Rozdział 6

2.5K 161 11
                                    

- Dakota - powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę.

- Zostaw mnie - krzyknęłam i schowałam się za plecami jego brata.

- Proszę, daj mi wyjaśnić - próbował się do mnie zbliżyć, ale szybko go wyminęłam i wsiadłam do samochodu, a zaraz po mnie miejsce pasażera zajął Jackson. Odpaliłam samochód i podjechałam na miejsce startu.

- Która godzina? - zapytałam, a głos niebezpiecznie mi zadrżał.

- 9:50 PM - pokiwałam twierdząco głową - Czemu tak zareagowałaś? Nie jesteście już razem?- zapytał, a w moim gardle uformowała się gula, którą z trudem przełknęłam.

- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziałam łamiącym głosem i kilka łez spłynęło po moich policzkach.

- Spokojnie, nie chcesz to nie mów, ale proszę cię nie płacz - poprosił i wytarł moje policzki ze słonej cieczy. Wyciągnął ramiona w moją stronę, a ja od razu wtuliłam się w jego tors, na tyle, ile pozwalał mi samochód. Po chwili przed samochody wyszła skąpo ubrana brunetka z flagą w ręku.

- Gotowi? - w odpowiedzi wszyscy zaryczeli silnikami. Po chwili flaga leżała na ziemi i wszyscy ruszyli.

***

Byłam na prowadzeniu i było już blisko mety, nagle zaczął wyprzedzać mnie czarny McLaren P1.


- To chyba jakieś, kurwa kpiny - krzyknęłam.

- Kto to jest?

- Nie mam bladego pojęcia - odpowiedziałam, bo naprawdę nie wiedziałam. Mogłam jedynie rzec, że jest dobry, a nawet bardzo dobry. Ale ja jestem lepsza, wcisnęłam jeszcze mocnej pedał gazu i wygrałam.

Wyszłam z samochodu, a zaraz za mną Jackson. Podbiegłam do niego i uwiesiłam się na nim na małpka, owijając nogi wokół jego talii.

- Wygrałam - szepnęłam mu do ucha.

- Wiem - odszepnął i się zaśmiał. Zeszłam z mojego przyjaciela i zaczęłam rozglądać się za samochodem osoby, która prawie ze mną wygrała, ale nigdzie go nie było. Dziwne. Poczułam lekkie trącenie w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam Josh'a, który wręczył mi plik banknotów. Szybko chowałam je do kieszeni. 

- Gratulacje, mała - powiedział i mnie przytulił.

- Dzięki, Josh - odpowiedziałam.

Wsiadłam do samochodu i skierowałam się do domu razem z moim przyjacielem.

- Śpisz dzisiaj u mnie - wyjaśniłam, gdy zobaczyłam jego pytające spojrzenie. 

- Och, okej - odpowiedział wzruszając ramionami.

***

Po około pół godziny drogi byliśmy pod domem.

- Pościele ci w gościnnym, okej? - zapytałam, po przekroczeniu progu.

- Okej. No no nieźle - skomentował, na co się zaśmiałam.

- Chodź pokarze ci łazienkę - otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka - tu masz czyste ręczniki i nowe szczoteczki - wskazałam na szafkę - i zaraz przyniosę ci jakieś ubrania. Um, może obejrzysz telewizję, albo coś - pokiwał głową, a ja skierowałam się do sypialni. Gdy już tam byłam, weszłam do garderoby i znalazłam jakieś nie używane dresy, bokserki oraz jakiś T-shirt. Z powrotem zeszłam na dół i zastałam Jackson'a w salonie. Położyłam mu ubrania na kolana i zapytałam:

- To są nowe ubrania... i może jesteś głodny? 

- Trochę, pójdę wziąć tylko szybki prysznic - pokiwałam głową i skierowałam się do kuchni. Wyjęłam z lodówki potrzebne produkty. Po około 10 minutach, gdy już kończyłam robić omlet, Jackson wszedł do kuchni w ubraniach, które mu dałam, wycierając włosy ręcznikiem.

- No to się często nie zdarza. Ty i gotowanie - zaśmiał się, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.

- Siadaj, zaraz będzie gotowe - powiadomiłam go, a on spełnił moją prośbę i usiadł na stołku przy blacie. Postawiłam przed nim szklankę z wodą (bo o ile pamiętam, to tylko to pije. Nie licząc napojów alkoholowych), talerz i sztućce. Po chwili nałożyłam na talerz omlet.

- Smacznego, ja idę przygotować ci pokój - oznajmiłam i skierowałam się na górę do pokoju gościnnego. Weszłam tam i na początku nałożyłam nową pościel, zasłoniłam okna i z lekka ogółem go ogarnęłam. Gdy wróciłam, mój przyjaciel kończył już jeść... kolacje? Tak, niech będzie kolację.

- Chodź, pokaże ci pokój - powiedział, a po chwili życzyłam Jackson'owi dobrej nocy, i że gdyby czegoś potrzebował, to będę w pokoju obok. Zamknęłam drzwi i zeszłam jeszcze na dół po telefon. Gdy byłam już w połowie schodów zadzwonił mój telefon. Przesunęłam palcem po dotykowym ekranie, nie patrząc nawet kto dzwonił.

- Halo?

- Proszę tylko się nie rozłączaj - po głosie rozpoznałam, że był to... Jeremy. Czego on ode mnie chce?! Boże mam już tego wszystkiego dosyć. Weszłam szybko po schodach i zamknęłam drzwi od sypialni. Jakby Jaskcon usłyszał, to byłoby tylko więcej nie potrzebnych problemów. 

- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? - zapytałam lekko łamiącym się głosem. Tylko nie to, nie będę płakać.

- Proszę nie płacz. Już dość przeze mnie wycierpiałaś.

- Więc zostaw mn-nie w spo-okoju - wychlipialam przez płacz.

- Zrobię to, objecuję. Tylko daj mi wytłumaczyć, poza tym myślę, że chciałbys wiedzieć. 

- Więc słu-ucham - rzuciłam oschle. Niby co takiego chciałabym wiedzieć?

- Nie przez telefon. Przyjadę po ciebie o 10 AM.

- Niegdzie z tobą nie pojadę.

- Proszę zaufaj mi.

- Po tym co mi zrobiłeś?!

- Ten ostatni raz - westchnęłam ciężko. Będę tego żałować...

- Ha-arry nie może cię zobaczyć. Ja przy-yjadę po ciebie.

- Okej. Miłej nocy. 

- Ta - mruknęłam i się rozłączyłam.

To się źle skończy. Nie powinnam była się zgadzać. Już za późno - odezwała się moja podświadomość. Ta, niestety. Zdjęłam z siebie ubrania i wrzuciłam je do szafy w garderobie. Następnie w samej bieliźnie położyłam się do łóżka. Zaczęłam się zastanawiać, co było tak ważnego, że nie chciał mi tego powiedzieć przez telefon. Po chwili wykończona dzisiejszym dniem zapadłam w sen...

~~*~~

Hej. W związku z tym, że nikt nie napisał, kiedy mają pojawiać się rozdziały. Sama wybrałam dzień i to bd sobota, mam  nadzieje że się cieczycie :p, jeśli rozdziały będą którtkie, czasami dodam 2 razy w tygodniu. 

Do zobaczenia xoxo


Changes ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz