Idę nieznaną mi ulicą, która nie wygląda do najbezpieczniejszych. Pali się co druga latarnia, dlatego też panuje półmrok. Akurat teraz musiał rozładować mi się telefon. Dlaczego zawsze w kryzysowych sytuacjach twój telefon odmawia posłuszeństwa. Próbuję go włączyć po raz kolejny, aby wytrzymał chociaż minutę i pokazał mi przynajmniej stronę, w którą powinnam się udać.
Nic z tego. Po dziesiątej próbie odpuszczam. Może zapytam się kogoś o drogę? Gdyby było to takie proste. Ulica jest pusta. Nie wiem czy to dlatego, że jest na tyle wcześnie, że ludzie jeszcze nie wracają z imprezy, czy już jest tak późno, że wszyscy śpią nawaleni w domach.
Szłam przed siebie już z jakieś piętnaście minut, nie widząc niczego na czym mogłabym zawiesić oko. Pojedyncze lokale były zamknięte, co pozwoliło mi oszacować, że jest po 24. Sytuacja robiła się łagodnie mówiąc chujowa. Dziwił mnie fakt, że ulicą nie jechał przez ten czas żaden samochód. Sprawiało to, że traciłam nadzieję na natknięcie się na przystanek autobusowy. Ogarnęła mnie lekka panika. Jest mi zimno, a w pobliżu nie widzę miejsca gdzie mogłabym wejść i się ogrzać lub dowiedzieć się na jakiej dzielnicy wylądowałam. Przeraża mnie też to, co mnie otacza. Ciemne uliczki jak z horrorów po prawej. Park, który owija ciemność po lewej.
Za sobą już nie widzę miejsca, które byłoby najbezpieczniejszą opcją. On wiedział, gdzie jechaliśmy. Gdzie byliśmy. Przede mną, po drugiej stronie ulicy zobaczyłam grupkę chłopców, którzy potykali się o własne nogi. Niedobrze. Widać było, że byli pijani w trzy dupy. Podśpiewywali coś pod nosem, jakąś niezrozumiałą melodię. Nie patrzyłam w ich kierunku. Nie chciałam ich prowokować. Gdy będą chcieli mnie zaczepić, nie mam nawet jak się bronić. Do torebki nie wsadziłam, żadnego gazu pieprzowego lub innej bomby na pijaków. A tata powtarzał, że jak wychodzisz sama musisz być uzbrojona. Jeśli nie masz zbroi na majtkach, miej ją w rękach. Teraz nie posiadam ani jednej, ani drugiej. Przyspieszyłam kroku, aby znaleźć się jak najszybciej poza obszarem zauważenia mnie.
Chyba jednak nie było mi to pisane. Kiedy byłam bliska ich wyminięcia, przeszli na drugą stronę ulicy. Była ich trójka. Trzy na jedną. To nigdy nie kończy się dobrze.
- Ej. Skarbie chodź się z nami zabawić – mówi jeden z nich, popijając piwo.
- Taka ładna sama się szwenda o takiej porze, to znak – drugi z nich przybija piątkę temu pierwszemu.
Trzeci z nich miał jednak inne plany, przybliżył się do mnie. Oblizywał wargę patrząc się na mnie pijackim wzrokiem.
- Zabawmy się – chciał dotknąć mojego policzka, jednak byłam szybsza i uderzyłam go w twarz otwartą ręką.
- Nie dotykaj mnie zboczeńcu – wykrzyczałam mu w twarz, którą teraz trzymał. Musiało go zaboleć, bo mnie ręka też zapiekła. Chciałam się stamtąd wydostać, zaczęłam biec. Jednak pozostała dwójka złapała mnie, uniemożliwiając mi ratunek samej siebie. Odwrócili mnie twarzą do trzeciego chłopaka, na gębie, którego rysowała się złość. Podszedł do mnie tak blisko, że czułam od niego zapach alkoholu. Był nim cały przesiąknięty. Rozbierał mnie wzrokiem, a na samą myśl co planuje chciało mi się wymiotować.
- Popatrz na mnie ty mała suko – kiedy podniosłam wzrok na niego, wiedziałam co się święci – Nie uczyli cię w domu, że nie biję się innym. Teraz pokaże ci dlaczego – podniósł rękę wysoko.
Zamknęłam oczy. Czekałam na to co nadejdzie. Oczekiwałam uderzenia. Nastawiałam się na ból, który mogę poczuć. Jednak one nie nadeszło. Otworzyłam oczy, a przede mną ukazała się wysoka postać, która trzymała rękę napastnika. Kiedy światło z latarni rzuciło promienie na jego twarz, byłam wdzięczna każdemu bóstwu na świecie. Callum Price. To on okazał się moim Bogiem.
CZYTASZ
The PRICE of the game
RomancePodobno najładniejszy uśmiech mają osoby, które najwięcej wycierpiały. Podobno najpiękniejsze oczy mają osoby, które najwięcej płakały. Podobno najwięcej marzą osoby, które najwięcej straciły. Octavia Capone pół Włoszka, pół Brytyjka wiedzie poukład...