Potwornie bolała mnie głowa. Syknęłam kiedy chciałam ją podnieść. Dokładnie pamiętałam co się wydarzyło. Wygrałam wyścig, udało mi się. A potem ta wredna małpa rzuciła się na mnie i upadłam. Starałam się otworzyć oczy, ale ból w skroniach był nie do przejścia.
- Boże żyjesz – usłyszałam głos Scotta dobiegający znad mojej głowy.
- Nie wstawaj – nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, że Callum też tutaj jest, lecz jego głos był lekko przytłumiony, dobiega z oddali. Ponowiłam próbę wstania, ale i ta skończyła się niepowodzeniem - Scott dopilnuj, żeby nie wstawała.
- Aniołku leż. Mocno oberwałaś – przytrzymał moje ramiona tak, że dalej moja głowa spoczywała na jego kolanach.
- Gdzie jesteśmy Scotty?
- W aucie. Jedziemy do szpitala, Callum prowadzi. Nic się nie martw.
- Nic mi nie jest. Zawieźcie mnie do domu – nie są mi potrzebne dodatkowe atrakcje. Proszę ich jedyne o szybką podwózkę do domu, nic więcej.
- Nic z tego – parsknął gorzko kierowca, nie zerkając nawet w moją stronę. Koncentrował się na drodze, dostrzegłam w lusterku jego zmarszczki na czole, które mówiły mi, że intensywnie o czymś myśli.
- Callum chcę jechać do domu – pierwsza to była prośba, ale teraz nie siliłam się na uprzejmość dokładnie tak jak on.
- Nie ma kurwa takiej opcji. Uderzyłaś głową o murek, straciłaś przytomność, leci ci krew. Jedziesz do szpitala i zobaczy cię lekarz. Kropka.
- Zrzędzicie – przewróciłam oczami i to był błąd.
- Co jest? – mój ton z mocnego przeszedł na bardzo słaby. Nie uszło to uwadze Scotta - Nie odpływaj Bombon.
- Słabo mi, kręci mi się głowie. Zamknę na chwilę oczy – pulsowanie w głowie było nieprzyjemne. Potrzebuję łóżka i aspiryny.
- Cholera Price. Przyspiesz – to było ostatnie co słyszałam.
Ponownie obudziłam się w szpitalu na jednym z krzeseł. Widziałam w oddali Calluma, który wykłócał się z jedną z pielęgniarek. Był nerwowy. Czułam się zmęczona, ale nic mi nie dolegało. Okej, w głowie lekko mi szumiało, lecz wiele z tych objawów mogło być spowodowane adrenaliną i emocjami jakie czułam przez ostatnie dni. Teraz ze mnie wszystko schodziło i rozchodziło się po moim organizmie. Warren siedział przy mnie, podtrzymując mnie, gdyż byłam zwyczajnie słaba. Po chwili chłopak wrócił do nas wkurzony, usiadł na krześle i niespokojnie pocierał kark.
- Zaraz ktoś cię obejrzy – pokiwałam głową nie podnosząc się. Lepiej było zachować milczenie, widać było, że nie jest skory do rozmowy.
Miało być inaczej. Był prosty plan, miałam wygrać, a my mieliśmy znowu mieć chwilę wytchnienia. Miałam w głowie przebłyski wyścigu. Dźwięk pistoletu gdzieś z tyłu głowy ciągle miał swoje przebłyski. Nie było mi wcale łatwo, ale dałam radę, głównie dzięki Callumowi. Jego słowa krążyły w moim ciele, to myśl o nim ułatwiła mi uspokojenie się. Ta otoczka szpitala nie pomagała mi, jasne światło raziło mnie w oczy, a dźwięki były zbyt głośne. Ale nic mi nie jest, lekka kraksa i tyle.
- Octavia Capone, zapraszam – otworzyły się drzwi, a z nich wyjrzał do nas doktor. Chciałam pójść sama, ale Price od razu znalazł się przy moim boku i nie omieszkał wejść ze mną do gabinetu. Mężczyzna był po czterdziestce, zmęczony zapewne dyżurem na sorze i przyjmowaniem takich dzieciaków jak my z mało ważnymi sprawami – Usiądź – wskazał mi miejsce – I powiedz co się stało?
- Uderzyła się w głowę – odpowiedział za mnie Price.
- Obejrzyjmy to – moje włosy kleiły się od zaschniętej krwi, ale nie było jej wiele. Wziął jakieś przybory i zajął się skazą – Rana nie jest na tyle głęboka, żeby ją szyć.
CZYTASZ
The PRICE of the game
RomancePodobno najładniejszy uśmiech mają osoby, które najwięcej wycierpiały. Podobno najpiękniejsze oczy mają osoby, które najwięcej płakały. Podobno najwięcej marzą osoby, które najwięcej straciły. Octavia Capone pół Włoszka, pół Brytyjka wiedzie poukład...