17. Wolałbym zjeść coś innego niż te pierdolone pierniki.

629 17 9
                                    

Nie wiem, w którym momencie Michael opuścił moje mieszkanie. Ale cieszyłam się, że nie ma go tutaj. Wszedł bez ostrzeżenia i sprowadził nad nas chmury deszczu. Burza z nich była nieunikniona, obawiałam się jedynie, że przerodzi się w huragan, a straty po nim mogą być ogromne. W pokoju rozbrzmiewały słowa rzucone w naszym kierunku. Callum musi stworzyć drużynę składającą się z sześciu osób. Z co najmniej jedną dziewczyną. Żadne z nas nie potrafiło niczego powiedzieć. Ból w oczach Price'a odczuwałam ze zdwojoną siłą. Pozostali kręcili się nerwowo po pokoju, ale nic nie mówili jakby wszyscy czekali co czarnowłosy ma do powiedzenia. Czekali, aż zapewni ich, że to nic takiego, że sobie poradzimy. Cisza przedłużała się w nieskończoność, aż w końcu Scott wziął z pobliskiego stołu kartkę z długopisem i zaczął coś na nich kreślić.

- Co ty piszesz? – Callum otrząsnął się z letargu, w którym pozostawał przez dłuższy czas, podszedł do przyjaciela i zobaczył jak na czystej kartce widnieje jego imię. Wkurzony wyrwał mu ją z ręki i pogniótł z całych sił wyrzucając w kąt salonu.

- Kurwa Price, co ty do cholery robisz?! – Scott też nie zamierzał oszczędzać się w słowach. Stanęli przed sobą równie rozwścieczone byki. Brakowało niewiele by obojgu poszła para z uszu.

- To ja się powinienem o to zapytać? – zauważyłam na jego szyi żyłę, która niebezpiecznie pulsowała. Po raz pierwszy od dawna nie kontroluje sytuacji, co wybiło go. Nie wie co robić, nie ma nawet czasu ,aby się zastanowić co powinny zrobić, każdy oczekiwał od niego od razu reakcji, a on był zagubiony. Wieść o tym, że to on sprowadził takie złe wieści dobiła go.

- Chyba nie sądziłeś, że pozwolę ci być w tym samemu – prycha w jego twarz, nie bojąc się jego wybuchu złości.

- Nie ważne czy ci się podoba to czy nie, wpiszemy się na tą listę – do rozmowy wtrąca się Hunter, tak samo gotowy do walki.

- Wy nie rozumiecie, nie pozwolę wam ryzykować dla mnie. To ja pisałem się na to, nie wy. Nie mam prawa was narażać, nie mogę. Po prostu nie chcę! Nie będzie żadnej pierdolonej listy – usiadł próbując się uspokoić, jakby rozmowa była skończona. Jednak tylko dla niego. Chłopcy osaczyli go, byli bojowo nastawieni. My dziewczyny nie chcieliśmy się wtrącać na razie, lecz nie potrafiłam tego zostawić bez echa.

- Nie uważasz, że to my powinniśmy o tym zdecydować? – podniósł na mnie zmęczony wzrok. Jego cienie pod oczami wskazywały, że ostatni czas nie był dla niego łaskawy. Na co dzień jego przystojna twarz jest wolna od skaz. Ale kiedy pojawia się jakiś problem, nagle można dostrzec nawarstwione zmęczenie. Teraz był wściekły, ale nie na chłopaków, nie na Huntera, Aleca czy Scotta. Na mnie. Wtrąciłam się, bo musiałam to zrobić. Nie podniosłam tonu głosu. Nie uległam pod naciskom jego spojrzenia. Musiał wiedzieć co myślimy na ten temat i nie zamierzamy się poddać. Jesteśmy razem, myślałam, że o tym pamięta, dlatego nie wiedziałam czemu się tak na mnie złości.

- Nie patrz tak na nią. Octavia ma rację – broni mnie Warren, za co jestem mu wdzięczna – Kogo innego zamierzasz wziąć? – pytanie było gwoździem do trumny Price'a, jednak nie poddawał się tak łatwo.

- Znajdę kogoś.

- I zaufasz im tak jak nam? – chłopak bił się z myślami dobrze wiedział, że nie jest w stanie podważyć tego argumentu. Może udałoby mu się znaleźć osoby, które oddałby wszystko, aby być w jednej drużynie z niepokonanym Price'em. Ale zaufanie to coś czego nie da się kupić, a jedynie potrzeba czasu i pracy, aby ono się pojawiło. A on nie miał tyle czasu. Miał niespełna dwa tygodnie na domknięcie listy i podanie jej organizatorowi. Wiedział, że przegrał, a ja byłam przekonana, że zwycięstwo odnieśliśmy wszyscy.

- Gdzie jest ta kartka, bo chcę się wpisać – Alec wyrywa długopis Scottowi równocześnie klepie Calluma po plecach dając mu wsparcie, zapewniając, że wszystko będzie dobrze.

The PRICE of the gameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz