Gdy wyszłam z samolotu moje całe ciało wzywało o pomoc. Kto wymyślił tak długie loty? Cały lot siedziałam przed dzieckiem, które kopało mi w oparcie. Gdy w końcu zasnęło, rozładował mi się laptop. Niech żyje 12 godzinna podróż w samotności.
Całe szczęście po wylądowaniu szybko odebrałam bagaże i już mogłam się udać do mojego nowego mieszkania. Chociaż nie. Toaleta. Szlak. Lotnisko jest tak duże, że zajmuje mi 15 minut znalezienie właściwego pomieszczenia. Oczywiście mogłam się kogoś spytać. Ale ci ludzie tutaj są tak bardzo zabiegani.
Mówiłam już, że mam trzy walizki a tylko dwie ręce? I dlaczego nikt wcześniej nie powiedział mi, że tak trudno tutaj wezwać taksówkę. Ale tutaj śmierdzi.
Nie wiem, czy zaczęłam narzekać dlatego, że jestem tak strasznie głodna i zmęczona, czy... Nie, jednak to jest powód mojej sukowatości.
Kiedy nareszcie udaje mi się złapać taksówkę, podaję mężczyźnie w średnim wieku adres domu. Czeka mnie podróż z Los Angeles do Pasadeny. Cieszę się, że to tylko dwadzieścia osiem mil. Zapisuje sobie w pamięci, że to miasto jest moim must have do odwiedzenia podczas mojej wyprowadzki tutaj. Trzydziestominutowa przejażdżka upływa mi na myśleniu o tym, jak poradzę sobie sama. Zawsze miałam kogoś obok, kogoś na kogo mogłam liczyć. Ogarniała mnie obawa na myśl o możliwość zagubienia się. A może to i lepiej, nie powinnam nawiązywać nowych znajomości. Zresztą, mam nowe zasady. Zero uczuć. Bo w końcu nikt cię nie skrzywdzi jeśli mu nie pozwolisz.
Taksówkarz zatrzymuje się na jednej z ulic, wzdłuż, których biegną domki jednorodzinne.
- Dziękuję. Miłego dnia – podaję gotówkę kierowcy i wysiadam z auta.
Jak się okazało, miły Pan pomógł wyciągnąć mi ciężkie walizki z bagażnika, uśmiechając się przy tym równocześnie życząc mi miłego dnia. Ale sympatyczni są tutaj ci ludzie.
Gdy doczłapałam się do domu z numerem siedem, a znalezienie kluczy zajęło mi chyba z tydzień, weszłam przez masywne drzwi do swojej nowej przyszłości.
- Wow – powiedziałam na głos, nie kryjąc swojego zachwytu.
Było tu pięknie. Dom stanowił jednopiętrowy budynek. Na parterze nie było prawie żadnych ścian. Z holu od razu przechodziło się do przestrzennego salonu, który był połączony z kuchnią, a te dwa pomieszczenia rozdzielała tylko wyspa, którą na pewno zamierzam wykorzystać. Zapomniałabym o toalecie dla gości! Jakbym jeszcze zamierzała kogoś zapraszać. Co nie zmienia faktu, że parter jest obłędny. Dominującymi kolorami panującymi na dole są szarości, a dodatki drewniane.
Naprzeciwko drzwi wejściowych były białe schody, które prowadziły do górnej części mieszkania. Plus za to, że nie były kręte. Ja i moja niezdarność myślimy, że nie przeżyłybyśmy wtedy miesiąca. Weszłam na piętro. Były tutaj trzy pary drzwi. Dwie po lewej i jedno po prawej.
Gdy przekroczyłam próg najbliższych drzwi po lewej, moim oczom ukazał się duży pokój, w dość neutralnym stylu. Łóżko, szafa, jakieś biurko, telewizor i malutkie pomieszczenie zagospodarowane jako toaleta. Zawsze mogło być gorzej – pomyślałam o swoim nowym pokoju. A moje myśli pobiegły w tym kierunku nie dlatego, że jestem rozpieszczonym bachorem. Tak, zawsze miałam pieniądze i żyłam w dobrych warunkach. Ale te myśli przeszły mi przez myśl tylko dlatego, że miałam nadzieję iż ten pokój będzie odzwierciedleniem Palermo i dzięki niemu nie będę czuła tych tysięcy kilometrów pustki między mną a byłym domem. Widok był na ulicę. Uśmiecham się do siebie, gdyż przypominam sobie jak parę minut temu męczyłam się z walizkami, które ciągle wypadał mi z rąk. Wychodząc zamknęłam drzwi i udałam się do pokoju naprzeciwko.
CZYTASZ
The PRICE of the game
Storie d'amorePodobno najładniejszy uśmiech mają osoby, które najwięcej wycierpiały. Podobno najpiękniejsze oczy mają osoby, które najwięcej płakały. Podobno najwięcej marzą osoby, które najwięcej straciły. Octavia Capone pół Włoszka, pół Brytyjka wiedzie poukład...