Przez sen słyszała wyraźne walenie w drzwi, schowała głowę pod poduszkę i jęknęła. Po kolejnych paru minutach ktoś dalej nie dawał za wygraną, do tego jeszcze jej kot Ramzes zaczął przeraźliwie głośno miauczeć wchodząc na brzuch właścicielki. Zaklęła pod nosem, zrzuciła poduszkę z głowy i spojrzała na zegarek przy łóżku, dochodziła dziesiąta rano. Co oznaczało, że spała tylko cztery godziny. Pogłaskała czarnego kota, ściągając go z siebie i wstała, parę sekund później otwierała drzwi.
- Myślałam, że umarłaś w łóżku - wrzasnęła z oburzeniem wysoka, szczupła blondynka. Wyglądała bardzo dobrze jak na swój wiek, gdyby nie delikatne zmarszczki w kącikach oczu i ust można by było ją uznać za siostrę Elizabeth.
- Cześć mamo, dzięki za pobudkę - pocałowała policzek kobiety przepuszczając ją w drzwiach. - Wyszłam z pracy przed trzecią w nocy.
Matka Elizabeth ruszyła przedpokojem skręcając w prawo gdzie znajdował się wielki biały salon połączony z kuchnią. Wszędzie panował nowoczesny styl i czystość. Ramzes bez zastanowienia ruszył za nią licząc, że w końcu ktoś poświęci mu więcej uwagi. Elizabeth z niechęcią odwróciła wzrok od drzwi sypialni stwierdzając, że potrzebuje mocnej kawy ze swojego cudownego ekspresu. Po paru minutach kuchnie wypełniał aromat świeżo zmielonych ziaren kawy, a Ramzes zadowolony jadł swoją ulubioną puszkę tuńczyka. Podając matce kawę zwróciła uwagę na niezbyt dopasowany strój kobiety. Kanarkowa bluzka nie pasowała do karnacji Judith Castelli, a czarne spodnie z marszczeniami skracały jej sylwetkę , do tego znów nosiła okropnie pstrokate mokasyny. W przeciwieństwie do córki Judith miała typowo angielską urodę. Blond włosy, blada cera okraszona kilkoma piegami a do tego zielone oczy. Kształtne usta na pewno potrafiły nawet teraz uwieźć niejednego mężczyznę. Pani Castelli nie należała ani do osób lubiących modę, ani do tych wielbiący ład i prządek. Dopóki żył ojciec Elizabeth - Antonio to on podpowiadał Judith w czym powinna chodzić i zajmował się większością spraw. Był włoskim krawcem, pracującym w zawodzie aż do zawału. Elizabeth usiadła naprzeciwko matki i wypiła łyk czarnej kawy.
- Za dużo pracujesz kochanie - zaczęła cotygodniową tyradę. - Należy ci się jakiś odpoczynek.
- Zostawmy ten temat w spokoju. Co cię sprowadza tak rano? - Ramzes wskoczył na kolana Elizabeth domagając się pieszczot.
- Moja wystawa! Mam problem z wyborem obrazów a musze to zatwierdzić na czternastego marca.
- Który był wczoraj mamo ... - westchnęła drapiąc kota za uszami.
- Mój Boże, więc koniecznie musimy coś wybrać - z torebki wyjęła zdjęcie i rozsypała wszystkie na stole w jadali. - Ma być piętnaście.
Po godzinie Elizabeth odprowadziła matkę do drzwi zapewniając, że za tydzień w piątek pomoże w przygotowaniach do pierwszej, poważnej wystawy obrazów kobiety. Następnie udała się prosto pod prysznic, miała ochotę wrócił do łóżka, jednak zdawała sobie sprawę że sporządzenie raportów zajmie jej cały weekend. Niechętnie otworzyła służbowego laptopa wybierając numer do ulubionej chińskiej knajpy i zabrała się do sporządzania tabelek z określonych działalności firmy.
W poniedziałek weszła do biura ubrana w świetnie skrojony granatowy garnitur, czerwone wysokie szpilki oraz plikiem przygotowanych raportów. Pozdrowiła ciepłym uśmiechem Jess z recepcji i podeszła do swojego biurka na którym leżała najnowsza korespondencja. Włożyła czerwoną torebkę pod biurko i zajęła się przeglądaniem listów, wybrała najbardziej pilne udając się do gabinetu szefa. Znajdował się dokładnie na wprost niej, cały przeszklony z pięknym widokiem na centrum Londynu. Ułożyła odpowiednio dokumenty według obranego przez nich schematu. Przystanęła na chwilę podziwiając widok za oknem, z tej perspektywy wszystko wydawało się takie proste, a nigdy takie nie było. Jej życie osobiste to totalna porażka, nie pamiętała już jakie to uczucie być zakochaną. Nie należała do kobiet szukających księcia na białym koniu, więc dawała szansę przelotnym romansom, jednak nie potrafiła wykrzesać z nich nic więcej prócz pożądania. Brakowało kogoś kto stał by za nią murem, pomagał w chwilach zwątpienia , po prostu trwał u jej boku. Niezależność u kobiet często wiązała się z samotnością, mężczyźni chcieli kontrolować wszystko, a ona uwielbiała sama wytyczać kierunek. Katie przez całą niedziele opowiadała o koledze Matta, z którym spędzili trochę czasu. Podobno nie tylko dobrze wyglądał, ale też miał wiele innych zalet. Westchnęła głośno postanawiając umówić się z mężczyzną, skoro przyjaciółka widziała w tym szansę, warto zaryzykować.
James Carrington przed wyjściem z windy poprawił szary krawat, miał za sobą długi weekend z teraz już byłą dziewczyną, jednak posiadał odrobinę cierpliwości. Postanowił zostać sam, nie miał ochoty na lamenty i narzekanie na pracoholizm, mógł dobrze bawić się bez tej całej szopki. Skinieniem głowy powitał Jess, która rozmawiała przez służbowy telefon. Lubił porządek i dobrze zorganizowaną pracę swoich ludzi, automatycznie skierował wzrok ku biurku Elizabeth, o dziwo było puste. Spodziewał się, że na powitanie stoczy kolejną bitwę, poczuł lekkie rozczarowanie, co naprawdę go zdziwiło. Poprawił granatową marynarkę, myśląc czy aby nie zaczął wariować. Bez zastanowienia ruszył do siebie, jakie było jego zaskoczenie gdy zobaczył obiekt swoich rozmyślań. Włosy upięła w prosty kucyk, a dopasowany garnitur podkreślał jej kształty, w duchu pogratulował sobie dodania darmowej siłowni w wieżowcu. Kobieta całkowicie pochłonięta myślami nie zauważyła jego przyjścia. Pomimo wszystkich kłótni lubił ją lecz ciągle go prowokowała. Czasami wystarczył uśmiech do klientka albo zbyt długa rozmowa z nim. Nigdy nie odmawiał jej seksapilu czy uroku osobistego, co ważniejsze pomagało mu to w interesach, a mimo to wkurzało go wszystko co dotyczyło Elizabeth.
- Piękny widok, prawda? - odezwał się wyrywając kobietę z zamyślenia.
- Przepraszam, trochę odpłynęłam myślami - zawstydzona odwróciła się ku niemu.
- Też tak mam - na ustach Jamesa widać było uśmiech. W tej chwili zamiast próbować dogryźć tej irytującej istocie miał ochotę znów usłyszeć życzliwy ton głosu. - Przepraszam za ten weekend- spojrzała na niego podejrzliwie. - W ramach zadośćuczynienia oprócz wolnego piątku możesz wyjść wcześniej w tym tygodniu.
- Nazwałabym to wyrzutami sumienia - stanęła na tyle blisko, że o mało nie stykali się nosami. - Ale ty przecież go nie masz Carrington - złośliwy uśmieszek pojawił się na ustach blondynki, puściła mu dodatkowo oczko.
- Igrasz z ogniem Lizzy - odpowiedział uśmiechnięty.
- Może lubię? - ruszyła ku drzwiom.
- Lizzy? Nie łącz Rebecki, możesz wcisnąć jej jakiś swój kit, byle dała mi spokój.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała zamykając za sobą drzwi.
W środę dzięki wcześniejszemu wyjściu udało jej się odwiedzić przyjaciółkę, która mieszkała na przedmieściach w starych, przedwojennych kamienicach. Rudowłosa dziewczyna właśnie streszczała Elizabeth wrażenia po ostatniej imprezie gdy do mieszkania wszedł średniego wzrostu blondyn. Lizzy z uśmiechem powitała Matta, chłopaka Katie. Znali się od wielu lat i trzymali razem, zawsze mogła na nich liczyć. W przeciwieństwie do roztrzepanego oraz wiecznie uśmiechniętego rudzielca z piegami, Matt podchodził do życia bardzo poważnie, zapewne wpływ na to miała jego praca w policji.
- Czyżby smok wypuścił cię z jamy ? – zażartował siadając obok Katie.
- Uciekłam – puściła oczko upijając kolejny łyk wina, Elizabeth przyjrzała się uważnie parze. Byli swoim przeciwieństwem, Matt szczupły średniego wzrostu a Katie z mocno kobiecymi kształtami oraz niższym wzrostem. – Jak w pracy?
- Dużo interwencji, wiesz dzisiejsza młodzież nie jest tak grzeczna jak my.
- Możemy nie gadać o pracy? A jak już to wyłącznie o twoim koledze – Katie nie odpuszczała tematu.
- Sam bardzo chce cię poznać, to porządny facet. Parę miesięcy temu przeniósł się do nas z mniejszego posterunku. Może zabierzemy go na wystawę Judith?
- Chcecie na siłę mnie zeswatać? Czuje się jak stara panna, a mam niecałe dwadzieścia siedem lat.
- Ok, ok po prostu według mnie pasujecie do siebie – upierała się Katie.
- Przyprowadźcie go – skapitulowała Elizabeth. – Jeśli nie wypali to będzie tylko wasza wina, jasne?
CZYTASZ
High heels
RomanceBogaty, atrakcyjny i pewny siebie właściciel firmy nie potrafi poradzić sobie ze swoją asystentką. Elizabeth to piękna kobieta o włoskim temperamencie. Świetnie wykształcona i niezawodna jeżeli chodzi o pracę doprowadza go do szału. Czy kiedy kobiet...