POV Callum
Co ja robiłem? Nie mogłem uwierzyć, że zostawiłem ją tam. Jakim potworem trzeba być, aby uciec od miłości swojego życia?
Zawsze byłeś potworem.
Znałem swoje wady. Nie ukrywałem ich, wręcz przeciwnie podkreślałem je, aby ludzie wiedzieli jak niebezpieczny jestem. Ale przy niej moje mury opadały stawałem się bezbronny. Ludzki.
Ledwo pamiętam drogę, która mnie tutaj doprowadziła. Jechałem na motorze pozbawiony myśli, pozbawiony serca, bo one zostało tam z nią na rozgrzanym asfalcie, w rozbitym aucie. Nie wiedziałem gdzie uciekam dopóki nie stanąłem na tym przeklętym urwisku. Nawet teraz moja podświadomość musiała mnie karać i zawlec mnie tam gdzie wszystko kojarzy mi się z nią. I czy mogło być inaczej? Czy będzie inaczej? Czy nadejdzie moment, w którym wszystko przestanie mi przypominać o niej?
Wiedziałem, że Scott już jedzie. Powinien tu być lada moment. I wiedziałem, że rozmowa z nim nie będzie łatwa. A ja nie byłam kurwa na nią gotowy. Jak można się przygotować na to co chcę mu przekazać.
Nigdy nie płakałem. Uważałem to za słabość. Coś co muszę wyrzucić ze swojego życia, aby nie pokazywać jak słabe może być ludzkie ciało. Bo ja nie mogłem taki być. Łzy zabierały nam siłę. Tak bardzo nienawidziłem widzieć tych przeklętych łez w jej oczach, a wiedziałem, że będę ich powodem. Kolejnym. Znienawidzi mnie. Wiedziałem to, ale ona była dla mnie ważniejsza. I ocieka tu hipokryzją, bo zraniłem ją a moje przyszłe czyny zrobią to jeszcze bardziej. Ale przysięgam na niczym bardziej mi nie zależy niż na jej bezpieczeństwie.
Ogarnąłem się. Nie wiem jakim cudem mi się to udało, ciągle wracałem do tamtej chwili. Powiedziałem jej tak okropne słowa. A potem już tylko trzask. Dziękowałem niebiosom, że zapięła te cholerne pasy, o które wielokrotnie suszyłem jej głowę. Ale żałuję, że wtedy się ocknąłem. Że usłyszałem te kroki. Że podniosłem głowę i dostrzegłem tą zakapturzoną postać. Żałowałem, że przeżyłem.
Wymusiłem wymioty, które i tak mi nie pomogły. Rany na moim ciele, chodź nie należały do najlżejszych przypominały mi o tamtym błędzie. Chciałem je czuć i żałowałem, że nie ma ich więcej. Nawet motor obrócił się przeciwko mnie.
Wtedy dostrzegłem reflektory auta i wiedziałem, że czeka mnie jeszcze jedna walka.
- Callum nic ci nie jest? – to ja zawsze musiałem wyciągać go z dołka. Miałem gorsze dni, ale nigdy nie dopuszczałem nikogo do siebie. Wiedziałem, że chciał być przy mnie w momentach kiedy byłem toksyczny dla siebie samego, ale odtrącałem go. Nie przyznam się, ale potrzebowałem go. A ta troska na jego twarzy tak bardzo przypominała mi troskę jaką ona mnie obdarzała – To nie wygląda dobrze. Chodź zawiozę cię do szpitala – pociągnął mnie za rękę, ale sprawnie się mu wyrwałem.
- Nie Scott – byłem przekonujący. Wiedziałem to. Opracowałem to do perfekcji, dla ludzi którym zależało tylko na moim nazwisku – Tak będzie lepiej dla wszystkim.
- O czym ty mówisz?
- Jeszcze tego nie zauważyłeś? – prychnąłem. On jeszcze nie rozumiał – Powinniśmy się przyzwyczaić, że nie jest mi pisane szczęśliwe zakończenie. To nie jebana bajka, tylko życie.
- Callum nie wiem co się stało. Nie rozumiem. Jeśli się pokłóciliście to przecież nie koniec świata. Nie pierwszy i nieostatni raz. Takie są związki, trzeba chodzić na kompromisy. Porozmawiacie, przeprosisz i po sprawie. Przecież zobaczy, że żałujesz – poklepał mnie po plecach dając wsparcie. Żył w błędzie, bo mimo że faktycznie się pokłóciliśmy to nie miało wpływu na moją decyzję. Były nim te brązowe oczy, które zasłużyły na porządne życie. Chciałem, aby mój przyjaciel miał rację, ale nigdy nie był tak daleki od prawdy.
CZYTASZ
The PRICE of the game
RomancePodobno najładniejszy uśmiech mają osoby, które najwięcej wycierpiały. Podobno najpiękniejsze oczy mają osoby, które najwięcej płakały. Podobno najwięcej marzą osoby, które najwięcej straciły. Octavia Capone pół Włoszka, pół Brytyjka wiedzie poukład...