8. Sex on the mountain.

756 22 5
                                    

Zamarłam stojąc nad biurkiem. To niemożliwe. Zawsze na nim stała ta głupia pozytywka. Odkąd ją dostałam była moją tajemnicą, sejfem skarbów. A teraz zniknęła. Przeszukuję cały pokój. Wyrzucam wszystkie rzeczy na podłogę z szafek. Nigdzie jej nie ma. Zatrzymuję się na chwilę. Muszę pomyśleć. Siadam na łóżku, widzę jak moje ręce trzęsą się. Nie chodzi tutaj o samą pozytywkę, tylko o to, co znajduje się w środku.

Czy ten ból kiedyś minie? Chyba zaczynam w to wątpić. Nie wiem czy umiem sobie z nim poradzić. Chcę tego. Pragnę tego. Ale chyba tracę nadzieję. Zostało jej ostatnie ziarenko.

Zastanawiam się kiedy ostatnio widziałam zgubę. Jestem bardziej niż pewna, że wczorajszego wieczoru jeszcze leżała na swoim miejscu obok książek. W takim razie musiała zniknąć dzisiaj. Mrozi mnie. Przechodzą mnie zimne dreszcze. Tylko jedna osoba była w tym domu. Tylko on był w moim pokoju. Callum. Nie wierzę w to.

Ale kiedy on by to zrobił? Przypominam sobie moment, w którym uciekłam do łazienki, aby nie odczytał moich wszystkich emocji, które zdradzało moje ciało jak z otwartej księgi. Miał wtedy czas. Był tutaj sam.

Nie mogę w to uwierzyć. Myślałam, że między nami jest okej. Miałam nadzieję, że tamten wybryk, na którym go przyłapałam zakończył to. Nie mogłam mylić się bardziej. Wpuściłam go do siebie, a on to wykorzystał. Wykorzystał mnie. Otworzyłam się przed nim, a jego celem było tylko zbliżenie się do mnie, aby mnie w końcu wykorzystać.

Mówią, że czas leczy rany. Ale mój czas dobiegł końca. Nie chcę nigdy więcej czuć.

Jestem wściekła. Jest mi tak cholernie przykro, że postanowił to zrobić. Ale tą szalę goryczy przelewa fakt, że ta pozytywka była dla mnie bardzo ważna. Była moim skarbcem. Chowałam tam tajemnicę, w której posiadaniu teraz jest on. I to nie jest bezpieczne dla mnie. Nie może tego odkryć.

Jestem jak zepsute jabłko. Cała poobijana. W środku zgniła. Nie da się mnie już uratować.

Zaczynam chodzić po całym pokoju. Co ja mam teraz zrobić? Zabiję go. Będzie ginąć w męczarniach. Będę obcinać po jednym palcu, aż nie zostanie nic. To do mnie miał problem o motor, o wtrącanie się w nie swoje sprawy. Ale teraz to on przegiął.

Biorę telefon i wydzwaniam do niego. Nie odbiera. Jednak ja się nie poddaję. Po raz dwudziesty wybieram do niego numer telefonu. Pierwszy sygnał. Drugi. Dziesiąty. Poczta głosowa. Jeszcze raz.

- Ty dupku – wyłączył telefon – Ja ci kurwa dam wyłączać telefon.

Wzięłam bluzę z garderoby, założyłam buty. Zamierzałam go odwiedzić. Jednak przerwał mi dzwonek telefonu. Odebrałam go wkurwiona jak nigdy, myśląc, że po drugiej stronie słuchawki jest Price.

- Ty złamany kutasie – wykrzykuję.

- Wow siostrzyczko, takiego ciepłego powitanie się nie spodziewałem. Czym sobie zasłużyłem? – odezwał się spokojny i lekko rozbawiony sytuacją głos Liama.

- A to ty – powiedziałam trochę zawiedzionym głosem. Mi niestety nie było do śmiechu w obliczu tej sytuacji. Nie żebym nie cieszyła się z telefonu od brata, jednak nie teraz, kiedy mój świata staje na głowie.

- Widzę, że nie za bardzo cieszysz się z usłyszenia mojego głosu – mówi bardzo smutnym tonem. Zrobiło mi się go szkoda. Jednak nie miałam czasu na tłumaczenia i przeprosiny.

- To nie tak – wzdycham – Zniknęła mi jedna rzecz, a zresztą nie ważne – skracam, swoją wypowiedź do minimum, aby jak najszybciej skończyć.

- Jakieś problemy Tavi? Mów, może jakoś pomogę.

- Pomożesz? – prycham pogardliwym tonem – Niby jak? Jesteś miliony kilometrów ode mnie. Ciekawe jak chcesz mi pomóc? Trzymać za rączkę, czy może zaśpiewać kołysankę na lepszy sen? Nie ma cię tutaj. Nie wiesz co się u mnie dzieję, więc sorry, ale twoje dobre chęci nie wystarczą.

The PRICE of the gameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz