócić do swoich zadań- momentalnie zapanowała cisza. – Wolicie jak się kłócimy?
Wszyscy zaprzeczyli śmiejąc się przy tym, prawie wszyscy Meg wyraźnie miała inne zdanie i już szła w kierunku bruneta.  Elizabeth posłała mu współczujące spojrzenie siadając przy biurku.
- Musimy porozmawiać- wypiszczała ruszając dumnym krokiem do gabinetu Jamesa. Nie wyglądał na zadowolonego, prawą dłonią poluzował krawat idąc w kierunku dziewczyny.
Specjalnie pozostawił drzwi otwarte, miał nadzieję że dzięki temu uniknie sceny. Od początku wiedział jakie problemy mogą wiązać się z tym romansem. Na tamten moment chciał dać upust frustracji i odegrać się na swojej asystentce. Ale jak to miałoby sprawić by Lizzy poczuła zazdrość? Chciał tylko cholernej przyjaźni.
- W czym mogę pomóc Meg? – nieśpiesznie usiadł na fotelu odpinając guzik marynarki. Przybrał typowo władczą pozę wyczekując odpowiedzi.
- Co to ma znaczyć?! Ta twoja sekretareczka była główna twarzą reklamy, a co ze mną! – krzyczała nieprzyjemnie skamląc. Lizzy miała rację, jednym atutem był biust. Jego wzrok szybko powędrował do biurka asystentki, widział dokładnie jak marszczy brwi, mimo to jej twarz i ciemne oczy wyglądały uroczo. Nienawidziła kiedy ktoś nazywał ją sekretarką, była kimś dużo więcej pełniła wiele odpowiedzialnych funkcji. 
- Elizabeth jest moją asystentką – poprawił kobietę,  złożył ręce przystępując do końca tej farsy. – Nie rozumiem czemu wrzeszczysz w moim gabinecie,  nie jesteś w żadnym wypadku osobą decyzyjną.  Coś jeszcze? Mam zapełniony grafik.
- Ja powinnam reprezentować twoją firmę misiaczku, w końcu jesteśmy duetem! – zaklął w duchu. Dziewczyna oczywiście pomyślałam seks ze związkiem.  Na dziś miał już dość, Meg musiała zniknąć z siedziby firmy. Nie powinien w ogóle wplątywać się w taka znajomość.
- Nie jesteśmy żadnym duetem, przez pewien czas bzykaliśmy się ze sobą i na tym koniec. Nie pozwolę tu rządzić nikomu, a teraz żegnam za coś chyba Ci płacę- musiał być bezwzględny,  bez słowa ruszyła do wyjścia.
- A Meg – zwrócił się do niej raz jeszcze- utnij te wszystkie plotki, nic nas nie łączy. Jeśli usłyszę, że ubliżasz lub podważasz kompetencje Elizabeth to obiecuję skończysz karierę.
Teraz Meg wybiegła z płaczem,  James zaklął ukrywając twarz w dłoniach. Wpakował się w niezłe bagno myśląc tylko przyrodzeniem. Usłyszała charakterystyczne pukanie szpilek o podłogę,  z taką gracją chodziła tylko Lizzy. Niechętnie wyprostował się napotykając współczucie w czarnych jak noc oczach.
- Otwieramy oddział w Honolulu? – zażartowała.
- Da się?
- Z moją małą pomocą- usiada na przeciwko niego poprawiając biały T-shirt. – Jutro zacznie pracę w naszej agencji, dostała w tracie odpowiedniego e-maila,  uzna pewnie to za awans. Będziesz miał spokój. Uznałam, że dzisiejsze spotkanie przełożymy na jutro.
- Lubisz się rządzić co? – odetchnął z ulgą, dobrze mieć kogoś takiego u swojego boku. Zerknął na zegarek, wskazywał chwilę przed czwartą.- Idź do domu, jutro zwalczymy całe gówno tego świata.
- Prawie jak poeta – wstała. – Będę miała czas na kąpiel w wannie – ucieszyła się.
- Bo pomyślę, że celowo podsuwasz mi obraz nagiej siebie.
- Tylko w twoich chorych fantazjach Carrington.
Śmiejąc się wyszła z gabinetu zamykając za sobą drzwi. Mimo wszystko nawiedził go obraz gołej Elizabeth biorącej gorącą kąpiel, w końcu był tylko facetem a ona atrakcyjną kobietą.  To przypomniało mu o dręczących myślach, ten cały Sam nie podobał mu się od pierwszej chwili.  Wiedział, że pracuje w policji ale sam znał kilku niespecjalnie dobrych policjantów. Wyciągnął z kieszeni marynarki IPhona wybierając jeden z pierwszych numerów na liście kontaktów.
- Witam szefie – usłyszał męski głos.
- Al zapisz sobie coś, musisz sprawdzić chłopaka Elizabeth, niejaki Samuel jest policjantem. Niedawno go przenieśli.
- Jasne czy Lizzy wie o tym – wyraźnie zaciekawiła go ta kwestia.
- Gdyby wiedziała to zapewne dałaby nam popalić. Coś mi w nim nie pasuje, a ona zaczyna dostrzegać dziwne zachowania. Czekam na pełne informacje jutro,  spotkamy się tam gdzie zwykle.
- Oczywiście- mężczyzna rozłączył się, miał nadzieję że przeczucie tym razem go zawodzi.

High heelsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz