30. Dopóki róża nas nie rozłączy.

471 15 2
                                    

Rok ma 365 dni. Każdy dzień dwadzieścia cztery godziny. A godzina sześćdziesiąt minut. W tym wszystkim są sekundy. Chodź najmniejsza tak drobna to ona oddziela nas między życiem a śmiercią. Nie znasz daty. Nie znasz godziny ani przyczyny. I to ta dana chwila jest bramą między zniknięciem na zawsze. Nie możesz się na to przygotować. Nie chcesz tego. Bo śmierć nie jest przeciwieństwem życia, a jego częścią. To pasmo decyzji, które doprowadziły cię do tego momentu.

Patrząc na niego musiałam wiedzieć, że jest źle. Musiałam usłyszeć jego coraz to bardziej spłycony oddech i coraz większą kałużę krwi. Ale nie pozwoliłam tym myślom dojść do głosu. Ja się nigdy nie poddawałam. To nie było w moim zwyczaju. Ale kiedy jego ręką tak bezwiednie opadła na zimny marmur było to iskrą zapłonową.

On nie żyje.

Poczułam silnie ramiona, które oplotły mnie wokół talii i siłą odciągały od jego ciała. Próbowałam się wyrwać, aby nie został sam. Zawsze był taki samotny. On chciał tylko mieć kogoś. Osobę, która będzie jego rodziną. On zwyczajnie chciał kochać i być kochany. W swój własny pokręcony sposób, ale czy nie każdy człowiek zasługuje na miłość i szczęście? Nie chciałam go zostawiać. Nie zasłużył na to. Przy krzywdzie jaką sobie oboje zafundowaliśmy, chciałam przynajmniej dać mu tyle. By nie umierał sam. Nie obchodziły mnie syreny policyjne, prośby przyjaciół, ochroniarze Michaela, którzy kazali nam się wynosi. Zostawiałam na podłodze przyjaciela. Czy nie w ten sam sposób on zostawił swojego? Czy mnie czeka taki sam los? W końcu karma to suka, wraca. Callum uniósł mnie w powietrze, próbując zabrać z tamtego miejsca. Wierzgałam nogami, próbując się zaprzeć. Mój krzyk i płacz roznosił się po całym budynku. Byłam wściekła, że jego drużyna go zostawiła. Kim oni byli? Dał im tak wiele, na pewno tego czego oczekiwali, a kiedy on ich potrzebował stchórzyli i pierwsi stamtąd zwiali. Byłam wściekła na organizatorów. Mogli wymyśleć inną karę. Za kogo się uważają? Znałam odpowiedź. Za panów śmierci. Wymierzali ją komu chcieli i kiedy chcieli. Ale byłam też wściekła na siebie, że nie wysłuchałam go wcześniej. Może wtedy wymyśliłabym jak mu pomóc, aby nie skończył z kulką w brzuchu. Ale nie dałam się mu do siebie dopuścić, bo zaślepiała mnie złość na niego, za to co mi zrobił. Czy teraz miało być tak zawsze? Miałam być przepełniona złością i wyrzutami sumienia?

Nagle postawił mnie na ziemi i odwrócił do siebie. Złapał mnie mocno za ramiona abym się mu nie wyrwała. Wiedziałam, że nie jest mu łatwo. Patrzeć na mnie w tym momencie. Ale i ja byłam zniszczona w tej chwili.

- Octavio popatrz na mnie – krzyknął, wzdrygnęłam się, ale chyba to był sposób – On nie żyje. Nie jesteś w stanie już mu pomóc – był surowy. Ale potrzebowałam, aby ktoś mną potrząsnął. On to zrobił, teraz chodź smutna patrzyłam na niego bardziej obecnym wzrokiem – Wsiądź ze mną na motor. Musimy się stąd wydostać – widział jak walczę sama ze sobą – Proszę – to był moment gdzie poddałam się mu. Narażałam i jego zostając. Nie wybaczyłabym sobie gdyby i on musiał ponieść karę za moje grzechy. Dlatego uciekłam. Historia lubi się powtarzać.

Wyjechaliśmy w mrok. Wtuliłam się w ciało chłopaka, które nie przypominało mi jego. Był spięty, a nawet mój dotyk tego nie zmieniał. Ale nie miałam siły nad tym się zastanawiać. Byłam zmęczona. Świeże powietrze nie ułatwiło mi procesu oddychania. Nie bałam się, że upadnę bo był obok, ale nie wiedziałam jak poradzimy sobie z tym kiedy będziemy mogli się zatrzymać. Odsunęłam się od niego dopiero kiedy sam mnie do tego zmusił. Musiał jakoś zejść z maszyny, a ja przyległam do jego ciała niczym pijawka.

- Co z resztą? – zadałam pytanie kiedy nie dostrzegłam żadnego samochodu pod moim domem. Zaczęła rosnąć we mnie panika, że mogli ich złapać, a teraz mają kłopoty.

The PRICE of the gameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz