Rozdział 20

1.8K 114 4
                                    

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Wszędzie było biało. Domyśliłam się, że jestem w szpitalu. Usłyszałam, iż drzwi od sali się otwierają, dlatego odwróciłam głowę w tamtą stronę i zobaczyłam Harry'ego. Zmarszczyłam brwi na jego stan i w ogóle co on tutaj robi? Włosy miał roztrzepane, oczy zaczerwienione i pod grążone.

- Co ci się stało? Dlaczego jesteś w takim stanie? - zapytałam, nie przerywając z nim kontaktu wzrokowego.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz cholerną białaczkę?! - krzyknął.

- Uspokój się albo odpuścisz tę sale tak szybko, jak do niej wszedłeś - powiedziałam najspokojniejszym tonem na jaki było mnie stać.

Tak nie miało się stać, to miała być moja tajemnica. Teraz wszyscy będą mi współczuć. Nienawidzę tego. Nienawidzę mojego życia. Czemu to zawsze mi muszą przytrafiać się te najgorsze rzeczy? Do moich oczu napłynęły łzy i od razu zaczęły lecieć po moich policzkach.

- Nie prosiłam się o to - wychlipałam. Wzięłam kilka wdechów dla uspokojenia, ale to nic nie pomogło

- Zawsze chciałam mieć męża, który by mnie kochał nad życie, a nie zdradzał. Mylisz, że mi jest łatwo? Jesteś samolubnym idiotą, który troszczy się tylko o siebie - krzyknęłam to, co leżało mi na duszy i od razu poczułam się lepiej, w pewnym sensie.

Harry podszedł do mnie powoli i niepewnie owinął wokół mnie ramiona. Mimo wszystko, gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że go potrzebowałam. Jego ciepła, a ponad wszystko bezpieczeństwa, które mi dawał.

- Wiem. Przepraszam - wyszeptał.

- Nie chcę umierać - płakałam. Naprawdę nie chcę odchodzić z tego świata, ale zresztą kto chce.

- Nie umrzesz - odsunął się ode mnie i potarł kciukiem mój policzek.

Pokręciłam przecząco głową.

- Już jest za późno - wyszeptałam.

- Nie mów tak. Na pewno da się coś jeszcze zrobić - powiedział.

W jego oczach pojawiły się łzy. Odsunął się ode mnie całkowicie i podszedł do okna. Usłyszałam, że pociągnął kilka razy nosem. To jest ciężka i niezręczna sytuacja dla nas obojga.

- Gdzie Hannah i Jeremy? - zapytałam. Mam nadzieje, że nie przyjechali tutaj.

- W domu - odwrócił się do mnie przodem - obiecałem, że zadzwonię do niego.

- I co dzwoniłeś? - zapytałam kpiącym głosem. Zawsze byli wrogami, a teraz nagle są kumplami? To dziwne.

- O co się złościsz? - zapytał, podchodząc do mojego łóżka i siadając obok na taborecie.

Otworzyłam usta, aby mu odpowiedzieć, ale przeszkodziła nam pielęgniarka.

- Dzień dobry. - przywitała się, posyłając uśmiech w moją stronę, ale nie odpowiedziałam jej tym samym. Nie miałam siły - Przyszłam zabrać panią na badania.

Pokiwałam głowa, a kobieta podeszła w stronę mojego łóżka, po tej samej stronie co siedział Harry. Dopiero teraz zauważyłam, że przyprowadziła wózek inwalidzki.

- Nie potrzebuje go - wskazałam ręką na wózek.

- Na początku spróbujemy bez niego, dobrze? - zapytała mnie, a ja pokiwałam niepewnie głową.

Odłożyłam kołdrę na bok, podniosłam się do pozycji siedzącej i spuściłam nogi w dół. Harry wstał z siedzenia i podał mi rękę.

- Sama sobie poradzę - powiedziałam odpychając jego rękę.

Wstałam z łóżka zbyt gwałtownie, przez co prawie upadłam, ponieważ zakręciło mi się w głowie, ale na szczęście Harry w porę mnie złapał. Próbował go odepchnąć, ale mi się to nie udawało. Byłam zbyt słaba, ale nie dopuszczałaby do siebie tej myśli. Jeszcze nie teraz.

- Nie utrudniaj tego - wyszeptał mi do ucha.

- Poradzę sobie - mówiłam, próbując przekonać samą siebie.

Harry puścił mnie powoli, dalej będąc blisko. Na wszelki wypadek. Szlam powoli w stronę drzwi podpierając się ściany. Czułam się, jakby ktoś wyciągnął ze mnie życie. Postawiłam jeszcze kilka kroków i dalej nie dałam rady. Harry to zauważył, ponieważ po chwili poczułam, jak popycha moje ramiona w dół. Usiadłam na wózku i szatyn i szatyn popchnął lekko siedzenie do przodu. Pielęgniarka otworzyła nam drzwi i ruszyliśmy do przodu z kobietą.

- Nie mów Jeremy'emu - powiedziałam, gdy zatrzymaliśmy się pod drzwiami, które mogłam przekroczyć tylko ja i pielęgniarka.

- Nie uważasz, że powinien wiedzieć? - zapytał ostrożnie, jakby bojąc się, iż mnie rozzłości.

- Chcę to zrobić sama, a teraz jakbyś mógł, to zadzwoń do niego i powiedz, żeby się nie martwił - poprosiłam, a Harry pokiwał głową.

Pielęgniarka przejęła od niego wózek i pchnęła go do przodu. Otworzyła drzwi i weszłyśmy do innego pomieszczenia, zostawiając Harry'ego z tylu.

Harry POV

Drzwi zamknęły się za nimi, a ja wyciągnąłem telefon. Wybrałem właściwy kontakt i kliknąłem zieloną słuchawkę.

- Nareszcie. - usłyszałem po drugiej stronie - Wiadomo już coś?

- Tak, wszystko jest w porządku - powiedziałem i wziąłem głęboki oddech.

Znowu miałem łzy w oczach. Odciągnąłem telefon od ucha i wytarłem drugą ręką oczy, pociągając nosem. To może drugi raz, gdy płacze i to dwa razy przez tę samą kobietę.

- Na pewno wszystko okej? - zapytał, gdy ponownie przystąpiłem telefon do ucha.

- Dakota wszystko ci wytłumaczy. Myślę, że ciebie potrzebuje bardziej niż mnie. Powinieneś tu być - mój głos zaczął się załamywać, dlatego przerwałem swój monolog, aby znowu móc wsiąść głęboki wdech.

- Nie prawda - zaprzeczył. Zmarszczyłem brwi na jego słowa. Myślałem, że zawsze będziemy wrogami, ale chyba się pomyliłem.

- Ona cię kocha. Popełniłeś błąd, ale teraz postaraj się go naprawić. Jeszcze nie jest za późno.

Chciałem powiedzieć, że tak, jest już za późno, ale obiecałem Dakocie, iż nic nie powiem, dlatego odpowiedziałem tylko dzięki, i że będę go informował jeśli coś by się działo.

*** Kilka dni później ***

Dakota POV

Nareszcie dzisiaj wychodzę ze szpitala. Te kilka dni było dla mnie męczarnią. Z dnia na dzień byłam coraz słabsza przez leki, które mi dawali. Lekarze mówili, że pomogą mi w jakimś stopniu, co poniekąd było prawdą, ponieważ czułam się lepiej, ale byłam osłabiona.

Jeremy odwiedzał mnie codziennie, a ja wreszcie powiedziałam mu prawdę. Zareagował podobnie jak Harry. I tak samo ciężko było mi na to patrzeć. Styles za to przychodził z samego rana, jak jeszcze spałam, a wychodził, gdy już zasypiałam. Czasami zostawał na noc i spał na łóżku obok, które odkąd się tu znalazłam było puste. A rano zawsze dostawał ochrzan od pielęgniarek, które kazały mu wyjść. Ale później i tak wracał, jak nie drzwiami to oknem. To było całkiem zabawne, jeśli ktoś patrzył zboku. Dużo też rozmawialiśmy, a nasze stosunki uległy poprawie. Dalej jest mi ciężko przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, ale jest naprawdę lepiej, czuje to. Gdy dowiedziałam się o jego zdradzie, czułam do niego obrzydzenie. Chciało mi się wymiotować na jego widok, bo za każdym razem moja wyobraźnia podsyłała mi przed oczy widok ich razem. Ale już tego nie czuje. Myślę, że powoli mu wybaczam...


Changes ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz