Rozdział 7

2.9K 174 9
                                    

Rano obudziły mnie promienie słoneczne wpadające do pokoju przez nie zasłonięte okno. Że też musiałam o tym zapomnieć. Z jękiem wstałam z łóżka i poszłam wybrać sobie jakieś ubrania. Następnie poszłam do łazienki odprawić poranną toaletę. Gdy już to zrobiłam, poszłam jeszcze po telefon, ówcześnie sprawdzając która godzina (8:30 AM), chowałam go do kieszeni. I zeszłam na dół zrobić coś na śniadanie.

***

Po dwudziestu minutach naleśniki z syropem klonowym leżały na talerzach, a Jackson dalej nie schodził. Pewnie nadal spał, nigdy nie był rannym ptaszkiem.

Otworzyłam drzwi od gościnnego i podeszłam do łóżka.

Miałam rację. Spał jak zabity i cicho pochrapywał. Korda została skopana na podłogę, a on sam leżał w poprzek. Ten widok był tak zabawny, że aż musiałam zrobić zdjęcie. Podeszłam do niego i szturchnął go kilka razy w ramię.

- Wstawaj. Jacskon ruszaj dupę zrobiłam śniadanie.

- Już już, tylko się przebiorę - wymamrotał i zaczął się przeciągać. 

Zeszłam na dół i postanowiłam zadzwonić do Harry'ego. Odebrał po trzech sygnałach.

- Harry Styles, słucham - powiedział zaspanym głosem, pewnie go obudziłam i nawet nie patrzył na ekran. Stąd to oficjalne powitanie.

- Hej. Kiedy będziesz wracał? - zapytałam i w miedzy czasie usiadłam na taboret, czekając na Jacksona, przez którego zaraz będę jeść zimne naleśniki.

- Zaraz będę się zbierał. Gdzieś za pół godziny.

- Oh, okej. To do zobaczenia.

- Cześć.

Usłyszałam kroki na schodach, a po chwili obok mnie siedział Jackson.

- Smacznego - powiedziałam, gdy zaczęliśmy jeść.

- Wzajemnie.

- Nie myśl, że cię wyganiam, ale gdy wróci Harry będę musiała cię odwieźć, bo muszę załatwić pewną sprawę - wytłumaczyłam i wstawiłam brudne naczynia do zmywarki.

- Jasne, ale jak to Harry? - ups. No tak on o niczym nie wiem.

- No jakby ci to powiedzieć... jestem teraz z Harry'm.

- A Jeremy?

- No, po prostu nie jesteśmy już razem. Wiem, że to twój brat, ale...

- Spokojnie nie musisz się tłumaczyć, to Twoje życie. Ważne, że jesteś szczęśliwa. Bo jesteś, prawda? - oczywiście, że jestem. Harry to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Dlatego pokiwałam głową.

- Chodź do Jacksusia - powiedział i rozłożył ramiona. Zaśmiałam się na to zdrobnienie i wtuliłam się w ,,Jacksusia". Usłyszeliśmy chrząknięcie, dlatego odsunęliśmy się od siebie. Odwróciłam się i zobaczyłam Harry'ego. Posłałam mu uśmiech i postanowiłam ich sobie przedstawić.

- Harry, to jest Jackson. Jackson to jest Harry.

- Cześć - do wszystko co powiedzieli, no i jeszcze podali sobie ręce.

- Um, Harry muszę odwiedzić Jacksoon'a, będę za około dwie godziny - powiedziałam i zaczęłam iść do holu, ale poczułam szarpnięcie.

- Jak wrócisz, musimy porozmawiać - wyszeptał mi do ucha, a ja pokiwałam niepewnie głową. Ciekawe o czym chce porozmawiać? Ton jego głosu był wręcz przerażający. Gdy znalazłam się wreszcie tam, gdzie chciałam i zobaczyłam, że Jackson ma na sobie kurtkę i buty, posłałam mu przepraszające spojrzenie i po chwili też byłam już ubrana. Wyszliśmy na zewnątrz i wsiedliśmy do samochodu.

***

Po czterdzieści pięciu minutach byłam pod domem Jeremy'ego. Wysłałam mu esemesa, że już na niego czekam.

Kilka minut później wyszedł z domu i zmierzał w stronę mojego samochodu. Postanowiłam przybrać na twarz maskę obojętności. Nie mogę pokazać, że budzi we mnie jakiekolwiek emocji, nawet te złe. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk zamykanych drzwi.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam nie odwracając wzorku od przedniej szyby.

- Gunnersbury Cemetery.

- Ale to cmentarz.

- Tak, to jest cmentarz. Jedź, chcę ci wszystko wyjaśnić - pokiwałam głową i ruszyłam na... cmentarz. Po co chciał jechać tam jechać. To chyba nie jest dobre miejsce do tego typu rozmów. A może on chce mnie zabić? Albo zakopać żywcem?! Nie, nie popadajmy w paranoje. 

Zaparkowałam samochód na parkingu i wysiedliśmy z niego.

- Po co tu przyjechaliśmy? - zapytałam z lekką obawą. W zasadzie to nie wiem czego się boję.

- Nie pytaj. Chodź - wyciągnął rękę w moją stronę. On chyba oszalał, nie będę go dotykać. W ŻADEN sposób. Ominęłam go i skierowałam się w stronę bramy. Po chwili Jeremy szedł tuż obok mnie, prowadząc we właściwe miejsce.

Ustaliśmy przed jakimś nagrobkiem. Popatrzyłam na niego i zamarłam.

Kate Julia Bower        Zmarła 4 lutego 2015 r.

- O MÓJ BOŻE - zakryłam sobie usta dłonią, ledwo powstrzymując płacz - Jak to się stało?

- Zginęła w wypadku samochodowym - wyjaśnił. Zerknęłam na niego i zobaczyłam, że w jego oczach też są łzy.

- Nie wiedziałam, przepraszam - zapłakałam.

- Gdy byłaś na Bahamach. Wtedy to się stało, a jeszcze potem dowiedziałem się o Styles'ie. To wszystko mnie przerosło - schował twarz w dłonie, a ja nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale go przytuliłam, myślę że kierowało mną współczucie. Oplótł ramiona wokół mojej talii, jakby chciał się upewnić, że naprawdę tu jestem. Nie wybaczyłam mu, oczywiście że nie. Po takim czymś ciężko wybaczyć - naprawdę nie...

- Ci, spokojnie. Rozumiem, nie wybaczyłam, ale rozumiem - pokiwał głową na znak zrozumienia - chodź już i tak tu nic nie zdziałamy - złapał mnie za rękę - Jeremy - upomniałam go. Nie chciałam, żeby trzymał mnie za rękę, nawet jeśli miałby to być tylko przyjacielski gest.

- Przepraszam - powiedział i puścił moją rękę.

Gdy znaleźliśmy się już przy samochodzie, wsiedliśmy do niego i pojechaliśmy pod dom Jeremy'ego.

- Czujesz do mnie coś jeszcze? - zapytał z nadzieją słyszalną w głosie. To ukuło mnie w serce.

- Jeremy nadal wiele dla mnie znaczysz, ale nie kocham cię już tak jak wcześniej. Raczej jak brata, rozumiesz? - pokiwał głową i odwrócił ją w stronę szyby. Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Zatrzymałam samochód pod jego domem i dalej nie wiedziałam czy mam przetrwać tę drażniącą ciszę, czy nie.

- Wejdziesz?

- Nie, Harry na mnie czeka - oj czeka, czeka...

- Wybaczysz mi kiedyś? - spojrzał na mnie, a ja nie potrafiłam spuścić oczu na moje kolana.

- Nie wiem, naprawdę. Wiesz jak ja się czułam? I jeszcze... - w porę się pohamowałam. Jak bym mu powiedziała, to bym chyba skoczyła z mostu.

- Co? - OMG i co ja teraz zrobię?! Zawsze powiem coś czego nie powinnam.

- Co co? - będę udawać idiotkę.

- Powiedziałaś "i jeszcze..." - jestem w ciąży, ale nie martw się, nie musisz się tym przejmować. Nigdy w życiu.

- Musiało ci się przesłyszeć.

 -Dobra, będę lecieć. Do zobaczenia - pokiwałam głową, po czym poczekałam, aż zamknie drzwi i ruszyłam do domu.

- Jestem - krzyknęłam, gdy przekroczyłam próg.

- W salonie - tam się też skierowałam - siadaj - wskazał na fotel. Zrobiłam tak jak kazał i czekałam.

- Wiesz, wczoraj oprócz tego, że byłem u Louis'a byłem też w pewnym miejscu - pokiwałam głową - i wiesz kogo tam widziałem?

- Nie.

- Ciebie...


Changes ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz