Rozdział 17

1.9K 139 8
                                    

*INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM*


Była 5:30 AM. Kylie Dziwka miała do pracy na szóstą. Postanowiłam zająć się nią od razu w poniedziałek, przed jej pracą. Też miałam różne rzeczy do załatwienia, a ktoś taki nie zasługiwał, aby zajmować cały mój czas. Dopiłam swoje espresso i wstawiłam kubek do zlewu. Wyjęłam telefon ze swoich czarnych rurek, weszłam w kontakty i zadzwoniłam do Jake'a.

- Jesteś już pod jej mieszkaniem? - zapytałam bez zbędnego przywitania.

- Tak, zaraz powinna wychodzić. Jesteś pewna, że chcesz...

- Jake - westchnęłam, powoli tracąc cierpliwość, mój dzisiejszy stan emocjonalny to wkurwienie - możesz zrobić to o co cię proszę? Jeżeli nie, to sama sobie poradzę - powiedziałam spokojnym głosem.

- Okej, spotkamy się na wybrzeżach Londynu, w starych magazynach - poinformował mnie i zakończył połączenie. No, od razu lepiej.

- Cześć - usłyszałam lekko zachrypnięty głos. Podskoczyłam wystraszona i odwróciłam się gwałtownie do tyłu - Spoko, to tylko ja - blondyn podniósł ręce do góry.

- Wystraszyłeś mnie - wytłumaczyłam - Po co tak rano wstałeś? - zapytałam.

- Zachciało mi się pić - wzruszył ramionami.

Pokiwałam głowa i skierowałam się do holu. Założyłam swoje adidasy i zdjęłam kurtkę z wieszaka, po czym założyłam na swoje ramiona. Podniosłam wzrok i zauważyłam Jeremy'ego opartego o ścianę.

- Postaram się załatwić to jak najszybciej. Jakby coś się działo z Hanną to dzwoń.

- Mówisz o tym, jak o pogodzie. Stara Dakota wróciła?

- Nie to jednorazowe. Nigdy nie pozwolę jej wrócić - powiedziałam i wyszłam na zewnątrz. Na podwórku było dość pochmurnie i chłodno, dlatego zapięłam się aż pod sama szyję.

Otworzyłam pilotem samochód, wsiadłam do niego i odjechałam w stronę umówionego miejsca.

Przez te kilka dni, nie działo się nic specjalnego. Harry nie przychodził do domu Jeremy'ego i dobrze, ponieważ nie wiem jakby się to skończyło. Może bym nie wytrzymała i zabiła go na miejscu? Dlaczego miałabym tego nie zrobić? On mógł mnie zdradzić. Zdradzić. To słowo towarzyszyło mi przez te całe trzy dni. Gdy tylko zamykałam powieki i próbowałam zasnąć, od razu przed moimi oczami pojawiał się ich obraz razem. Ale ten koszmar miał się niedługo skończyć. Chyba oboje nie wiedzieli z kim zadarli.

***

Równo o szóstej zaparkowałam przed starymi magazynami. Wysiadłam z samochodu i trzasnęłam drzwiczkami. Nie fatygowałam się z jego zamknięciem, ponieważ to miejsce było opuszczone już od dobrych kilku lat. Ruszyłam do wejścia i w pewnym momencie zauważyłam tam kobieca sylwetkę. Gdy byłam coraz bliżej, mogłam dostrzec, że to Rose. Co ona tu robi?!

- Co ty tu robisz? - powiedziałam - W ogóle jak się tu znalazłaś?

- Przyjechałam ci pomóc.

- Ale w czym? - one nie wiedziała. Prawda?

- Nie udawaj głupiej, myślisz, że nie wiedziałam czym ty i Jeremy się zajmowaliście? - zapytała kpiąco.

- Jak się dowiedziałaś? - zapytałam zdziwiona. Założyłam ręce na piersi i patrzyłam na nią z wyczekiwaniem.

- Jestem twoja przyjaciółką - odparła, wzruszając ramionami.

Ta sytuacja była dziwna. Chciałam przez tyle lat ją od tego uchronić, a ona o wszystkim wiedziała. Mam nadzieje, że tylko ona i nikt więcej.

- Chodź, nie dajmy Kylie tyle czekać - pociągnęła mnie za ramię, ale zaparłam się nogami, żeby nie mogła wejść do środka. Odwróciła się w moja stronę i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.

- Ty tu zostajesz, nie będziesz na to patrzeć - powiedziałam, ale ona pokręciła głową.

- Dakota...

- Nie. Proszę cię zostań tu, nie chcę żebyś to widziała - westchnęła, ale w końcu się zgodziła.

- Nie podaruj jej tego, gdy ja ostrzegałam, miała to w dupie - krzyknęła za mną.

Przekroczyłam próg magazynu i zobaczyłam mojego przyjaciela, który opierał się o betonową ścianę.

- Gdzie jest ta dziwka? - zapytałam, zbyt wyczerpana by silić się na jakiś uprzejmy ton. W takiej sytuacji nie dało się być miłym.

- Prosto na końcu w lewo. Był jakiś gabinet, dlatego tam ją zostawiłem.

- Dzięki.

- Ja nie będę w tym uczestniczył. Wiesz, że tego nie popieram - powiedział i wyszedł na zewnątrz.

Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam, że gdzieniegdzie stały jakieś pojedyncze kartony, a niektóre z okien nie miały szyb. Wszędzie było pełno kurzu i śmierdziało stęchlizną.

Gdy w końcu przestałam "podziwiać" otoczenie, ruszyłam zgodnie ze wskazówkami Jake'a. Z daleka widziałam, że było to jakieś małe pomieszczenie, które faktycznie mogło być gabinetem,, bo nawet posiadało jakiś drzwi. Chwyciłam za coś, co przypominało klamkę, ale drzwi nie odpuściły, dlatego kopnęłam w nie z całej siły, aż w końcu odpuściły,a do koło rozległ się niewielki huk. Weszłam do środka i zobaczyłam, że na środku pomieszczenia siedziała ta suka, co spierdoliła mi życie. Była przywiązana do krzesła i miała na głowie worek. Trzęsła się i mimo, że nie widziałam jej twarzy, to wiedziałam, że byłam wystraszona, a może raczej przerażona? Podeszłam do niej i ściągnęłam worek, miała rozmazany makijaż, pewnie od płaczu. Trochę godności, dziewczyno.

Gdy tylko zobaczyła kto przed nią stoi z jej ust wydobył się jeszcze większy szloch.

- Oh, nie płacz Kylie. To zaboli tylko trochę - powiedziałam z uśmiechem. Może wyglądałam teraz jak psychopatka, ale nie obchodziło mnie to.

Wyjęłam zza swojego paska broń i ja przeładowałam.

- Nie pro-oszę - zaśmiałam się głośno.

- O co kurwa prosisz?! - krzyknęłam, a ona podskoczyła.

- Nie rób te-ego, proszę. Zro-obię co zechcesz.

Wzięłam zamach i już miałam jej przywalić, ale się powstrzymałam. Kulka w łeb to wszystko, żadnych innych śladów.

- Nie masz prawa prosić mnie o cokolwiek. Trzeba było trzymać się od Harry'ego z daleka i posłuchać za pierwszym razem - przystawiłam broń do jej głowy i już miałam pociągnąć za spust, ale powiedziała jedno pierdolone zdanie. O jedno zdanie za dużo.

- Wspaniale było czuć go w sobie.

Zacisnęłam rękę w pięść i uderzyłam kilka razy w jej gębę. Z jej nosa i wargi zaczęła lecieć krew, a ona jęczała z bólu. Odwiązałam ja od krzesła i rzuciłam na podłogę. Wzięłam jakąś przypadkową belkę i uderzyłam w jej brzuch. Każdy kolejny oznak tego, że cierpi, był muzyką dla moich uszu. Biłam ją do tego momentu, aż zobaczyłam, że zaczyna tracić przytomność.

- Zgnij w piekle, dziwko - nacisnęłam za spust, później kolejny i kolejny, aż magazynek był pusty.

Udało jej się, jeśli oczekiwała, że stracę kontrolę, to to jej się właśnie udało. Bo przywróciła potwora z przed dwóch lat...

~~*~~

Hejka! Dziękuję za głosy pod poprzednim rozdziałem :) i mam nadzieje, że tutaj też będziecie głosować.

A teraz... Za tydzień nie bd rozdziału, ponieważ lecę do Norwegii i nie bd miała czasu go napisać. Mam nadzieje, że zrozumiecie :)

Miłego czytania!

Do zobaczenia xoxo

Changes ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz